~ Rozdział 67 ~

1.2K 116 196
                                    

Bolały mnie plecy, pośladki i dłonie. Nie narzekałam na głos, bo zapewne każdy z nas chciał, żeby było już po wszystkim. Wolelibyśmy świętować. Wywołany Marcel poprawił krawat i stanął wyprostowany przed Starszyzną. Miałam nadzieję, że był gotowy na ostatnie starcie.

– Ty mów, my wysłuchamy – przemówił Grabowski. – Wydaje mi się, że dość już usłyszeliśmy o poprzednich sytuacjach, dlatego opowiedz nam wszystko od momentu ucieczki.

Marcel skinął głową i zaczął opowiadać, dlaczego zdecydował się na ucieczkę. Ze strachu, że coś złego spotka Weronikę lub Kubę. Znał mapy i postanowił wybrać okolicę, w której nie ma Wspólnoty. Opowiadał o tym, jak ciężko im było, w jakich warunkach żyli i jak wyglądała ich codzienność. Później przeszedł do tego, jak spotkał Sławka. Ucieszył się na jego widok. W końcu nie był sam, mógł się komuś zwierzyć, podzielić się troskami. A nikt nie zrozumiał go lepiej niż brat.

– Więc Sławek zaoferował pomoc? – wtrącił Grabowski.

– Tak. Miał warsztat samochodowy, w którym mogłem podjąć pracę. Obiecał też, że załatwi dokumenty, lepsze mieszkanie. Dopiero po czasie odkryłem, co naprawdę tam robił.

– A czym się zajmował?

– Nie wiem, jak mogło wam to umknąć, ale on współpracował z tymi ludźmi, którzy mieli go pilnować. Nie wyglądali na przyjemniaczków. Okazało się, że kradnie samochody i rozbiera je na części. Zaproponował mi całkiem niezłe pieniądze za pomoc. Mogłem też wrócić do dilerki.

– Zgodziłeś się?

Marcel spuścił głowę.
– Tak. Sławek był moją jedyną deską ratunku. Ustaliłem z nim, że nie chcę mieć nic wspólnego z tymi ludźmi. Mogłem pracować dla niego, nie dla nich. Odmówiłem też handlu narkotykami, żeby nie wracać w to samo bagno. Kradłem z nim samochody, tylko i aż tyle.

– Kiedy powiedział ci, że zamierza wrócić do Polski?

– Nie powiedział.

– To znaczy?

– Przyszedł do mnie w nocy i oznajmił, że pilnie musimy wyjechać. Myślałem, że dostał jakiś cynk i mamy coś ukraść. Kazał oddać telefon, żeby niby nikt nas nie namierzył. Jechaliśmy dość długo, zanim zaczął wyjawiać swój plan.

– Jaki to był plan?

– Wy nie rozumiecie... – Pokręcił głową, spoglądając w ziemię. Potrzebował chwili, zanim znów zaczął mówić. – On się nie zmienił. Może nawet stał się gorszy niż wcześniej. Postanowiłem się od niego odciąć w pewnym sensie. Chyba to pchnęło go do tej decyzji. Powiedziałem Sławkowi, że zapłacę za nową tożsamość, a później zaczynam życie od nowa. W uczciwej pracy. Zwodził mnie z tygodnia na tydzień. Kiedyś zadzwonił, że mam do niego przyjechać. Wszedłem do jego mieszkania... – Marcel wziął wdech. – Jakbym dostał z liścia. Uciekłem z deszczu pod rynnę. Ta dziewczyna, ta impreza, ci koledzy...

Nagle urwał, a mnie przeszedł dreszcz. Nawet po ucieczce nie zaznał spokoju. Wspólnota okazała się bezpieczniejsza niż każde inne miejsce. Co za ironia losu...

Po dłuższym milczeniu Marcela znów głos przejęła Starszyzna:
– Jaki Sławek miał plan względem Wspólnoty?

– Nie mam pewności, czy mówił prawdę. Chyba przestawał mi ufać. Tak samo, jak ja jemu. Zamierzał podpalić budynek Wspólnoty ze złości i trochę dla zamieszania. Wywołać chaos, odwrócić waszą uwagę. Sławek był nasz. Wiedział, jakie są zasady. Wywieźlibyście kobiety i dzieci w jedno miejsce. Na przykład wszyscy Kwiatkowscy spotkaliby się w domu rodzinnym. Oczywiście Alfy pojechałyby na zebranie. Ten dom też chciał podpalić. Kto by umarł, to by umarł. A jeśli udałoby się kogoś porwać, to też fajnie. Zachęcał mnie liczbami, ile można dostać za młodą kobietę, a ile za dziecko. Nie chodziło tylko o Kwiatkowskich, chciał zniszczyć tyle rodzin, ile się da. Śmiał się w głos, opowiadając mi, jak chciałby zobaczyć wasze miny, gdy wyśle wam filmiki z ewentualnie porwaną kobietą. Trafiłaby oczywiście w ręce jego znajomych. Mówił przy tym, że nie pogardziłby chłopcem lub dziewczynką, bo dostalibyśmy premię, którą się podzielimy. – Marcel potarł ciężko twarz. – Byłem dilerem, zostałem złodziejem. Na wasze zlecenie robiłem okropne i okrutne rzeczy, ale... handel ludźmi? To mnie przerosło. Przecież ja was wszystkich znam. Jak mógłbym kręcić taki filmik? Nieważne, na czyją żonę by trafiło. Bałem się, że jeśli spróbuję go zatrzymać... zemści się na Weronice i Kubie. Przecież jego znajomi nadal tam byli. On miał telefon, ja nie. Nie mogłem ich narazić. Nie chciałem też waszych krzywd. Znalazłem się w pułapce.

Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz