Powoli stąpali po kamiennej posadzce, a stukot ich butów roznosił się po całym pomieszczeniu. Prócz nich nie było nikogo w pobliżu, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Przez rozległy, oszklony sufit, wpadały delikatne snopy jasnego światła, oświetlając im drogę. Liczne gobeliny i sztandary, które mijali, przedstawiały białe rogate trójkąty na fioletowym tle. Pokrywała je warstwa gęstego kurzu. Nikt tu dawno nie zaglądał. Świątynia wyglądała na dawno zapomnianą.
Przeszli do kolejnej komnaty. W długim rzędzie stały na baczność figury elfickich żołnierzy. Twarze ich wykrzywione były w paskudnie, jakby zaraz mieli przypuścić szturm na wrogie wojska. Głownie mieczy błyszczały groźnie, wzniesione ku górze.
Od samego spoglądania w ich stronę dostawali dreszczy. Posągi wyglądały aż nazbyt realistycznie. Przez chwilę nawet zdawało im się, że jeden z nich się nieznacznie poruszył. Dla bezpieczeństwa woleli się od nich trzymać na odległość.
— Widzisz to? — Wskazała palcem Dor, jedną z popękanych ścian. Pokrywał ją stary fresk, przedstawiający najpewniej jakąś scenę historyczną. Stary mężczyzna z brodą leżał bezwładnie w swoim łóżku, a gromada poddanych stała wokół niego, rzewnie opłakując jego śmierć. Na ich twarzach malowała się istna rozpacz i smutek. Widać było, iż władca wiele dla nich znaczył. Gdzieś z dala od nich, zupełnie samotnie stał nie kto inny, jak Wilczy Pasterz. W jednej dłoni trzymał pozłacany kielich, by w każdej chwili móc ulżyć swemu władcy, w drugiej zaś koronę wysadzaną kosztownymi klejnotami. — Kim on jest? Ten starzec.
— Nie... nie wiem. Nigdy wcześniej go nie widziałem — Pokręcił głową rozmówca, bliżej przyglądając się niezwykłemu malowidłu. — Może powinniśmy zapytać Annari? Ona powinna go znać.
— W sumie... masz rację — przyznała, wciąż niepewnie omiatając wzrokiem pomieszczenie w celu znalezienia księgi.
Zajęło jej to kilka minut, lecz w końcu natknęła się na marmurowy piedestał, stojący pod samą ścianą, gdzieś w cieniu. Na niej leżał poszukiwany przez nich przedmiot. Zakurzone, pożółkłe karty, pokrywał czarny tusz. Pomimo iż część run już dawno temu wyblakła, to wciąż dało się wyczytać z nich poszczególne słowa.
— Rajuśku... — wyjąkał zaskoczony Peter, przypatrując się im uważnie. — Wyglądają na bardzo stare.
Podekscytowana nastolatka podeszła jeszcze bliżej, by móc ją dotknąć. Kiedy już miała pochwycić księgę, towarzysz odezwał się niepewnym głosem:
— Dor, powinniśmy pójść po pana Starka. Mój pajęczy zmysł... Dor, on wariuje. Tu nie jest bezpiecznie.
— Spokojnie, Pete. Będę ostrożna, obiecuję. Poza tym, wiesz jaki będzie z nas dumny, jak mu ją przyniesiemy? — uspokoiła go, powoli unosząc księgę tak, by ta się nie zniszczyła. Miękka, granatowa skóra, w którą została oprawiona, zdawała się lekko odpadać, a pozłacane runy na niej blaknąć ze starości. Musiała uważać, by jej nie uszkodzić. I tak ledwo trzymała się kupy.
— Widzisz? Nic się nie stało. A teraz poszukajmy wyjścia — stwierdziła Dowell, kierując się w stronę długiego korytarza.
Zupełna ciemność. Idąc po omacku, czuli się jak dzieci błądzące we mgle. Na dobrą sprawę nawet nie wiedzieli, czy idą w dobrą stronę, i czy przypadkiem czegoś nie pominęli. Z czasem coraz mocniej zaczęli żałować, że wybrali tę drogę.
— Słyszysz to? — zapytał nerwowym tonem szatyn, przybierając bojową pozę. W każdej chwili gotów był stanąć w obronie swojej i przyjaciółki. Zza ich pleców dobiegał cichutki odgłos kroków, który z każdą następną chwilą przybierał na sile. Ktoś ich śledził. Zaczęli przyspieszać. Serce biło im jak szalone, a oddech stawał się coraz płytszy. Nie chcieli stanąć twarzą w twarz z osobą, która za nimi nieustannie podążała.
CZYTASZ
Krucze znamię || Avengers || TOM I
FanficRagnarök nadszedł. Strzeżcie się tego, który niechybnie przybędzie, aby zasiać zniszczenie. Po upadku jednego ze światów na gałęziach przedwiecznego Yggdrasillu, została naruszona równowaga we wszechświecie. Ostatnie bariery oddzielające krainy od...