Blair
Mimo że w pokoju panuje półmrok, moje oczy już dawno przyzwyczaiły się do ciemności. To, co od kilku sekund widzę przed moimi oczyma, powoduje jedynie odruch wymiotny.
Widok Vito pochłoniętego przyjemnością, podczas gdy klęcząca na czworakach dziwka wyciągająca ze spodni jego fiuta jest obrzydliwy.
Chcę mi się rzygać... Po prostu masakra.
Kiedy w pokoju zaczynają roznosić się jęki zadowolenia Vito, moja cierpliwość do tego palanta dobiega końca. Niezauważona podnoszę się z fotela i przemierzam odległość dzielącą mnie od włącznika światła.
Rażące światło, które dociera do moich oczu, jest niczym w porównaniu z tym co dostrzegam przed sobą.
Zaalarmowany to akcją Vito, przenosi na mnie swoje zszokowana spojrzenie, nadal trzymając w dłoniach głowę, ździry, która ssie jego kutasa.
- Blair - odzywa się w końcu, puszczając głowę swojej dziwki. Chowa kutasa w spodniach i odsuwa się jak poparzony od kobiety, która przed chwilą robiła mu loda.
- Wynoście się stąd! - wrzeszczę. W tym momencie ani trochę nie jest mi do śmiechu. Scena, której przed chwilą byłam świadkiem, tylko dolała oliwy do ognia.
- Pozwól mi wyjaśnić. - prosi, podchodząc w moją stronę. Kiedy tylko widzę, jak wyciąga dłoń, aby mnie dotknąć, cofam się jak poparzona. Nie chcę, aby mnie dotykał... Brzydzę się tym człowiekiem.
- Nie waż się mnie dotykać! - warczę głośno, próbując się opanować. Odwracam się tyłem do niego, zamykam oczy i czekam aż w końcu, łaskawie opuści mój gabinet, zabierając ze sobą swoją koleżankę.
- Porozmawiamy, kiedy się uspokoisz. - odpowiada z westchnieniem, a już po chwili słyszę, jak drzwi się zamykają.
Przekręcam drzwi na klucz i kieruję się do przestronnej łazienki, która jest dołączona do mojego gabinetu. Odkręcam wodę pod prysznicem, rozbieram się i wchodzę do kabiny. Myślami powracam do wydarzenia sprzed kilku minut, którego, choć chciałabym, nie potrafię wymazać z pamięci. Przeklęty drań... Wykorzystał moje biuro, aby przelecieć jakąś lafiryndę. Jakby nie posiadał własnego gabinetu, tylko jakaś niezaprzeczalna siła ściągnęła go do mojego. Cholera... A co jeśli to nie pierwsza taka sytuacja? W końcu nie bywam tutaj dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo mam też własne życie? Chociaż teraz to już nie jestem tego taka pewna... Ale to zmienia faktu, iż zachował się jak ostatni dupek. Przecież miał świadomość tego, że mogę w każdej chwili wejść do środka, a co gorsza już tam być. Chyba musimy odbyć poważną rozmowę, bo jeśli taka sytuacja się powtórzy, to nie widzę dalszego sensu tego biznesu...
Kiedy orientuję się, że stoję pod natryskiem już dobrą godzinę, pospiesznie wychodzę spod prysznica i owijam się grubym puszystym ręcznikiem.
Kieruję się do małej garderoby, którą wyposażyłam, kilka miesięcy temu, aby właśnie w takich sytuacjach jak dzisiaj, mieć coś na przebranie pod ręką.
Przeglądam wieszaki w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego, aż w końcu w oko wpada mi bordowa sukienka z długim rękawem przed kolano. Na nogi zakładam sandałki na szpilce od Louboutina i opuszczam garderobę.
Kiedy tylko otwieram drzwi prowadzące do gabinetu, staje jak wryta.
- Co ty tu robisz?! - pytam zdziwiona. Jeśli dobrze pamiętam, przekręcałam drzwi na klucz. Czyli co? On tak po prostu sobie je otworzył, nie pytając mnie o zdanie?
- Porozmawiamy? - pyta, totalnie olewając moje poprzednie słowa. Zrezygnowana kręcę głową, przechodzę obok niego i podchodzę do dużej szyby, ukazującej widok na bawiących się na dole ludzi. - Proszę Cię, Blair. Daj mi wyjaśnić. - ciekawe co byłoby gdybym ja postawiła go na moim miejscu? Może powinnam to zrobić? Zaprosić jakiegoś kolesia do jego gabinetu i pozwolić aby mnie wypieprzył?
- Tu nie ma co wyjaśniać. Wszystko jest jasne, Vito. - odpowiadam, nie odrywając wzroku od szyby.
- Spojrzysz na mnie? - słyszę, jak robi kilka kroków w moją stronę. Nie potrafię... Czuję, że jeśli odwrócę się twarzą do niego i spojrzę w te ciemne jak noc oczy, po prostu się rozpłaczę.
- Po co? - pytam, prychając pod nosem.
- Dobra, jak chcesz. - odpowiada beznamiętnie. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło, Blair. Ja po prostu... - urywa w pół zdania, czym jeszcze bardziej mnie irytuje. Czyli teraz tak będzie się tłumaczył... A może od razu zegna winę na laskę, która trzymała jego fiuta w ustach? Jeśli tak ma wyglądać nasza rozmowa to lepiej, żeby od razu wyszedł...
- Po prostu co? - ponaglam, aby dokończył swoją wypowiedź.
- Ta kobieta, którą ze mną widziałaś to moja narzeczona. - wyjaśnia w końcu, a mnie kompletnie paraliżuje. Przechodzi mnie zimny dreszcz, a gula w gardle nie pozwala mi wykrztusić z siebie ani słowa. - Nie traktuj mnie tak. Nienawidzę tego, Blair. - to na co on liczył, że mu pogratuluję kolejnej zaliczonej panienki? Niech mnie nawet nie rozmiesza...
- To twoje życie, Vito. - w końcu staje z nim twarzą w twarz. - Ale jeśli jeszcze raz zobaczę cię z jakąś laską w moim gabinecie, nasza współpraca dobiegnie końca. - zapewniam, patrząc mu prosto w oczy. Robię to tylko po to, aby był świadom tego, że powinien wziąść moje słowa na serio, ponieważ ja nie żartuję. Dobrze wyjaśnił mi, że to jego narzeczona. Ale nic nie zmienia faktu, że to moje biuro i nikt, ani nic nie ma prawa wchodzić do niego bez mojego pozwolenia...
- Nie żartuj, Blair. Dobrze wiesz, że to nie możliwe. - niemożliwe? To się przekonamy...
- To tylko twoje zdanie, Vito. - prycham pod nosem.
Zauważam, że leżący na moim biurku telefon, wibruje, sygnalizując przychodząca wiadomość, dlatego też podchodzę do biurka, aby ją odczytać.
Ujmuje w dłoń telefon, a moim oczom ukazuje się wiadomość od mojego byłego.
Nie skreślaj nas, Blair.
Prycham pod nosem. Jeszcze tego mi kurwa brakowało.
- To już wszystko? - pytam, odkładając telefon na biurko.
- Nie to nie wszystko. - staje przede mną, emanując niepohamowaną agresją i wojowniczością. Jego oczy są tak pociemniałe ze złości, ale szczerze? Mam to w dupie. I o co on się tak w ogóle spina? Bo nie rozumiem.
- O co ci chodzi, co? - pytam, zakładając ręce na piersi.
- Powiem tylko raz i chcę, żeby w końcu to do ciebie dotarło. - wypala i przyciąga mnie za talię do siebie. Po prostu świetnie... - Nigdy stąd nie odejdziesz, rozumiesz?! - ta... Tak sobie wmawiaj, a w końcu sam w to uwierzysz.
- Chyba cię popieprzyło, Falcone! - staram się go ominąć, ale zastępuje mi drogę, swoim ciałem. - Dlaczego traktujesz mnie w taki sposób? Co ja ci takiego zrobiłam, Vito?!
Nie odpowiada na moje pytanie, tylko nachalnie wbija się w moje usta. Szczelnie zamyka mnie między swoimi dużymi ramionami, nie pozwalając wyswobodzić się z ich uścisku.
Wyrywam się i szarpie, starając się go od siebie odsunąć. Kiedy w końcu mi się to udaje, uderzam go w twarz, odpycham jak najdalej od siebie i wybiegam jak poparzona z gabinetu.
Zraniłeś mnie, nawet nie wiesz jak bardzo...
************************************
Na miłe zakończenie weekendu. 💋❤️
CZYTASZ
Krytyczne Położenie
Storie d'amoreWiedziałam jaki był Vito Falcone... Dlatego już na początku naszej znajomości, kiedy to, zaproponował mi, wspólne prowadzenie klubu nocnego, postawiłam mu jeden warunek. Przyjaźń. Jakaś cząstka mnie wiedziała, że jeśli pozwolę mu się do siebie zbli...