Korzenie Yggdrasillu cz. I

77 9 0
                                    


Przez cały dzień siedziała jak na szpilkach.

Starała się zachować względny spokój, choć marne to były wysiłki. Przez cały ten czas jej głowę zaprzątały myśli, czy wszystko pójdzie dobrze w trakcie misji. Mimo iż wszystko zostało już odgórnie zaplanowane, to obawiała się, że coś może nie wyjść.

Nie była przecież nawet w połowie tak doświadczona jak Czarna Wdowa, bądź Steve. Ba, wciąż uczyła się panowania nad swoją mocą. Niewielkiej otuchy dodawało to, iż Tony jej zdolnościom. To choć trochę napawało optymizmem.

— Dor, wpadasz dziś do mnie do domu? Rodzice znów wyjechali w delegacje — oznajmiła na pewnej przerwie Katherine, momentalnie wyrywając ją z zamyślenia.

— Gdzie tym razem? — odparł zaciekawiony Nick, nim Dowell zdążyła odpowiedzieć na zadane pytanie.

— Anglia — odparła niemrawo. — A mieliśmy ten tydzień spędzić razem... To jak Dor?

— Nie dam rady dzisiaj, muszę coś pilnie załatwić. Sorry — powiedziała smutno, zwieszając głowę. — Może następnym razem się uda.

— Ja będę — oświadczył stanowczo Kelley, bez chwili zawahania. — A co masz na obiad?

— Rybę z frytkami, a na drugie burgery z pieczarkami i jajkiem sadzonym — rzekła blondynka, spoglądając z uśmiechem na twarz przyjaciela. Ta skrzywiona była w dziwnym grymasie. Doskonale wiedziała, iż ten nienawidzi jeść ryb i grzybów.

— Zut! Ale i tak będę — obiecał chłopak, ani na moment nie odrywając wzroku od podręcznika do chemii. Od ponad tygodnia zakuwali na poprawkę z wodorotlenków.

Ostatni sprawdzian z tego przedmiotu zdecydowanie nie poszedł mu najlepiej. Zresztą nie tylko jemu. Większość klasy miała problem z egzaminem.

Przez pewien czas panowała zupełna cisza, dopóki nie zadzwonił telefon Doreen. Zestresowana, spojrzała na wyświetlacz, obawiając się, że Stark ma do niej ważną sprawę. Westchnęła z ulgą, kiedy usłyszała w słuchawce głos swojej rodzicielki.

— Kochanie, będziesz miała rodzeństwo! — poinformowała niemal od razu rozradowana Avri. Dziewczyna zupełnie osłupiała na tę wiadomość. Z trudem docierała do niej informacja, że nie będzie już jedynaczką. Czy da radę jako starsza siostra? Jakiej będzie płci? Może dadzą jej na imię Annie? Zawsze lubiła to imię. Bo to będzie dziewczynka, prawda? Musi być.

Tyle myśli, tyle rzeczy, o które powinna zapytać najpierw... Od czego zacząć?

Teraz nawet kwestia jej biologicznych rodziców nie stanowiła tak wielkiej wagi. Bo czy faktycznie chciała poznać prawdę? I tak nadal z trudem znosiła to, co już wiedziała. Poza tym... to mogłoby doprowadzić do rozpadu rodziny. Wzdrygnęła się.

— Wiadomo, jakiej jest płci? — wyjąkała z przejęciem w głowie, wciąż nie dowierzając w to, co słyszy.

— Uzbrój się w cierpliwość, to dopiero piętnasty tydzień — zaśmiała się łagodnie matka. — Jak tam na stażu u pana Starka?

— Całkiem, całkiem. To miłe z jego strony, że mogę korzystać z jego laboratorium — odparła, nie wspominając nic o ostatnich wydarzeniach. Nie potrzebowała jej teraz tym martwić.

— Jestem z ciebie taka dumna. Wracasz do nas na święta z tym twoim chłopakiem? Miły jest — powiedziała Avri. — No i ciocia Sophia przyjedzie z kuzynostwem.

— Jeśli pan Stark da mi wolne, to oczywiście, że wracam.

Mimowolnie uśmiechnęła się na wieść o zbliżających się świętach. Wprost je uwielbiała. Śnieg, dużo wolnego czasu, prezenty, czas spędzony z rodziną na śpiewaniu kolęd... No i nie można zapomnieć o przepysznym placku dyniowym. Po prostu żyć nie umierać.

Krucze znamię || Avengers || TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz