Rozdział 34

3.6K 142 17
                                    

Blair

- Za kogo ty mnie masz, co?! - naskakuje na niego. Facet po raz kolejny robi mi aferę, podczas kiedy sam jest sobie winien. To ja kazałam mu pieprzyć mnie bez gumy? Nie... Sam wszedł we mnie bez zabezpieczenia, nawet nie pytając o zdanie, więc o co ta cała spina, bo nie rozumiem? - Myślisz, że chce cię zrobić na dziecko?!

To już byłaby kompletna katastrofa... Ten facet jest nieobliczalny, ma dwubiegunówkę, pieprzy wszystko, co się rusza i on niby miałby zostać ojcem?

Śmiechu warte po prostu...

- Tak. Tak właśnie myślę, Blair. - stwierdza, patrząc mi prosto w oczy.

Nie... Po prostu nie wierzę w to, co słyszę.

I fajnie, że zapytałeś, czy w ogóle jakoś się zabezpieczam...

- A czy ty chociaż zapytałeś, czy się zabezpieczam? - wyjeżdżam z tym tekstem, dobrze wiedząc, jaka będzie jego odpowiedź. - No właśnie nie. Po prostu się we mnie wbiłeś, nawet nie pytając o zdanie, Vito.

- Ufam Ci, Blair, ale... - zatrzymuje się w pół zdania, jakby nie wiedząc, jakich słów użyć, żeby mnie nie zranić.

Zranił mnie już tyle razy, że każdy kolejnym nie zrobi na mnie wrażenia...

- No właśnie, zawsze będzie jakieś, ale, prawda?! - syczę przez zaciśnięte zęby, nie panując nad swoimi emocjami. Po co ja do cholery wyjechałam z tekstem o ślubie? Przecież ten mężczyzna to kompletny idiota, skoro nie dostrzega tego, co ma pod nosem. - Wiesz, co? Naprawdę sądziłam, że robię dobrze. Że wychodząc za ciebie, w końcu będę bezpieczna, kochana i szczęśliwa. Ale ty cały czas robisz to samo, Vito. Oskarżasz mnie pod byle pretekstem, podczas kiedy to ja powinnam być wściekła. To ja powinnam cię znienawidzić za to, jak bardzo niszczyłeś mi życie.

- Blair... - podnoszę rękę, nie pozwalając mu dokończyć.

- Ja teraz mówię, więc mi nie przerywaj. - cisnę w niego gromami. - Powiedziałeś, że mnie kochasz. Że zrobiłbyś wszytsko, żeby mnie ponownie przytulić, dotknąć, pocałować. - kiedy widzę, jak zaciska ze złości pięści, patrząc na mnie tym ciemnym spojrzeniem, wiem, że właśnie wjechałam na jego ego, wielkości dużej ciężarówki. - I właściwie na słowach się skończyło, bo po wczorajszym numerku, znowu zmieniłeś się w innego człowieka. Znowu traktujesz mnie jak dziwkę, a do niej bardzo mi daleko!

Kręcę bezradnie głową, mając po dziurki w nosie jego dziecinnego zachowania.

Dobrze... Może i chce zemsty. Ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy, żeby wykorzystywać do tego bezbronne dziecko, które nie jest niczemu winne.

I niby jak miałoby to w ogóle wyglądać?

- Byłem wściekły, Blair. - stwierdza wściekle. - Zresztą nadal jestem. Zadałem Ci pytanie, pamiętasz?

Prycham pod nosem, nie bardzo rozumiejąc jego słowa.

Co do cholery zmieni moja odpowiedź?

- Powiedz mi, co to zmieni? - pytam, patrząc mu prosto w oczy. - Co zmieni moja odpowiedź na to twoje durne pytanie? Staniesz się innym człowiekiem? Będziesz zwracał się do mnie z szacunkiem? A może znowu, zrobisz mi awanturę, oskarżając o nie wiadomo, co?! - łapie oddech, a potem mówię dalej. - Mam tego dość, rozumiesz? Mam dość tego, że traktujesz mnie jak jakąś dmuchaną lalę, która nadaje się tylko do szybkiego numerku! - właściwie to znowu wróciliśmy do punktu wyjścia. Ten facet nigdy się nie zmieni... Ma jakieś swoje racje nie do podważenia i nie przegadasz za Chiny. - Nie zasłużyłam na takie traktowanie, Vito.

- Wiem... Spieprzyłem. - przyznaje.

Który to już raz z kolei? Bo naprawdę przestałam liczyć...

- Ja już nie mam na to siły. Dałam Ci szansę, już nawet nie wiem, którą z kolei, chciałam z tobą coś zbudować, bez tych ciągłych kłamstw, kłótni, zgrzytów, ale czy to wszystko jest tego warte? - czy ty jesteś tego wart Falcone? Bo ja już naprawdę nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie... Kompletnie się w tym wszystkim pogubiłam. - I błagam cię, nie wyjeżdżaj mi teraz z tym, jak bardzo mnie kochasz. Bo słowa, muszą się równać czynom.

A ja już w nic ci nie wierzę... Po prostu.

- Zaślepiła mnie złość, Blair. Sądziłem, że jeśli tak bardzo zniszczyłem Ci życie, ty będziesz chciała zrobić to samo z moim. - wyznaje spokojniej.

Już dawno powinnam posłać cię do diabła, sukinsynu.

- Jesteś głupi, jeśli myślisz, że byłabym w stanie zrobić coś tak podłego. Nigdy nawet nie pomyślałabym o tym, żeby wykorzystać jakieś bezbronne dziecko do tego, aby się na tobie odegrać!

Co nie znaczy, że nie mam w planach czegoś innego...

- Więc, co dalej, Blair? - siada naprzeciwko mnie, spogląda w moje oczy i doszukuje się odpowiedzi.

- Potrzebuje czasu. - wstaję, unikając jego spojrzenia i podchodzę w stronę okna, obserwując roztaczający się przede mną krajobraz. - Uwierz mi naprawdę, nie chce w swoim życiu kolejnego faceta, który jedyne co robi, to mnie niszczy. Już jednego takiego miałam i w zupełności mi wystarczy.

- Wprowadź się do mnie. - wali prosto z mostu.

Spoglądam na niego jak na idiotę, nie bardzo rozumiejąc jego słowa.

Jak on sobie to niby wyobraża? Każda nasze spotkanie kończy się kłótnią, bo nie potrafimy rozmawiać ze sobą jak normalni ludzie, a on proponuję wspólne mieszkanie?

To nawet nie wchodzi w grę...

Zresztą powiedziałam mu, że potrzebuję czasu, muszę pobyć sama ze sobą, wszystko to sobie poukładać, a nie pakować się do jego domu i udawać, że wszystko jest w porządku. Jeszcze pewnie spać w jego łóżku i pieprzyć się do nieprzytomności, kiedy to dwie ostatnie rzeczy na, które teraz mam ochotę.

- Zwariowałeś?! - wrzeszczę. Ten człowiek chyba naprawdę postradał zmysły, skoro wyjechał z takim durnym pomysłem. Zwłaszcza że już raz przez to przechodziłam, co prawa w zupełnie innych okolicznościach, ale jednak. - Nie, Vito. Ja tego nie widzę. Powiedziałam Ci, że potrzebuję czasu. Proszę, uszanuj moją decyzję, bo inaczej to po prostu nie wypali.

- Dobrze. - informuje. Wstaję z sofy, podchodzi w moim kierunku, ani na moment nie spuszczając ze mnie wzroku. - Będzie tak, jak zechcesz. - nachyla się w moim kierunku, a następnie przywiera wargami do mojego czoła.

Trwa tak chwilę, a następnie odsuwa się od mojej twarzy, obdarza mnie ostatnim spojrzeniem, a następnie wychodzi zostawiając mnie kompletnie osłupiałą.

Co tu się właśnie odwaliło?

************************************
Jedziemy dalej 😈
W ogóle to moje pomysły, to jest po prostu hicior. Mówię sobie, a dobra w końcu ich pogodzę, Vito walnie jakiś tekst, który zmiękczy serduszko Blair, a nagle wszystko mi się zmienia o sto osiemdziesiąt stopni i znowu wszystko zaczyna się od nowa.
W planach miałam trzydzieści kilka rozdziałów, a teraz to ja się nawet w czterdziestu nie zmieszczę 😂

Krytyczne PołożenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz