16.

161 12 2
                                    

Czułabym lekki dyskomfort, jeżeli to Will podwiózłby mnie pod dom Nathana. Od razu po skończonym spotkaniu, które w końcu nie zakończyło się kłótnią, zamówiłam taksówkę. Nie obchodziło mnie czy będzie chciał ze mną rozmawiać, czy może nie ma humoru na jakiekolwiek pogawędki. Musiałam wiedzieć co się dzieję.

Byłam przekonana, że gdybym to ja zachowała się w ten sposób, byłby u mnie po najwyżej godzinie i wypytywałby dlaczego się nie odzywam. To rzeczywiście mogło robić się już męczące, bo patrząc na całą sytuację z boku, spędzaliśmy ze sobą całe dnie, a kiedy rozchodziliśmy się do domów, telefon musieliśmy mieć przy sobie. Nie czułam się jednak w żaden sposób znudzona czy zmęczona tym związkiem.

Niepewnie wysiadłam z taksówki spoglądając do góry. Przede mną wyrósł wieżowiec, w którym jak dowiedziałam się na początku naszej znajomości mieszkał Nathan. Cały czas byłam w centrum miasta, z tym że przejechałam kilka ulic. Zatrzasnęłam drzwi samochodu i przeszłam kawałek po chodniku, zbliżając się tym samym do budynku. Z niego wyszli ludzie, obracając i wprawiając w ruch obrotowe drzwi prowadzące do środka. Od wszystkich szyb, z których zdawałoby się, że wieżowiec został zbudowany, odbijały się uliczne lampy i inne, migocące sygnalizatory. Tylko w niektórych oknach świeciło się światło.

W środku zauważyłam portiernię przy której elegancko ubrana siedziała kobieta. Kiedy mnie zauważyła uśmiechnęła się i wstała, pytając przy tym czy może mi pomóc. Najwidoczniej po mojej minie widać było, że nie tutaj nie mieszkam. Zdezorientowana całym wyglądem miejsca, w którym mieszka Nathan podeszłam do niej i zapytałam się, pod jakim numerem mogę zastać jego osobę.

- Z-2, piętro 61. - Ponownie się uśmiechnęła.

Powędrowałam w stronę wind, które także uprzejma pracownica wskazała mi ręką. Wjeżdżałam, wjeżdżałam, wjeżdżałam. Coraz bardziej się denerwowałam i niepokoiłam tym, co zastanę w jego mieszkaniu. Starałam się oddychać spokojnie, ale szybkie bicie serca i ból brzucha nie pomagał w osiągnięciu tego celu. Kiedy dotarłam na właściwe piętro rozejrzałam się dookoła. Po dwóch stronach ledwo oświetlonego korytarza zauważyłam drzwi wejściowe do mieszkań. Na piętrze było ich może ze cztery, co oznaczało, że apartamenty są naprawdę duże. Kroki skierowałam w lewą stronę i nie pomyliłam się. Na drzwiach ujrzałam napis, którego szukałam. Jeszcze raz odetchnęłam głęboko i zadzwoniłam.

- Meggie? Co Ty tutaj robisz? - zapytał od razu po otwarciu drzwi. Zrobił krok na przód i pocałował mnie w policzek. - Wejdź, proszę.

Białe mieszkanie, nowocześnie urządzone z salonem naprzeciwko i ogromną, otwartą kuchnią. Tyle udało mi się zobaczyć na wstępie. Domyśliłam się, że kolejne drzwi prowadzą do sypialni lub łazienki, bo więcej nie było już pomieszczeń i możliwości.

- Jak tutaj ładnie. - stwierdziłam.

Przeszłam przez korytarz, cały czas rozglądając się dookoła. Spojrzawszy w lewo ujrzałam okno – rozpostarte na całej powierzchni bocznej ściany, jeszcze nie zasłonięte, z widokiem na Chicago. Dopiero się zorientowałam, że to ostatnie piętro budynku, chyba najwyższego w całym mieście. Usiadłam na kanapie i spojrzałam się na Nathana, który przez cały ten czas milczał.

- Dlaczego nigdy mnie tutaj nie zaprosiłeś? To mieszkanie jest...

- Piękne. - dokończył za mnie.

- A Ty skąd taki pewny? - zapytałam z figlarnym uśmieszkiem na twarzy. Chłopak podszedł bliżej i usiadł obok. Od razu pomyślałam, że to dobry moment do rozmowy, którą nadal się niepokoiłam. - Dlaczego dzisiaj nie zadzwoniłeś, nie odpisałeś, nie dałeś znaku życia?

TryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz