Korzenie Yggdrasillu cz.II

75 8 1
                                    


Z braku lepszego zajęcia grali razem przez najbliższych kilka godzin.

Ogrom czasu spędzony nad Mortal Kombat i Soulcalibur IV w końcu się na coś się jej przydały. Raz za razem łoiła mu tyłek, choć zdarzyło się, że poniosła parę sromotnych porażek.

— Następnym razem cię pokonam — oświadczył z szerokim uśmiechem chłopak, zbierając się mozolnie do wyjścia. Nie miał zbytnio ochoty opuszczać znajomej. Zwłaszcza że chciał się zrewanżować za tyle przegranych rund.

— Chyba śnisz — prychnęła rozbawiona Dor, ostrożnie odkładając czarnego pada na półkę. — Znów skopię ci tyłek. Nie masz za grosz skilla.

Szatyn mruknął jedynie coś niewyraźnie pod nosem w odpowiedzi.

Nagle w drzwiach sypialni zjawił się Stark.

— ... I tak miałem wychodzić — oznajmił wnet Peter, dostrzegając doprawdy paskudny grymas na twarzy mentora. Zaciśnięte usta w prostą linię, zmarszczone czoło... To zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego.

— Zostajesz — rozkazał stanowczo, zatrzymując go. — Możecie mi powiedzieć, dlaczego do cholery nas podsłuchiwaliście?! — warknął gniewnie mężczyzna, powodując niemały szok u nastolatków.

Po plecach dziewczyny przebiegł nieprzyjemny dreszcz, a z czoła zaczął spływać cienką strużką zimny pot. Znów czekała ją kłótnia. W gardle poczuła gulę, którą z trudem przełknęła. Oby nie skończyło się to tak, jak ostatnio.

— Ja... — zaczęła drżącym głosem. — Chciałam... dowiedzieć się, co się dzieje w Nowym Jorku. Ostatnie wydarzenia są... zastanawiające.

— Doreen, powinnaś wiedzieć, że to nie jest żadne wytłumaczenie. Peter, chyba twoi opiekunowie zapomnieli cię wychować. Nie przypuszczałem, że Ben, aż tak bardzo nie poradzi sobie z tym — powiedział ostro miliarder, piorunując ich spojrzeniem.

Wysłuchując ostatnich zdań, Parker wyraźnie sposępniał, co nie umknęło uwadze przyjaciółki. Zdawała sobie sprawę z tego, że poruszenie tak delikatnego tematu, jakim była śmierć jego wuja, jest zupełnie nie na miejscu. Czuła jak krew gotuje się w niej.

Zacisnęła pięści i wzięła głęboki wdech. Musiała się uspokoić... nie da się przecież wyprowadzić z równowagi.

Nic to nie dało.

— JAK MOŻESZ?! — ryknęła rozgoryczona, nie mogąc zapanować nad emocjami. — To moja wina, że jestem wścibska, ale to nie znaczy, że możesz krzywdzić osoby, na których mi zależy. Pete starał się mnie powstrzymać, a ty... — wysapała na jednym wdechu.

Nagle pod wpływem impulsu zamachnęła się, by po chwili z całej siły uderzyć Starka w policzek. Ten jedynie wybałuszył oczy ze zdziwienia. Niewątpliwie nie spodziewał się, aż tak gwałtownej reakcji ze strony córki. Zanim zdążył otworzyć usta, aby okazać swoje niezadowolenie, ta chwyciła błyskawicznie za nadgarstek przyjaciela, po czym opuściła pokój bez słowa.

— Dziękuje... — wyjąkał niewyraźnie rówieśnik, gdy szli długim korytarzem. — To było miłe z twojej strony.

— Nie przesadzaj — rzuciła pospiesznie Dowell, powoli się uspakajając. — Zrobiłam to, co uważałam za słuszne. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, co nie?

— Jasne — odparł z niewielką nutą goryczy w głosie.

— Pete? — odezwała się, wchodząc do oszklonej windy. — Mogę dziś u ciebie przenocować? Nie mam ochoty dziś wchodzić Starkowi w drogę.

Krucze znamię || Avengers || TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz