Rozdział 4

1.4K 48 0
                                    

    Pewnego dnia Sam zaprosiła mnie do siebie. Na szczęście moja mama się zgodziła. Byłyśmy badzo podekscytowne prawie całym dniem spędzonym razem.
   Więc tuż po szkole Sam zawiozła mnie do swojego domu. Gdy dotarłyśmy byłam pod wielkim wrażeniem.
 - O mój boże, to twój dom?!
 - Tak - uśmiechnęła się.
 - Jest niesamowity!
 - Dzięki.
   Zaprosiła mnie do środka i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
 - Wow!
 - Ty jesteś Camille? - zapytała kobieta zza kuchennego blatu.
 - Tak, pani Larusso.
 - Miło cię poznać.
 - Mi również miło panią poznać.
   Poszłyśmy do sypialni Sam, która była tak ładna jak reszta domu i usiadłyśmy na łóżku. Odbyłyśmy przyjemną rozmowę. Kiedy nastała dłuższa cisza skorzystałam ze swojej szansy i zapytałam o coś, co męczyło mnie od jakiegoś czasu.
 - Wiem, że to może być trudny temat... Ale możesz powiedzieć mi coś o tej bójce w szkole?
 - Yyy... - wyglądało na to, że nie spodziewała się takiego pytania. - Może pogadamy o tym później... Tylko... Sprawy mają się teraz trochę inaczej.
   Całe szczęście pani Larusso przerwała naszą niezręczną ciszę wołając nas na obiad. Kiedy weszłyśmy do jadalni po raz pierwszy zobaczyłam pana Larusso.
   Siedzieliśmy w ciszy przez moment. Wkrótce, on zaczął rozmowę:
 - Więc... Camille, myślałaś może o dołączeniu do naszego dojo?
 - O, ma pan dojo? Ja... Nie sądzę, abym miała dołączyć, nie interesuję się karate, czasami mnie przeraża.
 - Przeraża cię? Jak?
 - Nie lubię przemocy... - podobało mi się to, że pan Larusso był otwarty i szczery, ale to sprawiało też, że czułam się trochę nieswojo.
 - Zrozumiałe. Karate Miyagi-do polega na samoobronie. Nie ma tu dużo przemocy.
 - Naprawdę? Pomyślę o dołączeniu...
 - Mówiąc o karate... Co u Robby'ego? - zapytała pani Larusso po chwili ciszy.
 - Nadal nie chce ze mną rozmawiać...
 - Właściwie, rozmawia ze mną... - powiedziałam.
 - Naprawdę? To wspaniale - pan Larusso wyglądał na zadowolonego.
 - Więc, Jak się ma? - zapytała ponownie.
 - No... Mówi, że wszystko w porządku, ale nie wiem jak się ma tak naprawdę. Nie znam go za dobrze. Ale wygląda jakby lubił ze mną rozmawiać.
 - Świetnie. Pewnie wiesz co zrobił...
 - Tak, ale bez szczegółów...
 - Po prostu wiedz, że to dobry dzieciak.
   Potem spędziliśmy wspólnie czas, jedząc i rozmawiając. Rodzina Sam jest wspaniała i kochana...

   Następnego dnia obudziłam się wyspana. Zbyt wyspana...
   Mój budzik nie zadzwonił i byłam spóźniona. Moja mama poszła do pracy o 6, więc mnie nie obudziła. Miałam 15 minut na przygotowanie się i dojście, które zajmuje przynajmniej 10.
   Bez makijażu, w potarganych włosach i pogniecionych ubraniach, które naszykowałam wczoraj, wybiegłam z domu. Szczerze liczyłam, że magicznie zdążę, ale moja nieistniejąca kondycja nie chciała współpracować. 
   Po drodze spotkałam Robby'ego, który też się spieszył. Zaśmiał się i podbiegł do mnie.
 - Hej - powiedział robiąc szybkie wdechy.
 - Cześć...
   Oboje byliśmy zbyt zmęczeni, żeby rozmawiać, więc w ciszy dotarliśmy do szkoły.

    Niestety, nie zdążyłam i musiałam zostać po lekcjach... Zgadnijcie kto również.
    Oczywiście Robby, ale nie on był tu problemem. Chodzi o Kylera i jego kumpla.
   Weszłam do sali, spojrzałam na nich siedzących w ostatniej ławce i przewróciłam oczami. Usiadłam w ławce z przodu. Słyszałam jak coś szepczą, ale postanowiłam ich ignorować. Może oni zignorują też mnie.
  I wtedy przyszedł Robby.
  Zobaczył, że siedzę sama i podszedł do mnie. 
 - Mogę tu usiąść?
 - Jeśli musisz...
 - Nie muszę. Jest tu wystarczająco miejsca. Czy chcesz żebym tu usiadł?
 - Po prostu usiądź - zaśmiałam się widząc jego wielki uśmiech.
 - Ej, Robby! Jak to zrobiłeś? - krzyknął Kyler.
 - On po prostu jest miły - odpowiedziałam za niego. - A nie... - zamilkłam, gdy weszła nauczycielka.
 - A nie jaki?* - powtórzył prowokująco.
 - Czerwony... Szmaragd jest zielony, a nie czerwony.
 - Jasne...
 - Więc, czemu się dzisiaj spóźniłaś? - zapytał Robby.
 - Zaspałam, a ty?
 - Ja też.
 - Fajnie.
   I później zaczęła się nasza kolejna godzinna rozmowa. Czułam, że stawał się milszy im więcej z nim rozmawiałam.

*W angielskiej wersji ta rozmowa jest fajniejsza, obiecuję...

Help me ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz