17.

247 9 0
                                    

Pragnęłam tylko, aby skończył się już ten rok i żeby kolejny przyniósł ze sobą falę dobrych wydarzeń. Bałam się, że tak może nie być, ale mimo wszystko miałam nadzieję. Nie były one zbyt wielkie, jednak wagę przywiązywałam do tego, że w ogóle są.

Nieco zniesmaczona całym zajściem w mieszkaniu Nathana, wróciłam do domu. Widziałam, że nie jestem tam mile widziana, a On chce zostać sam. Najgorszą cechą, której za wszelką cenę chciałam uniknąć w związku, była nachalność. Nie podobało mi się wtrącanie w sprawy i doprowadzanie do jakichkolwiek kłótni. Nie dopytywałam, więc Nathana co się stało skoro widziałam, że nie chcę się ze mną podzielić tą informacją.

Dawno nie malowałam. Musiałam wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje. Z garderoby, a dokładniej z jej tylnej części wygrzebałam sztalugę i duże, czyste płótno. Przebrałam się w moje robocze ubrania, brudne od farby. Spodnie były dziurawe, a koszulka poplamiona. Spięłam włosy. Na stole w salonie ustawiłam wszystkie farby, pędzle i dwie palety.

Na płótnie zrobiłam pierwszą kreskę, potem drugą. Zmieniłam pędzel i machnęłam nim kilka razy. Biała faktura zaczęła wypełniać się nierównymi liniami. Po godzinie zaczęło coś z tego wychodzić. Spojrzałam na zegarek. Była już późna godzina. Przejechałam dłonią po potylicy i zamknęłam oczy, głowę zadzierając do góry. Z ust wypuściłam dużą ilość powietrza, dając tym samym moim płucom odpoczynek, chwilowe ukojenie. Otarłam palcami oczy, które od ciągłego patrzenia się w jeden punkt, powoli same mi się zamykały. Odłożyłam przyrządy do malowania i do kubka nalałam gorącej kawy. To nie pora i miejsce, aby rozkoszować się kofeiną, ale nie chciałam położyć się do łóżka i zasnąć. Ten dzień musiał skończyć się dla mnie w miły sposób.

Zegar przy telewizorze wskazał godzinę 12. Wtedy też do moich uszu dobiegł stukot w drewniane drzwi wejściowe. Nieco zdezorientowana podeszłam do nich i wyjrzałam przez wizjer. Niespodziewanie moim oczom ukazała się znajoma twarz, koleżanka, której od dawna już nie widziałam.

Zaprosiłam Kate do środka, a ta rozejrzała się po domu, po czym od razu zapytała się czy jestem sama.

- Dzwoniłam... chyba to było wczoraj. - oznajmiła i usiadła na sofie.

- Ach tak, rzeczywiście. - Dopiero teraz przypomniało mi się, że miałam oddzwonić, jak tylko uda mi się przestać płakać. Zapomniałam. - Przepraszam, ale nie mogłam rozmawiać.

- Okej. - stwierdziła krótko, po czym nastała cisza. Dla mnie nie była nad wyraz krepująca, lecz nie znałam jej odczuć, a widząc minę Kate, nie była zadowolona. - Chciałam się zapytać jak minęły święta i co u Ciebie. Dawno nie rozmawiałyśmy, a powinnyśmy.

- Ciekawe... - udałam, że się zastanawiam. - Może nie rozmawiam z Tobą chociażby dlatego, że nie czuję się w żadnym stopniu Twoją przyjaciółką? - zapytałam. - Ostatnimi czasy nic sobie nie mówimy, spotykamy się tylko przy udziale Caroline, kiedy ta zadzwoni do mnie i do Ciebie. Nie ufam Ci już.

- Meg... ale jak to? - Wyprostowała się. - Przecież jesteśmy przyjaciółkami...

Nie pozwoliłam jej dokończyć.

- Byłyśmy. Uważasz, że nasze relacje się nie zmieniły? Przestałaś ze mną rozmawiać, wyjechałaś i oszukałaś mnie, a przy tym wszystkim byłaś pewna, że ja jestem przekonana, że pomagasz w Los Angeles, swojej babci. - Nareszcie powiedziałam to, co uważam za prawdziwe. - Rozmawiałam z Twoimi dziadkami, a oni nic nie wiedzieli o Twoim przyjeździe. Zastanawia mnie jedynie to, gdzie byłaś i jak duże masz przede mną i Caroline tajemnice, że nie mogłaś podać prawdziwego miejsca, do którego pojechałaś.

Kate ucichła na dobre pół minuty. Wpatrywała się w podłogę, tuż przy swoich stopach. Ja czekałam na jakiekolwiek wytłumaczenie, więc wygodnie rozsiadłam się na kanapie naprzeciwko niej.

TryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz