~ Rozdział 61 ~

1.2K 112 107
                                    

Po tygodniu zaczynaliśmy wpadać w nowy rytm. Posłuchałam męża i odpuściłam odrobinę. W głębi duszy chyba potrzebowałam jego akceptacji, żeby to zrobić. Dzięki wcześniejszym rozmowom z psychologiem zdałam sobie sprawę, że wciąż nie nauczyłam się podejmować decyzji samodzielnie, nadal bałam się krytyki i oceniania. To oznaczało, że jeszcze wiele pracy przede mną. Psycholog przed swoim wyjazdem zaproponował, żebym pisała pamiętnik. Przelewała tam uczucia i przemyślenia, z którymi sobie nie radzę, a nie potrafię podzielić się nimi z innymi osobami. Aktualnie nie miałam na to sił, jednak uznałam, że to całkiem dobry pomysł. Czasem trzeba coś ubrać w słowa, żeby móc nabrać dystansu.

Tymon wstawał na jedno nocne karmienie, dzięki czemu mogłam pospać około czterech, czasem pięciu godzin ciągiem. Dla mnie to było sporo, bo dzięki temu dawałam radę w miarę normalnie funkcjonować w ciągu dnia. Wcześniej nie wystarczało mi czasu na nic. Poza opieką nad dzieckiem musiałam również opiekować się sobą w połogu. W każdej chwili mogłam wezwać wsparcie i pojawiłyby się tutaj nasze matki. Jednak nie chciałam tego. Pomijając fakt ocenienia, z którym mogłabym sobie nie poradzić, bałam się tych wszystkich złotych rad i tego, że prędko się ich nie pozbędę. Dopóki Tymon miał urlop wolałam polegać na nim. Może bym się poddała, ale on bardzo się starał i chętnie mnie wspierał.

Po dziesięciu dniach w domu daliśmy delikatnie do zrozumienia, że rodzina może nas odwiedzać. Gdy w końcu przyszli, poczułam, że nawet mi ich brakowało. Uśmiechali się, śmiali z własnych wspomnień, opowiadali anegdoty i powtarzali, że możemy na nich liczyć, gdybyśmy musieli gdzieś wyskoczyć. Inaczej spojrzałam na wszystko wokół. Nie ja jedna czasem sobie nie radziłam. Każdy rodzic zaliczył jakąś wpadkę. Goście przynosili prezenty i to nie tylko dla Bianki. Tymon dostał od Wojtka wielką butelkę wypełnioną... mlekiem i nową grę. Teściowie kupili bujak i wszyscy żartowali, że Tymon będzie mógł grać, jednocześnie bujać dziecko i razem będą popijali mleczko. Ja dostałam od dziewczyn kosz z pachnącymi kosmetykami, żebym mogła się zrelaksować. Obiecały też, że odczekają czas połogu, a później zabiorą mnie do fryzjera i na obiad. Moi rodzice przytargali wielkiego różowego misia, matę interaktywną i poduszkę do karmienia. Zarówno moja rodzina, jak i Tymona, napełniła nas mocą. Serce rosło, gdy patrzyłam, jak wiele cudownych osób ma wokół siebie moja córka. Już na stracie otrzymała mnóstwo miłości. Tylko Laura zamartwiała się, że już nie będzie oczkiem w głowie wujka Tymona, bo teraz ma własną córeczkę. Mój mąż pocieszył ją, że zawsze będzie dla niego ważna tak jak każde dziecko w rodzinie. Te nowe doświadczenia otworzyły taką jakby bramę, przez którą chciałam wrócić do świata. Spotkania sprawiły, że chciałam spędzać jeszcze więcej czasu z bliskimi.

Sierpniowa pogoda zachęciła nas do rodzinnego spaceru. Wsadziliśmy Biankę do wózka i pognaliśmy przed siebie. Raz pchałam wózek ja, raz dumny tatuś. Miło było nigdzie się nie śpieszyć i spokojnie rozmawiać. Tymon próbował przygotować mnie na to, że za tydzień wraca do pracy. Obiecał jednak, że nadal będzie wstawał na jedno nocne karmienie i chętnie zajmie się małą wieczorami przez godzinę lub dwie, żebym mogła mieć czas dla siebie. Pytał również, kiedy mam ochotę wrócić do spotkań z psychologiem.

– A tak szczerze, kiedy wracasz do pozostałych obowiązków? – Zerknęłam na niego, gdy zacisnął mocno usta. – Też wolałabym wiedzieć wcześniej, jeśli to możliwe. Jest już sierpień.

– Mówisz o zjeździe?

– O wszystkim, co związane z twoim stanowiskiem.

Wzruszył smutno ramionami.
– Wiesz, Jula... Ja chyba straciłem zapał. Wiem, że mam o co walczyć. Wiem, że wiele chciałem zmienić. Jednak moje ostatnie działania przyniosły tak wiele krzywdy, że jakoś mi się odechciało. Wcale mi się nie śpieszy do tamtego życia. Podoba mi się to spokojne z wami.

Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz