Rozdział 26

4.1K 153 15
                                    

Blair

Kilka kolejnych dni spędzam w szpitalu. Dochodzę do siebie, odpoczywam i dużo śpię, dzięki czemu moje ciało powoli się regeneruje, a rany po wypadku zaczynają się goić.

Przez te kilka dni próbowałam nie myśleć, o prawdzie, która wyszła na jaw, ale jakoś kiepsko mi to wychodziło. Co rusz przypominałam sobie rozmowę z Falcone, nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego do cholery potraktował mnie w tak perfidny sposób.

Mężczyzna taki jak Vito, dobrze umięśniony, siejący postrach we Włoszech, mający tak wiele kontaktów, naprawdę wystraszył się tej idiotki, którą mógłby uciszyć jednym małym ciosem?

Przecież to wszystko kupy się nie trzyma...

On naprawdę wolał mieszać mnie z błotem, zadawać ból i straszyć, niż po postu wyznać prawdę, dzięki której pewnie teraz wszystko wyglądałoby inaczej.

Mojego samopoczucia też na pewno nie poprawia fakt, że w ciągu tych kilku dni, kiedy przebywałam w szpitalu, kilka razy odwiedzili mnie rodzice.

Mamę jeszcze dałam radę jakoś przeboleć, ale ojciec, patrzył na mnie takim wzrokiem, jakbym właśnie zrobiła najgorszą rzecz w życiu...

Po jego wrednym spojrzeniu od razu domyśliłam się, że Vito Falcone zdał mu całą, relacje z naszej ostatniej kłótni.

Jednak to i tak nic, w porównaniu z tym, co czułam, kiedy moja mama, wypowiadała się, w samych superlatywach o mężczyźnie, z którym jak sądziła, będę mieszkać przez następne kilka dni, po opuszczeniu szpitala.

Uśmiechałam się sztucznie, kiwałam głową i próbowałam to wszystko jakoś znosić. Czułam się przy tym jak najgorsza kretynka, ale nie potrafiłam zdobyć się na odwagę, żeby wyznać jej całą prawdę.

Ja nawet nie potrafiłam powiedzieć, że po wyjściu ze szpitala, wracam do siebie...

A dalej nie było lepiej...

Ojciec następnego dnia pojawił się w drzwiach z dużym bukietem czerwonych róż i zakomunikował, że kwiaty są od pieprzonego Vito Falcone, który według mojego ojca, nie mógł pojawić się w szpitalu i wręczyć mi ich osobiście.

Wtedy naprawdę myślałam, że mnie szlag jasny trafi...

Facet naprawdę miał czelność wysłać mi jakiś durny bukiet kwiatów i jeszcze sądził, że to załatwi sprawę?

Że wpadnę mu w ramiona i wyznam miłość?

To chyba musi się jeszcze wiele nauczyć, bo ze mną na pewno tak łatwo nie będzie...

Ja nie jestem jedną z tych jego pustych lalek, które można ot tak sobie przekupić...

Wreszcie nadchodzi dzień, w którym mój lekarz wyraża zgodę na opuszczenie przeze mnie szpitala. Po siedmiu cholernych dniach, w końcu mogę wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza, którego teraz tak bardzo mi potrzeba. Oczywiście wszystkie rany nie zagoiły się jeszcze w pełni i nadal czuję ból przy wykonywaniu gwałtowniejszych ruchów, ale to i tak lepiej w porównaniu z tym, co było na początku mojego pobytu w szpitalu.

Nie jestem też zaskoczona obecnością moich rodziców, którzy towarzyszą mi przy wypisie i pakowaniu ubrań, które to właśnie oni mi przywieźli.

Nie mniej jednak jestem trochę przerażona faktem, że za chwilę dowiedzą się, że nie zamierzam spędzać tych następnych kilku dniu w towarzystwie tego palanta...

Ale nie zamierzam im się z tego tłumaczyć. W końcu jestem dorosła i to ja decyduje o tym, gdzie i z kim, będę przebywać.

Moja mama i tak w ciągu ostatnich kilku dni, ciągle wypytywała o Vito. Nie mówiłam jej zbyt wiele, albo wymyślałam jakieś bajeczki na poczekaniu, nie chcąc dłużej o nim rozmawiać.

Krytyczne PołożenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz