~ Rozdział 57 ~

1.1K 116 104
                                    

Zaczynałam wtapiać się w codzienne życie, chociaż odnosiłam wrażenie, że wciąż wlekę za sobą jakiś bagaż. Bardzo ciężki bagaż... Starałam się z całych sił, żeby powrócić do normalności. Chciałam być taka jak kiedyś. Rozmowy z psychologiem pomagały. I nie tylko z nim. Czułam wsparcie z każdej strony. Od rodziców, teściów, rodziny Tymona i jego samego też. Nawet Czarnecka potrafiła zadzwonić niespodziewanie tak po prostu... żeby sobie porozmawiać o pierdołach.

Walczyłam z lękami na każdym kroku. Najpierw sama wychodziłam z domu, ale tylko na własny teren. Nie umiałam powstrzymać odruchu wpatrywania się w drzwi. Bałam się momentu, gdy ktoś czmychnie za moimi plecami. Gdy wracałam do środka, sprawdzałam każdy kąt dla pewności. Czasem z kryształowym wazonem, a czasem z nożem lub tłuczkiem. Nie obchodziło mnie, jak to wygląda, bo byłam sama i nikt mnie nie widział. Nie mogłabym wysiedzieć, nie sprawdzając, czy na pewno jestem bezpieczna.

Z czasem udawało mi się robić kolejne kroki w przód. Razem ze zmianą tygodni w kalendarzu docierałam coraz dalej. Spacery pomagały zachować równowagę fizyczną i psychiczną, tym bardziej że z każdym upływającym tygodniem zbliżałam się do porodu. Wyznaczałam trasy do końca ulicy, a później wokół osiedla. Któregoś dnia odważyłam się dotrzeć przed dom Marcela. Stanęłam na chodniku, wpatrując się w pozostawiony budynek. Nikt nie dbał o ogród, promienie słońca odbijały się od zabrudzonych okien, skrzynka na listy była wypełniona ulotkami po brzegi. Po prostu porzucony dom, w którym jeszcze niedawno tętniło życie. Niedokończona budowa obok dodawała jakiejś grozy.

Przełknęłam ślinę z bólem serca. Nie udało mi się powstrzymać łez. Bolał mnie brak tych osób w naszym życiu, martwiłam się o ich los. Zapłaciliśmy okrutną cenę. Niewyobrażalnie niesprawiedliwą. Za co? Za to, że dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie? Rozumieliśmy się i mogliśmy być sobą? Nikt nie chciał znać prawdziwych nas. Ani Wspólnota, ani zwyczajne społeczeństwo. Wszyscy byliśmy wyrzutkami... Mieliśmy tylko siebie.

Nadal stałam w miejscu zdając sobie sprawę, że tu chodzi nie tylko o mnie, Tymona i Marcela. A o wiele więcej osób. Staliśmy się pokoleniem, które nie pasowało do niczego, co nam znane. Nie potrafiliśmy żyć jak nasi dziadkowie i babcie. Nie umieliśmy żyć jak zwyczajni ludzie. Czy my w ogóle wiedzieliśmy, jak powinniśmy żyć? Kim być?

Całkiem niedawno wszyscy baliśmy się pełnoletności, bo u nas oznaczała założenie rodziny. Później dotykały nas pierwsze doświadczenia dorosłości. Aktualnie Mareccy zostali zawieszeni, jako Alfy, do końca roku. Teść zasiadł w Radzie Starszyzny, Tymon i Wojtek zostali Starszymi Alfami. Hania urodziła syna, Amanda córkę. Ana żyła z Piotrkiem raz lepiej, raz gorzej, bo on nie był miłością jej życia, mimo że coś do niego czuła i miała z nim dwoje dzieci. Ja dotarłam do trzeciego trymestru ciąży. Kingi nikt nie wspominał, jakby nigdy nie należała do naszego świata. A Marcel... zniknął.

Za moimi plecami przejechało auto. Przymknęłam oczy, a po kręgosłupie przeszedł dreszcz strachu. Otrzepałam jak pies wychodzący z wody. Samochód pojechał dalej i dopiero po chwili odzyskałam spokojny oddech. Wyobraźnia opanowała mnie szybciej niż zdołałam się zorientować. Bałam się, że to znowu ktoś zły, kto chce nas skrzywdzić. Zobaczył mnie przy domu Marcela a teraz siłą wciągnie do samochodu. Odwróciłam się, żeby wrócić do domu. Po raz ostatni posłałam smutne spojrzenie w stronę budynku, w którym do niedawna mieszkał Marcel, Weronika i Kubuś. Odchodziłam, ale zostawiałam tutaj część siebie.

*****

Nucąc pod nosem układałam idealnie małe ubranka, kocyki, tetry i inne przybory. Uśmiechnęłam się z powodu pięciu bardzo podobnych do siebie bodów. Były w różnych rozmiarach, kolorach, z długim i krótkim rękawem, ale jedno było najważniejsze... napis. Tymon nie potrafił się powstrzymać, gdy zauważył napis „Córeczka tatusia". Musiał to kupić, bo chyba by nie zasnął. Do kolekcji dołożyliśmy też „Córeczkę mamusi" i skarpetki. Na lewej odznaczało się „50% Mamy", na prawej „50% Taty".

Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz