Peter śmigał na pajęczej sieci w stronę walczących Avengersów, licząc, iż Doreen już dawno do nich dołączyła. Tęgo się zdziwił, gdy nie zobaczył jej wśród reszty herosów.
— Gdzie jest Doreen? — rzucił zdenerwowany Tony, pacyfikując przy tym kolejnych wrogów. Na zbroi mężczyzny dostrzec można było liczne ślady zadrapań i uszkodzeń powstałych w trakcie potyczki. — Peter, gdzie ona jest?!
— Ja... nie... nie wiem, panie Stark — odpowiedział przestraszony. — Myślałem, że ona... wróciła do was.
Anthony zaklął siarczyście, przygotowując sobie w głowie kazanie, jakie wyprawi swojej córce, gdy ją zobaczy. Na długo go popamięta.
— Język! — upomniał go surowo Kapitan, mierząc tarczę w grupę wrogów naprzeciwko niego. — Nie zapominaj się.
Z każdą chwilą zbliżali się ku zwycięstwu. Oddziały przeciwnika kurczyły się w zastraszającym tempie, a zaklęcia ochronne, jakimi się posługiwali stopniowo zaczynały być łamane przez Strange'a. Wszystko zmierzało w dobrą stronę. Do czasu, gdy do bitwy dołączył sam Pan Lasu.
Wyszedł naprzeciw swego wojska i wznosząc dłonie ku górze zainkantował zaklęcie w starosłowiańskim języku. Ziemia zadrżała w posadach, a z niej wyłoniły się ogromne gałęzie, wijące się jak najprawdziwsze węże.
— Ktoby pomyślał, że jakieś zielsko będzie próbowało nas zabić — burknął zirytowany Burton, naciągając trzy zatrute strzały na cięciwę. Sekundę później leciały błyskawicznie w stronę celu. — Ja się tego na przykład nie spodziewałem.
Zza jego pleców dobiegało ciche stęknięcia. Obrócił się zdziwiony, a oczom łucznika ukazał się Rogers desperacko szamotający się z pędami, które ciasno splotły mu ręce i nogi.
— Steve, później sobie odpoczniesz — zażartował sobie, nim przeciął je za pomocą ostrego kawałka szkła leżącego na ziemi.
— Jak mogę wam pomóc? — odezwała się nagle Annari, która do tego momentu nie brała czynnego udziału w walce. Nie mogła już dłużej znieść tej bezczynności. — Chcę się na coś przydać — dodała stanowczym tonem.
— Pomóż Natashy podobijać te stwory. Musimy utorować sobie drogę — rozkazał miliarder, wzbijając się wysoko w powietrze.
Próbował on namierzyć córkę, lecz wśród gęstej, warstwy dymu, było to praktycznie awykonalne. Zniżył zatem lot, i ruszył wraz z Thorem do ataku na biesa, siejącego spustoszenie w Central Parku. Wokół niemal wszystkie drzewa leżały powyrywane, a spod grubej pokrywy śniegu wystawały uszkodzone korzenie. Z tego, co niegdyś było fontanną, teraz pozostała jedynie sterta gruzu i płytek walających się wszędzie. Na ośnieżonym trawniku widniały wyraźne ślady kopyt. Niezwłocznie ruszyli tym tropem z nadzieję, iż demon nie wyrządzi już większych szkód. Jak się później okazało wraz z kilkoma utopcami zadomowił się w pobliżu jeziora.
— Ugh, ale paskudztwo — obrzydził się Anthony, na widok stworzeń przypominających hybrydę człowieka i ryby. Ich oślizgła, obwisła błękitna skóra ociekała wodą. — Z kim twa matka do łóżka chadzała? — odezwał się teatralnym głosem.
— Tony, błagam cię... — załamał się jego towarzysz, brnąc przed siebie.
Błękitne oczy mężczyzny zabłysły niespotykanym dotąd blaskiem. Natychmiast przywołał do swej dłoni gromy, ciosając nimi we wrogów. Ci jednak nie pozostawali im dłużni i sporych rozmiarów monstrum rzuciło się wściekle na asgardczyka, dźgając go twardym jak skała porożem. Iron Man nie zwlekając, chwycił za jego rogi i przyciągnął go z całej siły do siebie. Zwierzę wierzgało się, zawzięcie próbując się uwolnić. Gdy jednak Thor podniósł się na równe nogi, a Tony w tym czasie pojedynczymi strzałami ugodził potwora w nogi. Raniony stwór zawył żałośnie z bólu, po czym opadł na ziemię, nie mogąc wstać. Topielce widząc to, jeszcze zacieklej rzucały się na nich.
CZYTASZ
Krucze znamię || Avengers || TOM I
FanfictionRagnarök nadszedł. Strzeżcie się tego, który niechybnie przybędzie, aby zasiać zniszczenie. Po upadku jednego ze światów na gałęziach przedwiecznego Yggdrasillu, została naruszona równowaga we wszechświecie. Ostatnie bariery oddzielające krainy od...