11.

252 11 3
                                    

 Trzasnęłam drzwiami i bezsilnie opadłam na łóżko. Byłam wściekła. Zdenerwowana na rodziców, za to, co przez cały czas mi robili. Oni nie widzieli i nigdy nie będą widzieć w swoim zachowaniu błędów i to było dla mnie najbardziej bolesne.

Leżałam przez chwilę w ciszy, do momentu kiedy Nathan wszedł do mojego pokoju i bardzo powoli usiadł na brzegu łóżka. Wiedział, że nie mam teraz siły na jakąkolwiek rozmowę, więc spoczywaliśmy tak w ciszy, a tego mi było potrzeba – jego obecności. Spokojnie poczekał aż odwrócę się w jego stronę i coś powiem. Z podkulonymi nogami usiadłam i przytuliłam chłopaka.

- Nie rozumiem ich. - zaczęłam – Mówią co innego, zachowują się inaczej. To straszne.

- Najważniejsze jest to, że powiedziałaś co myślisz. Nie spodziewałem się, że poruszysz temat studiów i tego wszystkiego.

- Po prostu stwierdziłam, że bez sensu jest ciągnięcie tego dalej. Myślałam, że mama zrozumie, ale najwyraźniej nie.

- Postawisz im się? - zapytał. - Zrobisz to co chcesz, nawet jeżeli rodzice nie będą zadowoleni?

Wahałam się chwilę przed wypowiedzeniem jakiegokolwiek słowa. Z decyzją, którą musiałam podjąć teraz łączyło się moje dalsze życie. Wiedziałam, że nie mogę za kilka dni zmienić zdania, bo muszę zacząć ponosić konsekwencję za swoje czyny.

- Tak. - odpowiedziałam. - Nie chce już tak żyć, pragnę coś zmienić.

Wyszliśmy na spacer. Musiałam ochłonąć i przez chwilę nie patrzeć na rodziców. Ci nie sprzeciwili się, kiedy powiedzieliśmy, że wychodzimy. Widziałam tatę, który znowu siedział w swoim gabinecie i przebierał, szukał czegoś w papierach. Pokierowałam Nathana, gdzie dokładnie ma jechać i w którą ulicę skręcić, aby dotrzeć w miejsce, które ostatnimi czasy bardzo chciał zobaczyć.

Dom rodziców mieścił się niedaleko Highland Park a Allegeny Cementery, kilka kilometrów stamtąd. Na Brayan St., ale także na wszystkich ulicach niedaleko, domy były po prostu piękne, a sąsiedzi bardzo mili i towarzyscy. Chcąc dojechać do cmentarza, na którym pochowana została Mary przejeżdżaliśmy przez ulice, przy których po lewej i prawej stronie stały domki. W wielu z nich mieszkali moi znajomi ze szkoły, do której uczęszczałam jeszcze przed wyjazdem do Chicago. W nowym mieście skończyłam ostatnie trzy lata szkoły, a pierwszy rok studiów był już kolejnym, kiedy to nie mieszkałam w Pittsburghu. Dokładnie pamiętam wyjazd z miasta razem z Willem, moją ogromną radość, że będę mieszkać gdzie indziej. Chwilę potem, po przyjeździe do Chicago, Will zniknął z miasta, jednak miałam przy sobie przyjaciół, którzy mnie nie zostawili.

Przejechaliśmy ogromną ilość ulic, jednak podróż tak jak się spodziewałam minęła bardzo szybko. Samochód zaparkowaliśmy na parkingu tuż obok cmentarza i kupiliśmy znicze. Byłam zdziwiona brakiem ludzi na cmentarzu, bo tutaj od zawsze w okresie świątecznym kręciło się sporo osób.

Szeroką drogą przeszliśmy kilkanaście alejek, aż wreszcie doszliśmy do tej oznaczonej tablicą B34. Mimo że ostatni raz zawitałam tutaj jakiś rok temu, wszystko wyglądało tak samo. Równo ścięta trawa, drzewa i nagrobki w stanie nienaruszonym. Jednak to co zobaczyłam u Mary naprawdę mnie przeraziło. Na pomniku nie stał nawet zużyty znicz, który świadczyłby o tym, że rodzice byli na cmentarzu, a świeca po prostu się wypaliła. Kwiaty już zwiędły, a dokładniej były całkiem suche. Wzięte w dłonie same się kruszyły. Liście z drzewa rosnącego obok spadły i przykryły całą płytę. Tabliczka z imieniem i nazwiskiem stała się brudna od błota i mokra od wody. Zastanowiło mnie jak dawno już to wszystko było w tak opłakanym stanie.

- Jak oni mogli... - Powiedziałam bardzo cicho. Nathan zbliżył się do mnie i objął ramieniem.

- Posprzątamy tutaj. - zaproponował.

TryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz