10.

245 14 0
                                    

Chmury zakryły słońce, które chciało chociaż w minimalnym stopniu ogrzać wszystkich na ziemi. Przejechaliśmy przez miasta, puste drogi, a teraz otaczały nas lasy, z wysokimi drzewami jakimi są sosny i świerki. W powietrzu unosiła się mgła, co jakiś czas ziemię pokrywała kolejna warstwa śniegu. Gdzieś pomiędzy krzewami, w głębi lasu widziałam biegnącą sarnę, która coraz szybciej omijała i skakała przez przeszkody. Otulona ciepłym swetrem siedziałam na przednim fotelu w samochodzie, z podkulonymi nogami. Wpatrywałam się w długą drogę przed nami, na której już od dłuższego czasu nie pojawił się żaden samochód. W aucie panowała cisza tylko w chwili kiedy spałam. O innych porach razem z Nathanem cały czas rozmawialiśmy. O byle czym, żeby tylko się nie nudzić, a żeby on przypadkiem nie zasnął za kierownicą. Podróż była nużąca jeżeli nie brać pod uwagę pięknych widoków, które cały czas można było oglądać. Szczerze powiedziawszy nie znałam tych okolic, mimo że z Chicago do Pittsburgha jeździłam kilka razy. Preferowałam jazdę samochodem, szczerze powiedziawszy nie lubiłam samolotów, a Nathan to w pełni uszanował.

Jechaliśmy już trochę czasu, a do dotarcia w miejsce docelowe zostały około dwie godziny. Z Chicago wyruszyliśmy wczesnym rankiem, przez co na dworze nadal panował poranny chłód i dopiero jakiś czas temu zaczęliśmy widzieć dokładnie co znajduję się przed nami. Przez pierwsze dwie godziny podróży, tylko światła samochodowe pomagały nam cokolwiek zobaczyć. Teraz było już lepiej, chociaż widoczność nie była najlepsza.

- Muszę przyznać, że nigdy nie byłem w Pittsburghu. - Zaczął rozmowę na inny temat niż ten poprzedni.

- Tak naprawdę to nieduże miasto, wiele osób które znam nigdy tam nie było.

Chłopak głośno się zaśmiał.

- Małe miasto? Przecież ma kilka milionów mieszkańców... wiesz to trochę dużo.

-W porównaniu do Chicago czy Nowego Jorku to mało. Tej ilości nie widzi się kiedy spacerujesz ulicami.

- Według mnie to nawet lepiej. Nie lubię przepychać się między ludźmi.

Wyszczerzył zęby i obróciwszy głowę w moja stronę zamknął oczy, a dłonie zdjął z kierownicy i ułożył je na szyi. Nie obyło się bez mojej paniki, bo od razu wyobraziłam sobie nas leżących gdzieś w rowie. Pisnęłam i chwyciłam za kółko, aby zapanować nad pojazdem. Nathan momentalnie się ocknął i odepchnął mnie od steru, tym samym próbując zahamować. Lód, którym pokryta była cała droga utrudniał okiełznać wóz. Z piskiem opon stanęliśmy w poprzek ulicy. Nathan dychał głęboko, w głębi zapewne szczęśliwy, że nic złego się nie stało.

- Nathan...- Wyszeptałam, zdając sobie sprawę z tego, że to moja wina.

- Nie!

Uderzył w kierownicę, tym samym trafiając w klakson. Jego dźwięk rozległ się po okolicy, a w oddali z drzew odleciały ptaki przerażone głośnym sygnałem. Mnie także podskoczyło ciśnienie i ze strachem w oczach czekałam na jakąkolwiek reakcję chłopaka. Nathan oparł głowę o zagłówek fotela i z czasem się uspokoił, jednak kiedy znowu coś powiedział minęło trochę czasu.

- Nigdy... tak. Nie rób. Nigdy. - Dobrał słowa, wypowiadając je powoli, żebym zrozumiała każde bardzo dokładnie.

- Wiem, Nathan przepraszam. Jezu, przepraszam Nathan! - Ja z kolei mówiłam chaotycznie i mało zrozumiale. Tym właśnie się różniliśmy.

Nie potrafiłam ot tak opanować emocji i spokojnie rozmawiać jak gdyby nigdy nic. Płakałam, krzyczałam albo nie potrafiłam wymówić nawet słowa. Nathan w tej kwestii był moim przeciwieństwem. Jeżeli przez chwilę czegoś nie mówił, to znaczyło, że nie tylko próbuję się uspokoić, ale także zastanawia się, analizuję wszystko to, co przed momentem się wydarzyło.

TryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz