26.

32 3 0
                                    

Brunet nieco starszy odemnie był tak miły, że zabrał mnie ze sobą samochodem. Jechał doNowego Jorku, ale zgodził się podrzucić mnie do Pittsburgha. Nowłaśnie, Pittsburgha. Nie wracałam jeszcze do Chicago, a to zasprawą tych kilku wydarzeń sprzed kilku lat. Musiałam odwiedzićgrób Mary, a przede wszystkim musiałam porozmawiać z rodzicami. Wtym momencie czułam ogromną potrzebę wyjaśnienia sobie kilkuspraw. Spraw, które były ważniejsze od relacji mojej z Nathanem, októrą mimo wszystko chciałam zawalczyć.

- Mieszkasz w Pittsburghu? - zapytał mężczyzna po długo trwającej już ciszy.

- To moje rodzinne miasto. Na stałe mieszkam w Chicago. - odpowiedziałam szybko.

- To piękne miasto. - Nieznajomy spojrzał się w moją stronę i najwyraźniej zrozumiał, że nie mam ochoty na pogawędki. Z obojętnym wyrazem twarzy siedziałam na przednim fotelu i wpatrywałam się w nieokreślony punkt przed siebie.

Nie rozumiałam,dlaczego zgodziłam się na ten wyjazd. Byłam pewna, że poprzyjeździe do domu, podróży samochodem będę miała serdeczniedosyć. Dwa postoje spędziłam w samochodzie. Spałam też podczaspodróży, a nieznajomy zgodził się, że będę od czasu do czasuprowadzić wóz przez co na miejscu byłam o wiele szybciej.

Kiedy już dotarliśmyna miejsce, w Pittsburghu był już późny wieczór. Adam, bo taknazywał się chłopak prowadzący samochód zapytał się o jakiśhotel, w którym mógłby spędzić noc, uśmiechnął się izostawił mnie w miejscu o które poprosiłam, aby mnie wysadził.

Rozejrzałam siędookoła. Na tablicach informacyjnych ujrzałam napis 'MossfieldStreet', czyli ulicę położoną dokładnie obok AlleghenyCemetery. Nie miałam na co czekać i nad czym się zastanawiać.Ruszyłam w stronę dobrze znanych mi uliczek.

Nocą zawsze zachwycałymnie cmentarze. Idąc wąską dróżką przyglądałam się zniczompalącym się i oświetlającym mi drogę, ale przede wszystkimczytałam imiona i nazwiska zmarłych i pochowanych tutaj osób.Tysiące ludzi, tysiące historii, problemów, tysiące miłości iszczęścia. Zdawałam sobie sprawę, że w tym lub innym tego typumiejscu znajdę się kiedyś także ja. Takie myślenie powodowało,że momentalnie pragnęłam korzystać z życia w pełni.

Wreszcie zobaczyłamnagrobek, na którym wyryty był napis 'Mary Luvre'. Na płycie paliłsię znicz, co znaczyło, że rodzice niedawno odwiedzili cmentarz.Ustawiłam walizkę obok ławeczki na której usiadłam. Wtuliłamsię w płaszcz, w który byłam ubrana, a to za sprawą corazszybciej spadającej temperatury na zewnątrz.

- Brakuję mi Ciebie. - wyszeptałam. - Twoich żartów i naszych codziennych kłótni.

Wstałam i podeszłambliżej nagrobka, po czym kucnęłam, a dłonie oparłam na zimnej,marmurowej płycie.

- Dlaczego mi to zrobiłaś? - Z oczu skapnęły mi pierwsze łzy. - Mogłaś mi to powiedzieć od razu, niż kończyć życie szybko i w taki sposób. Uwierz mi, że wolałabym żyć ze świadomością co zrobiliście, niż cierpieć w powodu Twojego braku... - Płakałam. Zamknęłam oczy i schyliłam głowę w dół. - Mary... Kocham Cię, jesteś moją siostrą i prędzej czy później bym ci to wybaczyła. Nie masz pojęcia jak bardzo Cię teraz potrzebuję. Wiem, że powiedziałabyś coś mądrego i doradziłabyś mi co mam teraz robić. Jestem bezsilna...

Na ramieniu poczułamdłoń, która ciągnie mnie do góry. Szybko się odwróciłam.

- Tata... - Stanął przede mną i spojrzał się głęboko w moje zapłakane oczy. - Skąd wiedziałeś, że tutaj będę?

- Will do mnie dzwonił. Nie chciałem rozmawiać ze skurwielem, ale teraz ciesze się, że powiedział mi wszystko.

- Co ci powiedział?!

TryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz