Rozdział 25

4.2K 161 28
                                    

Blair

- Dobrze wiesz, że nigdzie z tobą nie pojadę. - oświadczam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Kiedy tylko wypowiadam te słowa, w jego spojrzeniu pojawia się jakiś mrok, który zawsze tak bardzo mnie kręcił. Boże... Blair. Co ty gadasz do cholery? Leżysz w szpitalnym łóżku, poobijana, pewnie wyglądająca jak siedem nieszczęść, a masz jeszcze siłę myśleć o facecie, który zarazem cię rani i tak bardzo pociąga?

To nie jest normalne.

- Nie pytałem cię o zdanie, Blair. - odpowiada tym swoim męskim głosem, od którego aż mam ciarki na plecach, ani na moment nie spuszczając ze mnie wzroku. - To już postanowione i nie podlega żadnej dyskusji, mała.

O nie mój drogi... Nie ze mną te numery.

- Jeśli myślisz, że możesz za mnie decydować, to jesteś w błędzie, Vito. - cedzę przez zaciśnięte zęby. Chyba moje słowa, ma kompletnie gdzieś, bo jedyne co pojawia się na jego twarzy, to ten przeklęty uśmieszek, od którego zawsze miękły mi kolana.

Co za pieprzony drań...

- Dobrze, zostawmy to. - siada na stołku tuż obok mnie. Czy mi się wydaje, czy Vito Falcone właśnie dał za wygraną? A może to jego kolejny podstęp, którym ma na celu jedynie mnie uspokoić, żeby już za chwilę zrzucić na mnie kolejną bombę? Jak już mówiłam, znam tego mężczyznę jak nikt inny i wiem, że jest zdolny do wszystkiego, byleby zdobyć to, czego pragnie. Problem w tym, że ja już sama nie wiem, czego on ode mnie chce. Daje mi tak sprzeczne sygnały, że trudno mi jest to wszystko ogarnąć. To za dużo. Nawet jak dla mnie... - Blair, jak dokładnie doszło do tego wypadku?

- To nie był wypadek. Ktoś zrobił to celowo. - mówię, całkiem poważnie. - I obawiam się, że będzie chciał, zrobić to po raz kolejny.

- Pamiętasz, chociaż jakiej marki był ten samochód? Płeć osoby siedzącej za kierownicą? - widzę to wszystko jak przez mgłę...

- Nie wiem... To wszystko działo się tak szybko. - tłumaczę wystraszona. - Najpierw Luca... Potem. - urywam wpół zdania, zdając sobie sprawę, jaką głupotę właśnie palnęłam.

Brawo, Blair. Teraz to już na pewno, nie da ci spokoju.

Lustruje jego reakcje, ale w tej chwili ciężko mi jest cokolwiek wyczytać, bo jego twarz jest całkowicie wyprana z jakichkolwiek emocji.

- Pieprzysz się z nim, Blair? - jeśli on w ogóle ma czelność oskarżać mnie o coś takiego, to nie jest godny odpowiedzi. Zresztą ja nie jestem nim... Nie pieprze wszystkiego, co się rusza, żeby zaspokoić swoje cholerne żądze, albo zrobić komuś na złość... - Mówiłem Ci, że masz z tym skończyć! - mam to w dupie...

- A ja mówiłam, że nie jestem twoją własnością do cholery! - już nawet nie mam ochoty mu się z tego tłumaczyć... To, co mówię i tak do niego nie dociera. Więc po co mam sobie strzępić język na takiego dupka?

- On cię nie kocha, Blair. - wstaję z krzesła i podchodzi w stronę okna, chyba próbując się uspokoić. Kiedy widzę, jak jego pięści zaciskają się na parapecie, a później uderzają w ścianę, coś aż ściska mnie w gardle. - Po prostu chce się na mnie zemścić, za Darię. - chowa twarz w swoich dużych dłoniach, jakby właśnie zrozumiał, jaki błąd popełnił.

Na to chyba już trochę za późno...

- Zraniłeś go, Vito. Zabrałeś mu jego ukochaną kobietę. - Boże... Co ja pieprze? Przecież Luca nigdy nie kochał tej kobiety. - Jakbyś się czuł, gdyby ktoś zrobił to samo tobie? - już sama nie wiem, w co i komu mam wierzyć. Może Luca robi to specjalnie? Może tak naprawdę nie czuje do mnie kompletnie nic, a jedyne czego chcę to zemsta na swoim byłym kumplu? Teraz to nie jest ważne.

Najważniejsze jest to, żeby Vito nie dowiedział się prawdy, bo wtedy rozpęta się prawdziwe piekło...

- Ty naprawdę sądzisz, że jestem, aż takim potworem? Że przeleciałem kobietę swojego najlepszego przyjaciela?! - patrzy na mnie, pociemniałym ze złości spojrzeniem, chyba próbując odczytać moją reakcję. - Boże, Blair. Ty naprawdę tak uważasz. - chowam twarz w dłoniach, już kompletnie zdezorientowana.

W moim życiu było tak wiele zła, że już sama się w tym wszystkim gubię...

- A co innego miałam myśleć?! - odpowiadam, głośniej niż zamierzałam. - Widziałam wasze zdjęcia. - a może te, zdjęcie to jakiś cholerny fotomontaż? W końcu Daria była kochanką moje ojca, co prawda nieszczęśliwie zakochaną w Vito, ale już kiedyś w klubie, poruszałam tę kwestię i gdzieś w podświadomości, wiem, że Falcone chyba nie jest, aż takim kutasem, żeby pieprzyć dziwkę swojego przyjaciela, a zarazem mojego ojca. - A później podsłuchałam waszą rozmowę, w której Daria zagroziła, ci że jeśli chociażby, na mnie spojrzysz, to nigdy więcej mnie nie zobaczysz... - i właśnie wypowiadając te słowa, wszystko układa mi się w jedną całość. - Chwila. Czy ja dobrze rozumiem? - w mojej głowie już zapala się ostrzegawcza lampka, a cała aż trzęsę się ze strachu. Jeśli zaraz powie mi, że to pieprzona prawda, chyba nie wytrzymam. - Przez ten cały cholerny czas odsuwałeś mnie od siebie, bo bałeś się, że Daria zrobi mi krzywdę?! - naskakuje na niego, oczekując odpowiedzi. Kiedy dostrzegam, że zbliża się ponownie w moim kierunku, a na jego twarzy widać skruchę, chcę mi się wyć. - Ty pieprzony dupku! Jak mogłeś zrobić mi coś takiego?! - odkładam go pięściami, nie panując nad złością, która coraz bardziej przybiera na sile.

Co za cholerny złamas!

- Musiałem cię chronić, Blair. - próbuje z łapać mnie za ręce, którymi cały czas go uderzam. Z każdą kolejną minutą siłą moich uderzeń słabnie, a ręce bolą coraz mocniej. Jeszcze kilka chwil temu, w szale wściekłości nie zwracałam uwagi na ból, który mi towarzyszył, ale teraz, czuję jakbym, za chwilę miała zwymiotować. - Wtedy nie widziałem innego wyjścia, ale to wszystko tak bardzo wymknęło się spod kontroli... - te wylane łzy, nieprzespane noce, ta zabijająca mnie od środka miłość. Tego wszystkiego można było uniknąć, gdyby tylko powiedział mi prawdę... Gdyby zdobył się na odrobinę szczerości, wszystko wyglądałoby inaczej. Ale teraz? Teraz to już nie ma sensu... - Zadałem Ci tyle bólu, Blair. Nawet nie wiem jak mam cię teraz za to wszystko przepraszać. - kiedy próbuje się do mnie zbliżyć, wybucham płaczem, niezdolna do jakiejkolwiek odpowiedzi.

- Wyjdź! Natychmiast! - krzyczę tak głośno, że aż zdzieram sobie gardło.

Mężczyzna spogląda na mnie po raz ostatni, jakby doszukiwał się u mnie jakiejś reakcji, ale kiedy odwracam twarz w przeciwnym kierunku, opuszcza salę, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż podskakuję.

A ja wybucham tak, głośnym płaczem, nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego do cholery zrobił mi coś takiego...

Zadałem Ci tyle bólu, Blair. Nawet nie wiem jak mam cię teraz za to wszystko przepraszać.

Słowo: przepraszam, jest jak plaster. To, że go użyjesz wcale nie oznacza, że rana zniknie. A ja nie wpadnę ci w ramiona, jak głupia idiotka, tylko dlatego, że wyznałeś mi całą prawdę.

Nienawidzę cię za wszystko. Za to, że dałeś mi tę cholerną nadzieję, z której i tak nic nie wyszło. Za nieprzespane noce i litry połykanych łez. Nienawidzę cię za wiele rzeczy, a przede wszystkim za to, że mimo tego jak doskonale cię znam i wciąż cię kocham, czuję się z tym żałośnie...

************************************
No to się trochę wyjaśniło. Co myślicie? 💋🖤

Krytyczne PołożenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz