Rozdział 11

758 28 5
                                    

Następnego dnia Anne spytała, czy może usiąść z Jastrzębiem na jeden dzień. Chyba mu się udało. Zgodziłam się. Musiałam usiąść z Miguelem, którego nie znałam za dobrze. Wiedziałam tylko, że nie lubi się z Robbym, co powinno być jasne, a teraz jeszcze pokłócił się z Sam. Jego życie się powoli rozpadało.
Po niezręcznej chwili trochę się poznaliśmy.
Razem wyszliśmy ze szkoły i wtedy zauważyłam Robby'ego niedaleko dojo.
- Hej - powiedziałam.
- O, cześć - odpowiedział obojętnie.
- Co się stało?
- Czemu w ogóle pytasz? Myślałem, że to jasne.
- No, w sumie to nie. Jeśli chodzi o Miguela, to ledwo go znam.
- Mhm. Dlatego tak na siebie patrzycie?
- Jak?
- Nieważne, muszę już iść.
Zostawił mnie z moimi myślami. Naprawdę nie było nic między mną, a Miguelem. I wtedy odkryłam, że Miguel i Robby są bardzo do siebie podobni. Szkoda tylko, że nie potrafią tego dostrzec. 
Musiałam to jakoś wytłumaczyć Robby'emu, ale jakim cudem miałam to zrobić, jeśli nie był zainteresowany rozmową ze mną?
Tym razem było trochę inaczej. Dni mijały, a on oddalał się ode mnie i robił się coraz bardziej brutalny.
Tory mówiła, abym się tak nie przejmowała. Zawsze uważała, że on taki jest. Ale ja wierzyłam, że był dobry. I był jeszcze ktoś, kto tak myślał. 
Próbowałam wymyślić, jak mogłam porozmawiać z panem Larusso, po mojej kłótni z Sam. Zdecydowałam, że najlepiej będzie dołączyć do Miyagi-do. Musiałam to zrobić. Dla Robby'ego.
Przyszłam wcześnie, kiedy nikogo jeszcze nie było. Postanowiłam pochodzić dokoła.
Później przyszło kilka osób - w tym Sam. Wyglądała na zmieszaną. Nie wymieniłyśmy nawet słowa.
Po kilku minutach pan Larusso nas powitał. Popatrzył na mnie przez chwilę i kontynuował swoją wypowiedź. Mieliśmy dosyć zwykły trening. Ćwiczyliśmy kilka prostych ciosów. 
Chciałam pogadać tylko z nim. Zostałam, gdy cała reszta już wyszła.
- Yy... Dzień dobry - zaczęłam mówić. - Mogę z panem porozmawiać o Robbym?
- Co z nim?
- Wrócił do Kobra Kai. I myślę, że to ma na niego bardzo zły wpływ. 
- Gorszy, niż kilka miesięcy temu?
- Chyba tak... Wtedy przynajmniej rozmawiał ze mną o wszystkim. A teraz całkowicie mnie zostawił.
- To niedobrze. Ale jeśli nie chce z tobą rozmawiać nie możemy za dużo zrobić. 
- Ale musimy.
- Wiem, że to cię martwi. Ale jest tylko jeden sposób, aby pomóc Robby'emu wrócić. Jeśli nie chce zmienić się na lepsze, nikt go do tego nie przekona. 
- To okropne. Nie ma niczego, co możemy zrobić?
- Nie wiem...
- Dobrze, dziękuję.
Jego słowa sprawiły, że to wszystko było bardziej zawiłe niż wcześniej. Pewnie była w tym jakaś cenna lekcja życiowa, tylko jaka?
Nadal chodziłam na treningi mając nadzieję, że w końcu będę mogła mu pomóc. Ale po kilku tygodniach poddałam się. Pewnej nocy płakałam, jakbym straciła Robby'ego na zawsze. Bo myślałam, że tak było. I myślałam, że to moja wina. 
Do tego zauważyłam, że on już nawet nie chodzi do szkoły. Wrócił do miejsca, w którym zaczynał. 
Pewnego dnia wybrałam się na spacer. Pogoda robiła się coraz lepsza, więc moja mama nie chciała, żebym spędzała tyle czasu w domu. Mijając centrum handlowe usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się i ukazał mi się pan Larusso.
- Hej, myślę, że jesteśmy w stanie jakoś pomóc Robby'emu. Masz chwilę?
- Tak.
- Świetnie. Opowiem ci teraz pewną historię. 
Jego historia dotyczyła jego własnej przeszłości. Mówił, że też kiedyś był pod złym wpływem senseia. Ale pan Miyagi wspierał go po tym, gdy do niego wrócił.
- Więc... Musimy znaleźć Robby'emu lepszego senseia? - nadal zastanawiał mnie jego plan.
- Myślę, że już go znalazłem.
Spoglądał w prawo, gdzie zobaczyłam Johnny'ego Lawrence'a. Miał ze sobą puszkę piwa i szedł samotnie ulicą.
- Ale jak sprawić, żeby faktycznie ze sobą porozmawiali? - zapytałam.
- Chyba to musimy jeszcze wymyślić.
Podeszliśmy razem do Johnny'ego, który nareszcie nas zauważył.
- Potrzebujemy pomocy - powiedział Daniel dramatycznie.
- W czym?
- Chodzi o Robby'ego - odpowiedziałam.
- O, okej. Więc w czym mam wam pomóc?
- Właśnie o to chodzi, że nie wiemy.
- No chyba, że tak...

Myśleliśmy o różnych sposobach na porozmawianie z Robbym przez dwa dni, ale żaden z nich nie brzmiał dobrze. Przynajmniej poznałam Johnny'ego trochę lepiej.
W końcu zdecydowaliśmy, że oni wejdą do dojo. Nie chcieli, żebym szła z nimi, ponieważ była szansa, że trzeba będzie walczyć z Kreesem, a to dla mnie byłoby za dużo. Ale zgadnijcie co... Poszłam tam.
Następnego dnia, wieczorem pan Larusso i pan Lawrence podjechali pod dojo. Zobaczyłam, jak auto Daniela się zbliża. Schowałam się za ścianą, dosyć daleko, tak żeby mnie nie zauważyli. Weszli do Cobra Kai i zniknęli. Podeszłam bliżej, ale nie mogłam zobaczyć, co działo się w środku. Czekałam kilka minut, ale nikt nie wychodził. Mogłam tylko słuchać dźwięków walki.
Po 15 minutach postanowiłam wejść do środka. Widok był okropny. Na środku stał Robby broniący Kreese'a, gotowy by walczyć. Cała trójka popatrzyła na mnie.
- Robby? - wymamrotałam.
- Camille, co ty tutaj robisz?! - krzyknął Daniel z boku, podczas gdy walczył z kimś, kogo nie mogłam rozpoznać.
Stalam sparaliżowana przed drzwiami, gapiąc się na to, jak bili się nawzajem. Nagle Kreese zniknął z mojego pola widzenia i poczułam, jak czyjaś ręka łapie moją szyję.

Help me ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz