21

71 7 0
                                    

Noc. Bezchmurna noc, pełna gwiazd na niebie, słabiej i mocniej świecących, położonych bardzo blisko siebie. Gdzieś widziałam księżyc i kilka nietoperzy przelatujących nad moją głową, kiedy wracałam do domu. W pobliskim parku delikatny wiatr wprawiał w ruch małe gałązki drzew, na których leżał śnieg i opadał na ziemię, również ośnieżoną. Przez biały puch nigdzie nie było tak ciemno jak zazwyczaj. Co jakiś czas kolejne płatki śniegu spadały z nieba, z pojedynczych chmur, które wiatr przywiał z gdzieś daleka. Uliczne lampy oświetlały chodniki, równie mocno księżyc, mimo że znajdował się setki tysięcy kilometrów od Ziemi. Po drodze spotykałam ludzi, którzy wracali ze sklepów, w rękach trzymając reklamówki, a w nich fajerwerki. To już jutro. Sylwester i koniec roku. Nowy przyniesie zapewne wiele przygód, wydarzeń, przeżyć i miejmy nadzieję, że zmieni wszystko na lepsze i ciekawsze.

Wróciłam do domu, gdzie zaparzyłam gorącą herbatę, z kuchennej szafki wyjęłam pudełko ciastek i usiadłam na łóżku w sypialni. Przy zgaszonym świetle, a jedynie przy blasku księżyca wpadającego przez okno zaszyłam się pod kołdrą i nie miałam najmniejszej ochoty dzisiejszego wieczoru spod niej wychodzić. Zwróciłam głowę w stronę szafy, w której po jednej stronie znajdowała się sztaluga, farby, pędzle i palety. To zawsze dawało mi trochę wytchnienia, potrafiłam się odprężyć i zapomnieć o całym świecie. Byłam jednak zbyt zmęczona, aby rozkładać cały sprzęt. Wtedy naszła mnie pewna myśl odnośnie tego, co mówił mi Will, kiedy się spotkaliśmy. „Zapomnieć o całym świecie"... Nie mówiłam mu, ale znam doskonale to uczucie. Nie wtedy, gdy piszę, ale w chwili, kiedy maluję. Uczę się przez cały czas, ale to sprawia mi przyjemność. Nie myślę wtedy o problemach, o tym czy jestem głodna, czy powinnam wyjść z domu i pozałatwiać kilka spraw. W stu procentach oddaję się mojej pracy. Ciałem, myślami i sercem.

Laptop leżał na łóżku, tuż obok mnie. Bez sensu spoglądałam na niego przez kilka chwil, aż nagle zerwałam się z pozycji leżącej, chwyciłam go i wpisałam hasło. Otworzyłam nowy plik tekstowy i przez chwilę wpatrywałam się w pustą kartkę. Pierwsze słowo, drugie, trzecie. W końcu pierwsze zdania, kilka następnych. Akapit, pół strony, strona, kolejna, kilka następnych. Przestałam liczyć czas co oznaczało, że naprawdę się wciągnęłam i zapomniałam o wszystkim. Podobało mi się, nawet bardzo. Niby podobne uczucie do tego jakie towarzyszyło mi podczas malowania, ale... to było coś innego. Swoje uczucia i emocje przerzucałam na kartkę papieru, ale w zupełnie inny sposób. Równie intrygujący dla odbiorcy, ale prostszy czy może trudniejszy? Nie wiem.

Pozostaje pytanie jak mi poszło. Robiłam to pierwszy raz i wiem doskonale, że błędy są i będą jeszcze nie raz, dlatego też w tej kwestii muszę poddać moje małe arcydzieło pod ocenę Willowi. Choć na pierwszy rzut oka jestem naprawdę bardzo zadowolona muszę poczekać i dowiedzieć się nad czym dokładnie muszę popracować. To zajęcie, bardzo przyjemne i odprężające, ale dla mnie nie lepsze od malowania. Nie od tego co kocham robić przez całe moje dotychczasowe życie i planuję nie kończyć przez najbliższy okres czasu.

Wydaję mi się, że zasnęłam, bo po tym jak skończyłam pisać nie pamiętam, żeby coś jeszcze się działo. I to prawda. Rankiem obudziłam się z laptopem na kolanach. Budzik dzwonił dosyć wcześnie, bo zapomniałam go przestawić, więc czy to była przyjemna pobudka... chyba nie. Trochę bardziej obudziłam się po tym, kiedy przypomniałam sobie o dzisiejszym dniu. Jedyny dzień w roku, na który zawsze z przyjaciółkami uwielbiałyśmy się szykować, malować i szukać pięknych kreacji. Bardzo możliwe, że brzmi to dość pusto, ale taka jest prawda. Tym razem wyglądało to nieco inaczej, bo każda z nas postanowiła przygotować się sama, a i ja przychodziłam na imprezę z partnerem. Inaczej, może znaczy lepiej?








TryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz