Doreen jeszcze przez krótką chwilę wpatrywała się w pustą przestrzeń przed sobą. Dyszała ciężko, a jej dłonie drżały lekko. Z coraz większym trudem utrzymywała w nich miecz. Furia powoli ustępowała roztrzęsieniu, gdy docierało do niej, co tak właściwie zrobiła. Nogi nagle odmówiły posłuszeństwa, przez co osunęła się ciężko na ziemię.
— Doreen? — Przykucnął obok niej Stark.
— Ja... — wyjąkała z trudem, próbując się podnieść. — Zabiłam go.
— Co ci strzeliło do głowy młoda damo? Czy dostałaś rozkaz, aby go zabić? — skarcił ją surowo Kapitan Ameryka. Spojrzała na blondyna. Nigdy wcześniej nie widziała go równie zdenerwowanego.
Nie odpowiedziała. Nie posiadała nic na swoją obronę.
Zwiesiła jedynie nisko głowę, unikając za wszelką cenę kontaktu wzrokowego. W tej chwili wiele oddałaby, za możliwość rozpłynięcia się w powietrzu.
— Masz coś na swoją obronę? — kontynuował zdenerwowany.
— Steve, daj sobie siana. Rozliczę się z nią, jak wrócimy do wieży — przerwał mu oschle Iron Man, piorunując mężczyznę spojrzeniem. — Mamy gorsze problemy na głowie.
— Jakie niby?
— No wiesz, pobojowisko, garstkę elfów z innego wymiaru, a i uszkodzoną barierę, przez którą się to paskudztwo przedostało — Wskazał dłonią sterty gruzów wokół nich. — Jakby nie patrzeć mamy sporo roboty, więc się na coś przydaj i odprowadź Petera i Doreen do wieży.
— A ty co niby będziesz w tym czasie robił?
— Muszę domknąć parę spraw — uciął krótko. — Jesteś w stanie wstać? — skierował się tym razem do dziewczyny. Ta skinęła jedynie głową i podniosła się z trudem.
W ciągu jednego momentu dotkliwie poczuła wszystkie swoje kości i mięśnie w swoim organizmie. Ledwo mogła się ruszać. Ranna, poobijana, a na dodatek zrozpaczona ruszyła wraz z Parkerem za Rogersem. Kiedy zniknęli za horyzontem, Anthony zakasał rękawy.
— Strange, jesteś w stanie naprawić barierę? — zapytał, krzyżując ręce na piersi. — Nie widzi mi się zbytnio walczenie z kosmitami przez siedem dni w tygodniu.
Czarodziej zmierzył rozmówcę od stóp do głów, nie mogąc uwierzyć, iż takie pytanie w ogóle padło z jego ust.
— Nie. Magia, którą włada Yggdrasil jest niebywale stara i potężna. Nie da jej się w żaden sposób naruszyć — odpowiedział z wyższością w głosie.
— Leszemu jakoś się udało.
— Twoja ignorancja mnie poraża. Gdyby nie upadek Asgardu, to wciąż by tkwił w Alfheim — oświadczył obojętnie. — Mogę jedynie zapewnić Ziemi prowizoryczną ochronę. Nic ponadto.
— Będzie musiało nam to wystarczyć — westchnął cicho miliarder. Już sobie wyobrażał jakie straszne kreatury wypełzną z innych światów. To jedynie kwestia czasu, gdy znów będzie grozić Midgardowi niebezpieczeństwo. Aż za dobrze zdawał sobie z tego sprawę. W interesie jego i Avengers pozostawało opóźnić ten proces na tyle na ile się da. — Otworzysz portal Annari?
— O co chodzi? — zdziwiła się elfka, marszcząc brwi. Nadal nie dowierzała, temu co widziała. — Chyba nie chcesz powiedzieć...
— To właśnie chcę powiedzieć. Wasz władca nie żyje, a Alfheim potrzebuje nowego króla. Ty nadajesz się idealnie.
CZYTASZ
Krucze znamię || Avengers || TOM I
FanfictionRagnarök nadszedł. Strzeżcie się tego, który niechybnie przybędzie, aby zasiać zniszczenie. Po upadku jednego ze światów na gałęziach przedwiecznego Yggdrasillu, została naruszona równowaga we wszechświecie. Ostatnie bariery oddzielające krainy od...