Minęły dwa miesiące, co oznaczało kolejny wyjazd do Polski. Nie mogliśmy się doczekać. Wreszcie powiem rodzinie o ciąży. Już chcę zobaczyć ich reakcje. Nasze walizki stały już spakowane, jak zwykle pomagał nam nasz najlepszy, niepowtarzalny Scott. Była już czternasta, samolot mieliśmy o 18. Pobiegłam do góry przebrać się w ciuchy do wyjazdu. Jak zwykle były to szare spodnie dresowe i szara koszulka od Chrisa.
— Jak się czujesz? — zapytał mnie Scott, gdy wróciłam do kuchni.
— Bardzo dobrze. I dziękuję, że znowu będziesz się opiekował psiakami. Strasznie nam pomagasz, nie wiem jak się odwdzięczyć — uśmiechnęłam się.
— Weź, jak już tysiąc razy mówiłem, zawsze chętnie wam pomogę moje wy gołąbeczki — spojrzał na zegarek — Macie wszystko?
— Wydaje mi się, że tak. — powiedział Chris, który przytulał się do moich pleców — jeśli nie to kupimy na miejscu. Chyba nie będzie z tym problemu.
Dwie godziny później jechaliśmy na lotnisko, na nasze szczęście drogi były prawie puste. Już po czterdziestu minutach staliśmy na parkingu lotniska.
— Tu się pożegnamy. Nie mam ochoty wchodzić do środka — powiedział młodszy Evans wyciągając walizki. — Bezpiecznego lotu — objął nas obu, po chwili już siedział w samochodzie i nam machał. Nigdy nie lubił takich pożegnań. Zawsze musiałam mu powtarzać, że przecież wrócę, lecz przeważnie to nic nie dawało. Chris chwycił moją rękę i razem udaliśmy się w kierunku wejścia do portu lotniczego.
Podróż była spokojna, lekkie turbulencje musiały się oczywiście pojawić. Z lotniska jak poprzednio odebrała nas Wiki. Była jakoś dziwnie cicho.
— Wiki? — zapytałam dziewczynę gdy ta stała na czerwonym świetle. — Wszystko dobrze?
— Co? — powiedziała jakbym wyrwała ją z transu — Znaczy tak. Znaczy nie wiem. Potem pogadamy — Nie wiedziałam jak mam na to zareagować. Moja ciekawość jeszcze się zwiększyła. Mój narzeczony też wydawał się zakłopotany. Spojrzeliśmy po sobie i tylko wzruszyliśmy ramionami. Poczekamy do "później".
Zaparkowała pod domem rodziców. Skierowaliśmy się od razu do środka. Nie zauważyli nas. Po salonie chodził podenerwowany Wiktor. Na kanapie leżał jego syn.
— Cześć? — powiedziałam, jakby przyduszonym tonem.
— Hej Lisa — podszedł mój ojczym i mnie przytulił — Jak się macie? — uśmiechnął się słabo.
— Dobrze. A wy? O co chodzi? — Wiktor znów posmutniał. Nie podobała mi się ta sytuacja, fakt że nigdzie nie było mojej mamy tylko to potęgował. Czułam jak robi mi się gorąco. — Gdzie mama?
— W szpitalu — poczułam, że nie mogę złapać oddechu. Instynktownie ułożyłam ręce na brzuchu. Wszystko zaczęło wirować — Lisa?! Spokojnie nic jej nie jest — świat stawał się szary. Poczułam ręce na moich barkach.
— Hej, spójrz na mnie — próbował uspokoić mnie Chris — skup się kochanie. Wszystko jest dobrze. Oddychaj, powoli — podprowadził mnie do kanapy i podał szklankę wody — już lepiej? Wystraszyłaś nas.
— Mama siedzi z twoją babcią — znowu zrobiło mi się słabo, to wcale nie było lepiej — Spokojnie, to raczej nic poważnego. Pojedziemy ją odwiedzić jeśli chcesz.
— Tak, tak. Muszę ją odwiedzić — wstałam powoli — i to chce teraz — skierowałam się do wyjścia, słyszałam tylko kroki za mną. Po chwili dołączyli do mnie wszyscy. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę szpitala.
Chwilę zajęło nam szukanie wolnego miejsca parkingowego, jednak udało nam się.
W środku pokierowała nas pielęgniarka. Nienawidzę szpitali, zawsze mnie przerażały. Gdy weszłam do odpowiedniej sali usłyszałam te wszystkie pikające maszyny.
— Hej Lisku — przywitała mnie babcia — wiedziałam, że idziesz. Czułam to — uśmiechnęła się, podbiegłam do jej łóżka i przytuliłam ją starając się nie zahaczyć o żadne kable.
— Cześć babciu, jak się czujesz? — usiadłam obok niej, Chris podsunął sobie krzesło i zajął miejsce niedaleko mnie.
— Wiesz, nie tak źle jak zapewne wyglądam — zaśmiała się, nawet w takich chwilach nie opuszczało jej poczucie humoru — ale muszę ci to powiedzieć, obiecaj że to zniesiesz. No już dawaj paluszek — wystawiła w moją stronę mały palec.
— Obiecuję — uśmiechnęłam się.
— Czuje że to już czas. Już wystarczająco długo tu bawiłam na tym świecie. — momentalnie poczułam rękę Chrisa na udzie, dodającą mi otuchy i łzę na policzku — wiem, że nie podoba ci się taka opcja skarbie. — starła moją łzę — ale wszystko będzie dobrze, będę na ciebie patrzeć z góry. Zawsze będę przy tobie – przytuliłam się znowu do niej.
— Nie chcę żebyś odchodziła. Miałaś być na naszym ślubie — starłam szybko łzę.
— I będę kochanie, ale nie ciałem. — zaśmiała się — Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, nawet po śmierci będę cię nawiedzać. — czułam jak moje serce się rozpada. Nie byłam gotowa na jej odejście. Nie byłam na to gotowa. Bałam się tego, że sobie nie poradzę. — Chris będzie cię wspierał. Cieszę się, że jesteście razem.
— Ja też chcę ci coś powiedzieć. Zanim o tym zapomnę — wzięłam głęboki wdech, stresowałam się. Momentalnie czułam wzrok wszystkich w tym pokoju — spodziewamy się dzieci, bliźniaków.
— O Boże! — usłyszałam krzyk, nie wiem czy to mama czy Wiki.
— Nareszcie Lisa — powiedziała babcia — tym bardziej nie możesz się tym wszystkim stresować. Nie płaczcie po mnie, dobrze? Na moim pogrzebie macie się zajadać moimi ciastkami. Leżą w kredensie. A i zaproście wszystkich, nawet małego Scott'a — puściłam nam oczko — kocham was wszystkich dzieciaki, chodźcie tu — skończyliśmy w grupowym przytulasie.
*Tydzień później
— Jak się trzymasz? — zapytał Chris, nie odwracając wzroku od jezdni.
— Nie jest tak źle, chciała żebym nie płakała więc się staram — uśmiechnęłam się słabo, wiedziałam jednak, że gdy stanę przed trumną to nie dam rady.
Wysiedliśmy z samochodu, którego zaparkowaliśmy przed kościołem. Mężczyzna w garniturze wyciągnął do mnie rękę, chwyciłam ją. Drugą ręką poprawiłam swoją czarną suknię i ruszyliśmy do środka, za nami szedł smutny Scott.
W połowie ceremonii nie umiałam już powstrzymać łez, leciały ze mnie jak z wodospadu.
Udaliśmy się wszyscy na cmentarz, szłam obok Wiktora i mojej mamy. Nigdy nie widziałam ich tak smutnych.
Gdy już tam doszliśmy Wiktor postanowił pożegnać mamę.
— Nigdy nie myślałem, że przyjdzie mi tu stać i to mówić. — zaśmiał się słabo — Jednak dobrze nas to przygotowałaś. Nawet w swoich ostatnich chwilach uśmiechałaś się i żartowałaś. Wiem, że teraz jesteś z tatą i wreszcie zaznałaś spokoju, którego od dawna tak pragnęłaś. Dziękuję za te wszystkie lata, tyle dla nas wszystkich zrobiłaś, zawsze służyłaś radą i częstowałaś ciastkami. Tak jak powiedziałaś, zawsze będziesz z nami. Będziemy tęsknić, będę czekał na nasze ponowne spotkanie. Kocham cię. Żegnaj mamo i pozdrów od nas tatę — uśmiechnął się i przetarł łzę. Dzięki jego słowom zrobiło mi się lżej, jednak dalej nie przestałam płakać. Wiedziałam, że nawet bracia Evans uronili łezkę.
Opuścili trumnę, spojrzałam w górę i się uśmiechnęłam. Wiedziałam, że jest z nami teraz. Nie chce żebym była smutna i się stresowała. Wtuliłam się w bok Chrisa i razem udaliśmy się do restauracji gdzie miała odbyć się stypa.
Chyba najsmutniejszy rozdział w moim wykonaniu, zrobiło mi się mega smutno. Miał być później ale udało mi się go szybciej skończyć, więc dodałam
CZYTASZ
Anonimowa// Chris Evans
ФанфикKażdy czasem o czymś marzy. Lisa marzyła o tym by nie być oceniana ze względu na jej stan konta. Gdy dopada cię sława wszystko staje się trudniejsze, jednak da się temu zaradzić z pomocą rodziny, przyjaciół. Mimo wszystko ona chciała od życia czegoś...