~ Rozdział 2 ~

1.3K 118 102
                                    

Był wrzesień, więc moje kuzynostwo Iga i Igor z samego rana pojechali do szkoły podstawianym autobusem. Wujek zniknął przy pracach w polu, a ja pomagałam cioci Liwii w pracach domowych. Nadal nie potrafiłam wydoić krowy, ale poszłam nakarmić zwierzęta. Pogłaskałam szarego króliczka po miękkim futerku i dziwnie mi się zrobiło z myślą, że w mieście traktuje się je jak członków rodziny i służą do przytulania, tutaj chowane są do zjedzenia. Takie wewnętrzne podwójne standardy, bo przecież nie byłam wegetarianką.

Zamknęłam bezpiecznie zwierzęta za dodatkową siatką i ruszyłam w stronę domu. Podniosłam głowę i zauważyłam opartego o płot bruneta. Uśmiechał się do mnie szeroko, kręcąc głową.
– Proszę, proszę, kogo moje piękne oczy widzą? Julia wróciła na wieś.

– Cześć, Wiktor. – Podeszłam kilka kroków bliżej, a on nie zważając na szczekanie Brutusa, otworzył bramkę i wszedł na posesję wujostwa.

– Co cię tu sprowadza? Ile to lat minęło? Słyszałem, że zmieniłaś stan cywilny.

– Trochę dużo pytań na raz. – Zaśmiałam się, owijając ciaśniej swetrem. – Przyjechałam w odwiedziny, minęło hmm... – Zamyśliłam się. – Będzie jakieś...

– Pięć lat. – Uśmiechnął się szeroko. – Pokaż obrączkę, bo nie uwierzę. – Wyciągnął dłoń w moją stronę. Lekko skrępowana podałam mu swoją, ukazując złoty okrąg i pierścionek. Jego takie gesty nie ruszały, bo nie był ze Wspólnoty i nie wiedział, że Tymon zagotowałby się na twardo, widząc, że inny mężczyzna trzyma moją rękę. Na tę myśl, cofnęłam ją szybko, a Wiktor cmoknął powietrze. – To teraz jesteś pani...

– Kwiatkowska.

– Chętnie poznam tego szczęściarza. – Poruszył znacząco brwiami. – Gorące ognisko, smażone kiełbaski, zimna wódka i jak przetrwa, to chłopak jest nasz.

– Tymon nie mógł ze mną przyjechać. Ma dużo na głowie.

– Tymon? – Skrzywił się. – Takie ciężkie imię.

– Dlaczego? – Przekrzywiłam głowę. Gdy ktoś, poza mną, wypowiedział jego imię, poczułam ten dźwięk, aż głęboko w sobie, ale starałam się nie okazywać prawdziwych uczuć. – Mnie wydaje się miękkie i ciepłe.

– Bo jesteś zakochana. A mi kojarzy się z jakimś szefem mafii Borysem-Groźnym, który trzęsie ludźmi. – Zaśmiał się szczerze. Ugryzłam się w język, nie przyznając, jak wiele miał racji. Chciałam wymyślić wymówkę, żeby wrócić do domu, ale Wiktor wszedł mi w słowo. – Młodo zdecydowałaś się wyjść za mąż. To, czym ten mężczyzna, aż tak cię zauroczył? Miastowe to wolą pożyć na kocią łapę niż kupować kota w worku.

– A ty jak tam? – Zmieniłam temat. – Żona? Narzeczona? Dziewczyna?

– Jest taka jedna, ale to dopiero początki. – Puścił mi oczko, kiwając się z nogi na nogę. – Zobaczymy, co nam z tego wyjdzie.

– Miastowa? – zakpiłam z żartem.

– Nie, ze wsi obok. – Poklepał mnie po ramieniu. – Ale ty chyba nie stałaś się sztywniarą? Nie obraziłaś się? Zawsze ci dokuczałem z tą miastową, ale to tylko żarty.

– Oczywiście, że się nie obraziłam. – Uśmiechnęłam się i podniosłam dłoń w geście pożegnania. – Muszę wracać, pomóc cioci. Niedługo wszyscy wrócą na obiad.

– Jasne. – Zrobił krok w tył. – To do zobaczenia, bo chyba zostajesz jeszcze?

– Tak. Nie wiem, na jak długo, ale na razie zostaję. Do zobaczenia. – Odwróciłam się, kierując w stronę domu. Chciałam jak najszybciej zniknąć, jakbym robiła coś złego, a przecież tylko rozmawiałam. Wpajane od zawsze zasady zostawiały ślad, czy się tego chciało, czy nie.

Dopóki miałam zajęcia i otaczałam się ludźmi, jakoś mi szło. Starałam się jak najmniej myśleć o Tymonie, żeby móc się zdystansować. Spojrzeć na wszystko inaczej, świeżo i bez zbędnych emocji. Trudno mi to przychodziło, bo stał się już częścią mnie i wciąż z czymś mi się kojarzył. Mechanicznie zastanawiałam się, co powiedziałby Tymon, co zrobiłby Tymon, jak zareagowałby Tymon... Był moją pierwszą myślą po przebudzeniu i ostatnią, gdy kładłam się spać, a w ciągu dnia jego obraz też powracał wielokrotnie.

Późnym popołudniem usiadłam w swoim pokoju, obracając w dłoni telefon. Gryzło mnie milczenie męża, tak jakby w ogóle nie tęsknił. Głupiutkie myśli podpowiadały, że pewnie dobrze się bawi i nie zrobiło to na nim wrażenia. Rozsądek podpowiadał, że Tymon mnie kocha, więc to niemożliwe, żeby odczuwał ulgę i wolność po moim zniknięciu. Milczał dlatego, że chciał mi dać odpocząć, albo dlatego, że męska duma nie pozwalała mu się ugiąć.

Odblokowałam telefon i próbowałam coś do niego napisać. Ciągle to usuwałam i pisałam od nowa. "Cześć, jak się masz?" brzmiało, jakbym pisała do kumpla. Zbyt lakoniczne, jak na naszą sytuację. "Tęsknię za Tobą, ale potrzebuję czasu." było bezsensowne. Albo tęsknię za nim, albo nie. Proste. A jeśli tęsknię, powinnam się spakować do domu. Chyba zwyczajnie chciałam, żeby się postarał, sam wyszedł z inicjatywą, napisał mi coś takiego, że się popłaczę ze wzruszenia.

Westchnęłam głośno, postanawiając zadzwonić. Tak zwyczajnie, żeby go usłyszeć, a rozmowa przecież sama się potoczy. Chwilę wahałam się przed wciśnięciem zielonej słuchawki. Serce waliło coraz głośniej i starałam się uspokoić, oddychając głęboko. Co najmniej, jakbym miała zadzwonić do kogoś obcego, a nie do własnego męża.

Na trzy – powiedziałam w myślach. – Raz... Dwa...
Podskoczyłam, gdy ktoś zapukał do drzwi. Szybko nacisnęłam boczny przycisk, wygaszający ekran. Dosłownie, jakby ktoś przyłapał mnie na czymś wstydliwym.
– Proszę...

– Mogę? – Zajrzała Iga.

– Jasne, wchodź.

– Byłaś w szkole prymuską, prawda? – Zagryzła wargę ze skrępowaniem, stając przede mną.

– Musisz mi przypominać? – Przewróciłam oczami. – Gnębili mnie za to.

– Poważnie? – Usiadła na podłodze po turecku, otwierając szerzej usta. – Ciebie ktoś gnębił? Niemożliwe.

– A jednak. – Zjechałam z łóżka na drewnianą podłogę, żeby zmniejszyć dystans. – Nazywali mnie Jezuska i dokuczali na różne sposoby.

– Gnojki. – Skrzywiła się Iga. – Tymon powinien im skopać dupę. Nie wolno komuś dokuczać, za to, że chodzi z rodzicami do kościoła. Podobno mamy równość i wolność?

– Nieważne. – Machnęłam ręką, bo wolałam zapomnieć czasy szkolne. Wskazałam na stos zeszytów i podręczników na jej kolanach. – W czym ci pomóc?

– Najbardziej w angielskim, bo rodzice nic z niego nie rozumieją i nigdy mi nie pomagali w tym przedmiocie.

– Więc się na coś przydam w końcu i zostanę twoją korepetytorką. – Uśmiechnęłam się szeroko i kolejne trzy godziny spędziłam na odrabianiu lekcji z kuzynostwem, bo przyszedł do nas też Igor, piętnastoletni młodszy brat Igi.

Do kolacji wujek nalał mi grzanego domowego wina i zaszumiało mi w głowie już po jednym wypitym kubku. Położyłam się na łóżku, przeglądając galerię zdjęć. Uśmiechałam się pod nosem, widząc Tymona i jego bliskich. Te wszystkie uśmiechy, przytulenia, rodzinna atmosfera. Jedno Tymon zrobił moim telefonem, zakrył mnie kołdrą po szyję, żeby schować nawet najmniejszą nagość. Za to jego wielkie, nagie ramię otaczało moją głowę, gdy całował mnie we włosy. A później w czubek nosa. To było takie urocze. Wystarczyło zamknąć oczy, żeby przypomnieć sobie jego ciepły dotyk, oszałamiające pocałunki, zapach mojego mężczyzny.

Kolejne to selfie z Aną, Amandą i Sylwią. Wszystkie tak szeroko uśmiechnięte, szczęśliwe, zżyte ze sobą. Serce urosło mi pod wpływem tych zdjęć. Wróciła ochota, żeby zadzwonić do Tymona, porozmawiać. Jednak przesunęłam kciukiem w bok i zobaczyłam zdjęcie, na którym mój mąż siedzi na podłodze i gra z dziećmi w planszówkę. I następne, na którym przez godzinę zastygł na kanapie, bo nie chciał nikomu oddać Kacperka, zachwycając się, że ten zasnął akurat na jego rękach. Oblał mnie żal. Gorąca wilgoć utkwiła pod powiekami. Odłożyłam telefon na szafkę i odwróciłam się na bok, zakrywając kołdrą po szyję.

Tymon zasługiwał na coś lepszego niż ja. Skoro już odważyłam się na taki krok, może nie powinnam wracać? Naciągnęłam pościel po czubek głowy, żeby nikt nie słyszał, jak płaczę w poduszkę. Może tak miało być? Może mieliśmy w siebie zwątpić, żeby mógł odejść i zacząć żyć od nowa? Lepiej, szczęśliwiej, z pełną rodziną...

Telefon zabrzęczał na szafce, rozświetlając pokój. Otarłam łzy i sięgnęłam po urządzenie. Na moment straciłam oddech. Tymon. Akurat w takiej chwili.

– Sekundy jak minuty. Minuty jak godziny. Godziny są wiecznością, a Ciebie wciąż nie ma. Cicho tu bez Ciebie... Nikt się nie śmieje, nikt mi nie dokucza, nikt nie tańczy, jakby nawet muzyka umarła. Wiedz, że czekam w NASZYM domu. Wróć, gdy będziesz gotowa.

Przymknęłam oczy, przełykając kolejne łzy.

– Nie myśl, że dla mnie to łatwe... Nie jest tak. – Jeździłam zębami po dolnej wardze, czekając, czy odpisze cokolwiek. Nagle wiadomość podświetliła się jako przeczytana, a później falujące trzy kropki, wprawiały mnie w coraz większy stres, gdy wciąż pojawiały się i znikały. Co on tam pisał tak długo?

– Leżę w łóżku i myślę o tobie. A ty co robisz?

– To samo... Jak ci mijają dni?

– Zbyt powoli, zbyt mozolnie, zbyt nudno. Mogę zadzwonić? Bardzo chciałbym Cię usłyszeć.

Nie odpisałam. Weszłam w kontakty i nacisnęłam zieloną słuchawkę obok imienia męża.
– Cześć. – Usłyszałam jego ciepły głos, który poczułam aż w brzuchu.

– Cześć. – Uśmiechnęłam się mimowolnie.

– Jak tam życie na wsi? Doisz te krowy czy nie?

– Coś ty. – Zaśmiałam się cicho. – Próbowałam, ale nawet na mleko do kawy by nie starczyło.

– Och, Jula... – Zachichotał i dałabym sobie rękę odciąć, że właśnie pociera twarz, żeby ukryć, jak bardzo jest rozbawiony. – Żałuję, że tego nie widziałem.

Zapadła niezręczna cisza, bo oboje skrępowaliśmy się jego wyznaniem.
– A ty? Jak sobie radzisz? – spytałam nieśmiało.

– Nie wiem, co odpowiedzieć... – urwał na moment, a zanim znów zaczął mówić, usłyszałam głośne westchnięcie. – Mam co jeść, mam gdzie spać, pracuję, ćwiczę i tyle.

– Mhm... – przytaknęłam nosowym dźwiękiem, wbijając zęby w wargę coraz mocniej. Poczułam się, jak w potrzasku. Nie wiedziałam, jak z niego wybrnąć. Co powinnam teraz powiedzieć? Jak zareagować?

– Nie przejmuj się mną. Choć raz w życiu skup się na sobie.

– Jesteś na mnie zły, prawda?

– Nie, kochanie, nie jestem. – To uczuciowo wypowiedziane "kochanie", przyspieszyło mi krew w żyłach. – Nawet cię rozumiem. Każdego z nas to kiedyś przytłoczyło i każdy radził sobie z tym inaczej. Ty znalazłaś najzdrowszy sposób, odpoczynek na wsi.

– A za tę szopkę w biurze? Za to, że tak potraktowałam Kingę? – W oczekiwaniu na odpowiedź, skubałam kołdrę, ale on odezwał się bez zastanowienia.

– Kinga pewnie też uczy się doić krowy albo coś. Wyprowadziła się daleko i już nie wróci.

– Poważnie?

– Tak. Gdy weszłaś do biura, akurat się kłóciliśmy. Wyobrażam sobie, jak to wyglądało, ale właśnie ją zwalniałem i źle zareagowała, więc się na nią wkurzyłem.

– Ach... – Zabrakło mi słów. – Mogę zapytać, za co została zwolniona? Przez straty firmy?

– Nie. Zagroziłem, że albo się wyprowadzi, albo oskarżę ją o mieszanie w moim małżeństwie, insynuacje na temat naszego romansu i okazywanie braku szacunku mojej żonie. Wie, że ze mną by nie wygrała, więc wolała zniknąć razem z całą swoją rodziną.

– Wow. Naprawdę?

– Wiem, że już we mnie nie wierzysz, ale tak, naprawdę.

– To nie jest tak... Tymon... – Westchnęłam z ciężkością.

– Wiem – wyszeptał. – Gdybym potrafił cofnąć czas, nigdy nie otworzyłbym tej wiadomości. Od razu wywaliłbym ją do kosza. Skoro ja zwątpiłem w ciebie, dlaczego ty miałabyś wierzyć we mnie? Przemyślałem to. Postawiłem się na twoim miejscu. Rozumiem twoją decyzję. Sam bym ze sobą nie wytrzymał.

Jego słowa rozdzierały mi serce. Wyczuwałam w nim tak wiele smutku, że miałam ochotę wszystko rzucić i iść na pociąg w środku nocy. Jednak część mnie nadal nie była na to gotowa. Najpierw musiałam odnaleźć zagubioną część siebie, żeby móc wrócić do niego w całości. Inaczej rozpadnę się szybciej, niż zdążę poskładać.

– Jula? Jesteś tam? – Odezwał się, przerywając moje milczenie.

– Tak, jestem.

– Nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz. Opowiedz, jak tam jest? Mają tam jakieś Wspólnotowe życie?

– A wiesz, że nie? Oprócz mojego wujostwa, mieszka tutaj jeszcze jedna rodzina, reszta to zwyczajni ludzie. Najbliższe Alfy to prawie godzina drogi stąd. Spokój, cisza...

– Jezioro, konie... – Posmutniał, ale udawałam, że tego nie zauważam. Zapaliła mi się lampka ostrzegawcza, gdy wspomniał o koniach. Czyżby to o tego Pawła chodziło, gdy Tymon mówił, że ojciec chciał mnie wywieźć?

– Życie płynie tu pracowicie, ale powoli. Nikt nie biegnie do sklepu, bo zabrakło masła. Zawsze mają coś w spiżarniach. Nikt się nie kłóci z sąsiadami, nie zastanawia się, jak komuś zaszkodzić. Ludzie żyją tu w zgodzie. Znają się kilkadziesiąt lat i wiedzą, że tylko na sąsiada mogą liczyć, gdyby coś się działo.

– Brzmi cudnie.

– Na pewno można odpocząć. – Starałam się zgrabnie ominąć temat. – Nie ma się tutaj takich skoków adrenaliny.

– To kiedyś zaszyjemy się w takim miejscu tylko we dwoje – powiedział ciepłym głosem, łaskocząc moje serce. – Już wiem, o czym będę myślał przed snem.

– W takim razie, dobranoc.

– Dobranoc, Julcia. Śpij dobrze.

Odłożyłam telefon, wtulając policzek w poduszkę. Zorientowałam się, że jeszcze kilka minut temu zalewałam się łzami. Tymon odezwał się do mnie w idealnym momencie, jakby coś wyczuwał. Przymknęłam oczy, starając się zasnąć. A może jednak jesteśmy dla siebie stworzeni? A może nie, i to był durny przypadek?

^^^^^
Jak coś, to nie przyzwyczajajcie się do tak częstych rozdziałów, bo jak mnie złapie blokada, to nie pójdzie tak łatwo. ;p :D
^^^^^

Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz