Jeśli wejdziesz między wrony... cz. III

44 6 0
                                    


— Ale.. J...jak mamy wrócić do Nowego Jorku? — zdziwił się Peter, marszcząc brwi. Znów byli w kropce. — Portal się zamknął.

— To nie jesteście w stanie skontaktować się z Thorem? — odparła podejrzliwie Annari, wciąż zastanawiając się, w co się tak właściwie wpakowała. Coraz mniej jej się to podobało. Czy pomoc im, nie należała do dobrych decyzji? Tego nie wiedziała.

— Nie. Jest poza naszym zasięgiem. Po upadku Asgardu ma o wiele pracy niż dotychczas — wtrącił się do rozmowy Anthony. Szczerze żałował, że nie było przy nich Strange'a. Przydałoby im się trochę jego mocy magicznej. Niestety, w tej chwili nie miał jak się z nim skontaktować. — Umiesz otworzyć portal? Albo coś podobnego?

— Nie, oczywiście, że nie. Pierwszy raz widzę, by coś takiego było możliwe, a uwierz mi, żyję dłużej od ciebie — odparła spokojnie. Na jej twarzy malowało się niemałe zaskoczenie. Wszyscy zamilkli na krótki moment, starając się znaleźć jakieś inne wyjście z sytuacji. Czas uciekał, a oni i tak nie mieli go zbyt dużo. Musieli działać szybko.

— Może gdzieś to zaklęcie, którym się posłużył Pan Lasu, jest zapisane? — zaczął rozmyślać na głos chłopak. — Na jakimś pergaminie albo...

— Księdze — przerwała mu nagle Dor, powoli nadążając za jego tokiem rozumowania. Czasem zaskakiwał ją niezwykły intelekt przyjaciela. — Te księgi. Kapłani nigdzie się bez nich nie ruszają, prawda? Może w nich coś jest?

— Prawdopodobne. Dobra robota młodzi — pochwalił ich Iron Man, krzyżując ręce na piersi. Te drobne słowa znacznie podniosły dziewczynę na duchu. Nawet najdrobniejsza pochwała z jego strony stanowiła dla niej niemałe uznanie. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. — Czas ją znaleźć.

— Ale gdzie mamy zacząć poszukiwania prosz... Tony? — Ciągle się łapała na tym, że zwracała się do niego per pan. Nadal nie mogła przywyknąć do myśli, iż jest jej ojcem. Czuła się z tą myślą dość... nieswojo. — Mogą być wszędzie.

Ponownie znaleźli się w punkcie wyjścia. Nie pomagał temu fakt, że z każdą chwilą sytuacja stawała się coraz bardziej skomplikowana i stresująca. Nie mieli drogi powrotnej, żadnych wskazówek gdzie dalej iść, a ich wróg już teraz mógł przypuszczać szturm na Midgard.

Doreen przysiadła na trawie, załamując ręce. Miała dość. Zarówno tego miejsca, jak i ostatnich kilku miesięcy. Kiedy to się wreszcie skończy? Czuła jakby otaczający ją świat stanowił jedynie zły sen, który prędko minie, a ona sama obudzi się i tak jak zawsze wstanie do szkoły. Spotka znajomych i wszystko będzie w porządku. Ale to nie był sen. Siedziała wśród nich zupełnie bezradna, a w dodatku zmuszona przez złośliwy los, do ochrony swoich bliskich. Rodzice. Co z nimi? Miała szczerą nadzieję, że u nich wszystko w porządku. Tęskniła za nimi. Za wieczorami filmowymi, za wspólnymi obiadami, za...

— Świątynia Altar. Jeśli jest miejsce, gdzie można by było odnaleźć coś takiego, to właśnie tam — stwierdziła elfka po dłuższym namyśle. — Veni Shigo meni.

Kilka minut później na zachmurzonym niebie pojawiły się ich wierzchowce. Śnieżnobiała sierść emanowała jasną poświatą, nieznacznie rozpraszając wokół mrok. Zwinnie wylądowały na twardej ziemi, rżąc radośnie na przywitanie.

— Planujesz jechać w kiecce? — zapytał sceptycznie mężczyzna, mierząc ją bacznie wzrokiem. Ta bez wahania chwyciła za spódnicę sukni, po czym z całej siły zdarła ją z siebie.

— Tak lepiej? — odparła kobieta, szczerząc białe zęby. Ku ich zdumieniu bez skrępowania wskoczyła na siodło, a zaraz potem dołączyła do nich reszta. Natychmiast popędzili do cwału. Shigo w szaleńczym pędzie ruszyły przed siebie. Gnali łeb na szyję krętymi alejkami ogrodu, a kopyta miarowo uderzały o twardy bruk. Nie przeszkadzały im ani egipskie ciemności, ani mgła, ani też intensywne podmuchy wiatru, które rozrzucały im włosy w nieładzie. Mieli jedno, proste zadanie. Uciec. I to możliwie jak najdalej.

Krucze znamię || Avengers || TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz