Blair
- Witaj, Blair. - słyszę za sobą głos, który jest mi bardzo dobrze znany.
To jest on... Vito Falcone.
Chcę się obrócić, aby spojrzeć mu prosto w twarz, wykrzyczeć co myślę o nim i jego durnym pomyślę, ale zakrywa mi usta dłonią. Momentalnie mnie paraliżuje, a oddech zaczyna więznąć mi w gardle.
- Czego chcesz?! - pytam, kurczowo łapiąc oddech.
- Tego co należy do mnie. - dla podkreślenia swoich słów, przyciska swoją erekcję do mojej pupy. - Powinnaś zrozumieć, że ja nie żartuję i zawsze dostaje to czego chcę. - odwraca mnie przodem do siebie. - Jesteś moja! Rozumiesz?! - warczy przez zaciśnięte zęby, cały czas mnie przytrzymując.
- Nie jestem niczyją własnością, Vito! - napieram na jego twardy tors, usiłując go odepchnąć. - Naprawdę sądzisz, że za ciebie wyjdę? Że zostanę twoją dziwką, która będzie na każdy twój rozkaz? - nigdy nie zniżę się do tego poziomu. A już na pewno nie dla niego. - Zapomnij, Falcone! To nigdy się nie wydarzy! - w końcu udaje mi się go odepchnąć. Mam w dupie jego i to całe przedstawienie, które odstawia. Normalny mężczyzna próbowałby ze mną porozmawiać, a nie rzucać rozkazy i myśleć, że będę na każde jego skinienie.
- Prowokujesz mnie. - gwałtownie przyciąga mnie do siebie, powodując mi tym ból. - Nie igraj ze mną, Blair, bo przestanę być taki dobroduszny, a wtedy zobaczysz, na co mnie stać. - syczy ostrzegawczo, wbijając mi palce w barki. Jeszcze chwila, a naprawdę wyjdę z siebie! Mam na sobie jedynie ręcznik, a mężczyzna stojący przede mną, nie zawaha się go ze mnie zerwać. Wpakowałam się w niezłe gówno i to na własne życzenie...
- Nie rozśmieszaj mnie, Vito. - prycham, unosząc głowę. Jest wyższy o prawie dwadzieścia pięć centymetrów, więc za każdym razem kiedy, chce spojrzeć mu prosto w oczy, aby dać mu jasno do zrozumienia, że jego gierki nie robią na mnie żadnego wrażenia, muszę zadzierać głowę. - Nigdy nie byłeś dla mnie dobry. Od początku mieszałeś mnie z błotem! Traktowałeś jak gówno, a teraz co? Naprawdę sądzisz, że jestem w stanie Ci to wybaczyć? Żyć z człowiekiem, którego nienawidzę?! - wiem, że stąpam po cienkim lodzie. Ale w tej chwili to jedyny pomysł, jaki przychodzi mi do głowy.
- Nie znasz mnie, kociaku. - uśmiecha się, świdrując wzrokiem moje prawie półnagie ciało. - W jeden dzień mogę sprawić, że znikniesz i będziesz żałować każdego słowa, które dzisiaj wypowiedziałaś. - sunie rękoma po moim ciele. Jego dotyk przyprawia mnie o ciarki, a każdy włosek na ciele staje dęba. Błagam tylko nie teraz... - Chcesz tego, Blair? Naprawdę chcesz, żebym potraktował cię jak zwykłą dziwkę? - uderza pięścią w ścianę, znajdująca się tuż obok mojej głowy. Po raz pierwszy w życiu widzę go w takim stanie i szczerze przyznaje, że zaczynam się bać. Jest wkurwiony, a to nie wróży nic dobrego.
- A kiedykolwiek traktowałeś mnie inaczej?! - krzyczę, ledwo powstrzymując łzy. - Wyjdź. Natychmiast! - sycze mu prosto w twarz.
- Daje ci jeszcze jeden dzień, kotku. - szepcze mi wprost do ucha. - Następnym razem cię zniszczę. - wypowiada te słowa, patrzący na mnie z obietnicą w oczach. Następnie obraca się na pięcie i wychodzi, trzaskając drzwiami.
Ja chyba nigdy się od niego nie uwolnię...
Miniona noc była jakimś koszmarem. Co chwila przewracałam się z boku na bok, ponieważ nie mogłam wyrzucić z pamięci wczorajszych wydarzeń, a kiedy już udało mi się zmrużyć oko, to budziłam się zlana potem.
Kiedy zwlekam się z łóżka i kieruję w stronę łazienki, aby się ogarnąć, słyszę dźwięk przychodzącego połączenia. Podchodzę w stronę stolika, zerkam na wyświetlacz i przewracam oczami. To Dawid.
- O co chodzi, Dawid? - rzucam od razu, siadając z powrotem na łóżku.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć, Blair. - słyszę w jego głosie wahanie. - Będziesz zła. Cholernie zła.
- Coś się stało? - pytam ponownie.
- Pamiętasz tego faceta, który się do ciebie przystawiał? - ta... Do dziś pamiętam jego tani podryw. Facet się nawet nie przedstawił, a już miał czelność kłaść na mnie swoje brudne łapska. Co za syf.
- Trudno go zapomnieć. - odpowiadam od niechcenia.
- Wczoraj przyszedł do klubu, Blair. - dodaje niepewnie.
- No i co z tego? - przewracam oczami.
- Przecież miał prawo tam przyjść. Zresztą, po co mi o tym mówisz? - mam gdzieś tego faceta.- To syn, przyjaciela twojego ojca. - szlag by to. Tego mi jeszcze brakowało... - To jeszcze nie koniec. Podsłuchałem ich rozmowę, Blair. - Chyba już nic gorszego nie może mnie spotkać... - Twój ojciec jest bardzo wściekły i daje mu wolną rękę co do ciebie. Jeśli nie zostaniesz żoną Vito, będziesz musiała wyjść za niego. - myliłam się... Jednak może mnie spotkać coś gorszego.
- Żartujesz sobie, Dawid?! - niemal krzyczę, wstając z łóżka. - Przecież ten facet to jakiś oblech. Mój ojciec nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego. - ja pierdole. To wszystko mi się śni.
- Mówię to co usłyszałem. - tłumaczy. - Przecież wiesz, że traktuje cię jak siostrę i chce dla ciebie jak najlepiej, Blair. - co mi z tego? Skoro moje życie to jeden wielki koszmar, który co chwila przybiera na sile.
- Przepraszam cię. To dla mnie zbyt wiele. - odpowiadam. Wciskam, czerwoną słuchawkę i kończę połączenie, rzucając telefonem o ścianę.
Wbiegam jak poparzona do gabinetu ojca. Kiedy tylko dostrzegam jego towarzyszy, siedzących po drugiej stronie biurka, moja wściekłość tylko przybiera na sile.
- To prawda?! - wrzeszczę, patrząc jedynie na człowieka, którego kiedyś traktowałam jak tatę.
- Możecie nas na chwilę zostawić? - zwraca się do swoich kompanów, nawet na mnie nie patrząc. Ja naprawdę nie mogę w to uwierzyć... Podczas kiedy ja siedzę w gównie po same uszy, mój ukochany tatuś jak gdyby nigdy nic, ubija interesy z jakimiś szemranymi ludźmi. To wszystko jest popieprzone.
Kiedy jego kompani od siedmiu boleści opuszczają gabinet, spogląda na mnie i dodaje pewnym siebie głosem. - Ostrzegałem cię, Blair. Dałem Ci możliwość wyboru, ale ty jak zawsze postawiłaś na swoim! - wolne żarty. Możliwość wyboru? Czego niby? Bo ja nie widzę tu żadnego wyboru...
- To nazywasz wyborem? - przerywam mu, próbując zapanować nad wściekłością, która z każdym kolejnym wypowiedzianym przez niego zdaniem przybiera na sile. Kiedy zerkam na ojca, który jest kompletnie niewzruszony moimi słowami, zmieniam temat. - Zdajesz sobie sprawę, co próbował zrobić mi ten facet?!
- Salvatore Russo? - sztucznie się uśmiecha, co nie zwiastuje nic dobrego. - Nie bądź śmieszna, Blair. Oboje dobrze wiemy, że nie jesteś święta. - patrzy na mnie obojętnym wzrokiem - Nigdy nie sądziłem, że będziesz miała, aż takie powodzenie, a tu proszę. Dwoje mężczyzn z najwyższej półki zabiega o twoją rękę. - zabiega? Czy bierze to co chce? Bo to jest różnica.
- A co jeśli nie wybiorę żadnego z nich? - to pytanie ledwo przechodzi mi przez gardło. Wiem, że odpowiedź będzie miażdżąca.
- Wyjdziesz za Salvatore. - nie... Nie mogę tego słuchać. - Po tym co ostatnio mu zafundowałaś, jesteś mu to winna, kochanie. - wolne żarty...
- Nic nie jestem nikomu winna! A już na pewno nie jemu. - oświadczam pewnie. - Już wolałabym umrzeć niż wyjść za takiego człowieka! - po kilku minutach przebywania z tym całym Salvatore Russo mogę stwierdzić, że jest sto razy gorszy niż Vito Falcone.
- Nie masz wyboru, Blair. - mówi, patrząc pewnie w moje oczy.
Mam wybór... I już dawno go dokonałam.
************************************
Wesołych Świąt, moi kochani. 🐣🐰❤️
A i jeszcze jedno. W następnym rozdziale szykuje się bomba. 😈💣💥
CZYTASZ
Krytyczne Położenie
RomanceWiedziałam jaki był Vito Falcone... Dlatego już na początku naszej znajomości, kiedy to, zaproponował mi, wspólne prowadzenie klubu nocnego, postawiłam mu jeden warunek. Przyjaźń. Jakaś cząstka mnie wiedziała, że jeśli pozwolę mu się do siebie zbli...