Wydawało mi się, że powrót do rzeczywistości przyjdzie ciężko. Jednak czułam się, jakbym w ogóle nie wyjeżdżała. Rano krzątałam się po kuchni, szykując śniadanie i zagadując do Noemi. Wybrała spanie ze mną, więc Tymon znów był sam, choć wydawało mi się, że jakoś sobie podzieliła ten czas i na trochę poszła też do niego.
– Dzień dobry. – Wszedł do pomieszczenia mąż z uśmiechem tak wielkim, że aż niemożliwym. Usiadł na swoim miejscu, gdy podawałam mu kawę. Najpierw sam pogłaskał kota, później na nią psioczył, że zostawiła sierść na czarnej nogawce spodni.
– Mam sprawę. – Zajęłam swoje krzesło, przechodząc do konkretów.
– Słucham? – Niby był opanowany, ale zmarszczka na czole zdradzała napięcie.
– W niedzielę chciałabym zaprosić na obiad twoją rodzinę i moich rodziców. Stęskniłam się i myślę, że miło byłoby im też podziękować za wszystko.
– Czyli za co? – Zmarszczył brwi, odkładając kubek i przysuwając bliżej siebie talerz z kanapkami.
– Przecież wiem, że mama i Ana tutaj sprzątały. – Uśmiechnęłam się, a on pokręcił na to głową. Chyba nie spodziewał się, że jego siostra wysłała mi zdjęcia.
– Myślę, że to świetny pomysł. A jakie masz plany na dziś?
– Zastanawiałam się, czy to problem, żebym odwiedziła magazynek?
– Oczywiście, że nie.
– To świetnie. – Ucieszyłam się, że jakoś udaje nam się rozmawiać. Trochę tak, jakby nic się nie wydarzyło. Wiedziałam, że to się nie sprawdzi na dłuższą metę, ale wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek był nam potrzebny, żeby wczuć się w sytuację i rozluźnić.
Dokończyliśmy posiłek, rozmawiając o bzdurach i ustalając, na którą mam zrobić obiad. Odstawiłam puste talerze do zlewu, a Tymon poprawił zegarek na nadgarstku i zbliżył się, stając przy moim boku.
– Jula – wyszeptał. Odwróciłam głowę, a on był tak blisko, że niemal czułam ciepło jego ciała. Wesołe spojrzenie sprawiło, że nie mogłam oderwać oczu od tej przystojnej twarzy. – Cieszę się, że wróciłaś. To wiele dla mnie znaczy. – Wyminął mnie, idąc w stronę przedpokoju, a ja nadal stałam przy blacie. Zapach perfum i bliskość otumaniły mnie chwilowo.
– Do później! Miłego dnia! – krzyknął, wychodząc z domu.
– Wzajemnie – odkrzyknęłam z chrypką. Wypuściłam z siebie ciężko powietrze. Albo Tymon miał w sobie moc odbierania mi rozumu, albo byłam tak wyposzczona, że moje ciało reagowało nawet gdy był o krok.
*****
Do magazynku wpadłam z radością. Trafiłam dziś na Łukasza, którego lubiłam prawie tak samo mocno, jak Krystiana. Miałam mnóstwo roboty. Zerkałam na zegarek, którego wskazówki przesuwały się zdecydowanie zbyt szybko. Zrobiłam sobie urlop od życia, to teraz musiałam wszystko odpracować. Najpierw wypakowałam kartony, a nazbierało się ich kilka. Później podzieliłam przedmioty między potrzebujących, pakując je uważnie według listy, a na końcu stworzyłam listę rzeczy, których mi brakowało i powiesiłam ją obok magazynku. Następnie próbowałam domyć ręce, bo miałam wrażenie, że kurz wżarł się pod skórę.
W końcu wsiadłam do samochodu. W drodze przypomniało mi się, że zapomniałam o wszystkich czekających nas imprezach. Musiałam uzupełnić zapas drobiazgów, prezencików, kokardek i karteczek. Podjechałam więc do galerii, chociaż powinnam do domu, skoro chciałam wyrobić się z obiadem do powrotu Tymona. W głębi duszy miałam nadzieję, że najpierw pójdzie ćwiczyć i pod prysznic, czym zyskałabym dodatkową godzinę. Chyba odrobinę się rozleniwiłam na wsi, gdzie żyło się pracowicie, ale powoli. Miałam problem, żeby wskoczyć na wyższe obroty i znów wpaść w rytm.
Weszłam do jednego z najdroższych sklepów, który tak naprawdę uwielbiałam. Ceny były wysokie, ale asortyment zachwycał tak bardzo, że miało się ochotę wykupić większość z półek. Kiedyś omijałam ten sklep z daleka, po raz pierwszy przyszłam tutaj dopiero z Tymonem. To był jeden z plusów bycia żoną Alfy. Zakupy w takim przybytku były moim obowiązkiem, a przy okazji przyjemnością. W końcu nie wypadało, żeby pan wielki Alfa dał w prezencie jakąś pierdołę. Nawet jeśli to była pierdoła, to z wyższej półki i z wyższą ceną. Powiedzenie: "Liczy się gest" miało u nas trochę inne znaczenie.
Powinnam znaleźć coś dla pana Władka, ale w oko wpadła mi figurka białego, smukłego kota z diamentami w miejscu oczu. Czarną farbą, niczym pędzlem, ciągnęła się smuga, dodając mu dostojności. Musiałam go mieć. Oczami wyobraźni widziałam, jak stoi dumnie na komodzie w salonie.
– Piękny. – Dotarł do mnie głęboki głos z seksowną nutką. – Kupujesz? Bo jak nie, to biorę.
Odwróciłam się za siebie, patrząc na rozbawioną postawę mojego męża.
– Będziemy się bić, jak na promocji w Lidlu?
Zaśmiał się uwodzicielsko, nie przestając mnie mamić. Patrzył tak, że dreszcz czułam nawet z żołądku.
– Skoro ci się podoba, to weź. Może doradzisz mi coś innego?
– Dla kogo? – Uniosłam brew zaciekawiona.
– Prezent dla znajomego. Odwdzięczę się. U góry podają świetną kawę i pyszny sernik.
Uśmiechnęłam się, nie dowierzając, że on rozmawia ze mną w taki sposób. Włożył ręce do kieszeni, zbliżając się o krok i emanowała z niego taka męskość, że przenikała mnie na wskroś.
– To, jak? Napijesz się ze mną kawy?
– Czy ty mnie podrywasz? – zakpiłam, wciąż szeroko się uśmiechając. A w rękach aż spocił się porcelanowy, biały kot.
– To zależy... – Podrapał się po czole i znów schował rękę do kieszeni, ukazując mi zadziorność wymalowaną na twarzy i dołek w policzku. – Dasz się poderwać?
Zabrakło mi tchu. On naprawdę mnie podrywał, jak nieznajomą, a nie własną żonę. I skłamałabym, mówiąc, że mi się nie podobało.
– Co tu robisz?
– Opowiem ci... – Zaczął powoli się wycofywać. – Tylko nie daj mi kosza, bo głupio tak siedzieć samotnie przy dwóch filiżankach kawy. Zrobię z siebie głupka, a chyba tego nie chcesz? – Puścił mi oczko i odwrócił się za siebie, wychodząc ze sklepu. Odprowadzałam go wzrokiem, a policzki aż mnie bolały od uśmiechu.
Wzięłam kota, jakąś super pięknie zdobioną misę na owoce, kryształową szkatułkę, cudny, błyszczący zestaw świeczników i jeszcze kilka bajerów. Najpierw się śpieszyłam, później pomyślałam, że jak chwilę na mnie poczeka, to tym bardziej się ucieszy z mojego widoku. Pani przy kasie wszystko ładnie spakowała i ruszyłam w stronę ruchomych schodów.
Tymon siedział tuż przy szybie. Dostrzegł mnie, zanim ja zobaczyłam jego. Intensywny wzrok, który na sobie czułam sprawił, że zderzyliśmy się spojrzeniami. Weszłam do kawiarni, a on wstał, jak to dżentelmen, i odsunął dla mnie krzesło.
– Zamówiłem twój ulubiony. – Wskazał na talerzyk z sernikiem i zauważyłam, że nie ruszył swojego. Czekał na mnie.
– Dziękuję.
– Przyjemność – odchrząknął znacząco – po mojej stronie. Jak w magazynku?
– Dużo do nadrobienia. A jak ty się tutaj znalazłeś? Śledzisz mnie?
– Nie. – Zaśmiał się, nabijając kawałek sernika na widelec. – Byłem niedaleko obejrzeć, jak idzie remont mieszkania. Postanowiłem wpaść po prezent dla pana Władka, bo nie wiedziałem, czy pamiętasz.
– Kupiłam mu pięknie zdobiony album. Będzie mógł zdjęcia dzieci i wnuków powkładać. I kryształową karafkę na alkohol. Może być? Coś zmienić? Coś dokupić?
– Pan Władek dostał już w życiu tyle prezentów, że raczej ciężko byłoby go zaskoczyć. – Upił kawy, patrząc mi głęboko w oczy. – Dobry wybór. Zakupy wyglądają na ciężkie, zaniosę ci do auta.
– Dziękuję.
– Przyjemność po mojej stronie – powtórzył tonem, który wskazywał dwuznaczność.
Tracił kontakt wzrokowy tylko na chwilę, na przykład skubiąc kawałek sernika lub sięgając po kawę, a później podnosił głowę, porażając mnie intensywnością spojrzenia. Powietrze wokół gęstniało, a napięcie niemal iskrzyło. W jego oczach wyczytywałam myśli, od których robiło mi się gorąco. Niemal czułam, jak płonie mi skóra, gdy przypominałam sobie, jak potrafią dotykać te dłonie, które teraz trzymały widelczyk. Przełknęłam ślinę i odwróciłam głowę, próbując złapać oddech. Nie dziwiłam się, że tak łatwo przychodziło mu bałamucenie kobiet. Miał to w małym palcu. I naprawdę ciężko było oprzeć się jego urokowi.
– Skończyłaś? – Z zamyślenia wybudził mnie jego głos. Przez chwilę nie wiedziałam, o co chodzi.
– Co?
– Pytam, czy skończyłaś? – Uśmiechnął się uroczo. – Wracamy do domu?
– Tak. – Wstałam, chwytając kurtkę i torebkę. On złapał reklamówkę z zakupami i poszliśmy na podziemny parking.
Wciąż czułam przyciąganie. Gdy jechał za mną na ruchomych schodach i gdy wyszliśmy przed drzwi, jakby rzucał jakieś czary. Niby nie robił nic, a jednak sprawiał, że nie mogłam zapomnieć o jego obecności.
– Mam auto tam. – Wskazałam ręką.
– A ja tam. – Pokazał przeciwną stronę, a później potrząsnął reklamówką w ręce. – Zabiorę ze sobą. Chyba że zadzwonisz na policję, jak będę za tobą jechał? Oskarżysz mnie o stalking?
Skoro chciał prowadzić gierkę, postanowiłam w nią zagrać. Zbliżyłam się tak, że musiałam zadrzeć głowę. On się pochylił, wciąż ze mną flirtując.
– Nie wystarczy postawić mi kawę, żebym wpuściła do domu.
– Mhm... – Pokiwał powoli głową. – I pewnie nie całujesz się na pierwszej randce?
– Nie.
– Szkoda. – Skrzywił się. – Wielka szkoda, bo o niczym innym nie myślę.
– Czyżby? – Uniosłam zadziornie brew, zagryzając wargę.
– Gdybyś znała resztę moich myśli, mogłabyś się zarumienić. – Odsunął się, czym mnie zaskoczył. Poczułam, jakby owiał mnie mroźny wiatr. – Przepraszam, ale muszę nakarmić kota. Do zobaczenia. – Puścił mi oczko i się odwrócił.
Rozbroił mnie tym. Dosłownie. Poszłam w swoją stronę niesiona w chmurach, jakbym się zakochiwała po raz pierwszy. Starał się i napełniał tym moje serce po brzegi. Zdawałam sobie sprawę, że same gesty nie naprawią naszego małżeństwa. Przede wszystkim musieliśmy wyciągnąć wnioski z błędów. Jednak te spojrzenia w oczy, flirt i okazywanie, że nadal nie jesteśmy sobie obojętni, było równie ważne.
Jechałam pierwsza, a gdy wyprzedzał, pomachał mi z dumą na twarzy. Pokręciłam głową, bo to przecież nie wyścig, a ja byłam zbyt ostrożnym kierowcą, żeby mu coś udowadniać.
Wysiadłam, zastanawiając się, dlaczego na mnie czeka, ale on nic. Stał z błądzącym uśmieszkiem, trzymając zakupy. Wyciągnęłam klucze z torebki, a gdy chciałam już włożyć klucz do zamka, Tymon nagle znalazł się za mną, prawie przytulając i uprzedził mnie wsuwając swój. Poczułam jego oddech obok swojego ucha i przeszły mnie ciarki od włosów, przez plecy, po krańce stóp. Przymknęłam oczy, żeby zniwelować czarną otchłań, która powodowała miękkość nóg.
– Kochanie? – wyszeptał, muskając ustami moje ucho.
– Tak? – Wyprostowałam się, otwierając oczy. Nabrałam głośno powietrza, widząc, że drzwi stoją otworem.
– Możemy tu zostać, jeśli chcesz, ale trzeba nakarmić sierściucha.
Przekroczyłam dumnie próg. Zdradziłam się maksymalnie ze swoją słabością i wyposzczeniem. Brakowało mi dotyku, przytulenia i czułości. Chociaż to nie to... Brakowało mi ramion Tymona, właśnie jego.
Popędziłam do kuchni, w której Tymon już witał się Noemi. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc, że dbanie o nią weszło mu w krew. Umyłam ręce i otworzyłam lodówkę, zabierając się za zrobienie obiadu.
– Wracasz jeszcze do pracy?
– Nie. Muszę przesłać coś mailem, ale zrobię to zaraz z domowego komputera.
– Zajmie mi to z godzinę. – Wrzuciłam mięso mielone na patelnię.
– Poczekam nawet trzy. – Wstał, zostawiając kota w spokoju.
– Nie jesteś głodny? – Zerknęłam, sięgając po szpatułkę. – Jadłeś już?
– Nie, ale jestem gotów czekać na pyszny, domowy obiad twojego autorstwa. – Uśmiechnął się uroczo. – Idę do siebie. Zawołaj, jak coś.
Przy obiedzie jakoś nie szła nam rozmowa. Zrobiło się odrobinę niezręcznie, jakbyśmy nie umieli zacząć żadnego konkretnego tematu. Cały czar prysł, a ja wciąż pamiętałam, że powinnam wyciągać wnioski ze starych błędów, bo inaczej nic nam się nie uda.
– Tymon... – zaczęłam niepewnie. On podniósł głowę, obserwując mnie uważnie, gdy nakręcał makaron na widelec. Upiłam łyk wody, zanim zaczęłam mówić. – Nie chcę więcej niedopowiedzeń między nami. Kiedyś myślałam, że jeśli nie mam nic na sumieniu, to pomijanie nieznaczących szczegółów nie wpłynie na nas. Po naszej rozmowie wiem, że ja czasem czegoś nie mówiłam, myśląc, że to nie istotne, a ty odbierałeś to jako celowe ukrywanie faktów.
– W porządku – odparł spokojnie. – Już o tym rozmawialiśmy. Wiem, że nie chciałaś źle. Czasem milczałaś ze strachu przed moją reakcją. Czasem, bo nie zdawałaś sobie sprawy, że źle odbiorę twoje zachowanie.
– Dlatego muszę ci coś powiedzieć – urwałam, zbierając się w sobie. Wciąż bałam się jego reakcji, wciąż gdzieś tkwiło to we mnie, wciąż bałam się męża, a on patrzył na mnie ze spokojem, czekając, aż to z siebie wyrzucę. – Marcel do mnie dzwonił.
– Co? – Uniósł brew. – Kiedy?
– Gdy byłam u cioci. Chciał mnie namówić na powrót. Spóźnił się, bo ja podjęłam już wtedy decyzję. Myślę, że lepiej, żebyś usłyszał to ode mnie, zamiast od niego. Wtedy pomyślisz, że on mnie przekonał, a to nieprawda.
Pokiwał głową, wracając do jedzenia.
– Dziękuję, że mi powiedziałaś.
Schowałam ręce pod stół, wykręcając sobie palce. Oddychałam, jakby bardziej płytko, zagryzłam wargę i schowałam spojrzenie.
– Jesteś zły, prawda? Czuję to od ciebie.
Podniósł gwałtownie głowę, ale ja nie miałam odwagi sprawdzać jego miny. Wszystko do mnie wróciło. To, że mogło nas do siebie ciągnąć, niczym magnesy. Mogliśmy się pragnąć do szaleństwa, a nawet mocno kochać, ale dopóki nie przepracujemy problemów, to będzie tylko lukier, który skrywa przypalony wierzch ciasta.
– Jestem zły – przyznał. – Na niego, nie na ciebie. Powiedziałem, żeby się nie wtrącał. Uważam, że to sprawa tylko między nami.
Przytaknęłam ruchem głowy i wstałam od stołu. Zaniosłam talerz z niedojedzonym obiadem na blat, a sekundę później wylądował obok drugi, niemal wylizany do czystości.
– Jula... – Pogłaskał mnie wierzchem dłoni po ramieniu. – Ja wiem, że to moja wina, ale przykro mi, gdy boisz się ze mną rozmawiać. Zauważyłem, jak to przeżywałaś. – Przyciągnął mnie do siebie i złapał za policzki, zmuszając, żebym na niego spojrzała. – Możesz ze mną rozmawiać o wszystkim. Nieważne, jak bardzo napsocisz. Nawet jeśli zrobisz coś tak głupiego, że się zdenerwuję, to zaraz mi przejdzie. Wiesz o tym...
Próbowałam spuścić wzrok, ale mogłam tylko przymknąć powieki. Pogłaskał kciukami moją twarz.
– Myślałem, że mnie zdradziłaś. – Na to stwierdzenie otworzyłam szeroko oczy, patrząc w jego, pełne przejęcia. – Nie ma dla mnie większego świństwa. Nie mogłabyś zranić i wkurzyć mnie bardziej. Wszystko inne to przy tym pestka. A mimo to nie stała ci się żadna krzywda. Nie uderzyłem cię. Nie oddałem, gdy ty mnie spoliczkowałaś. Zaciągnąłem cię pokoju najdelikatniej, jak potrafiłem, uważając, żebyś się o nic nie uderzyła. Zatrzymałem cię, bo gdybyś wybiegła z domu bosa i roztrzęsiona, do dziś lizałabyś się ze skutków, jakie by cię za to spotkały. Ktoś z sąsiadów lub przechodniów mógłby zadzwonić na policję, albo sama wpadłabyś na patrol. Wiesz, co robi Starszyzna za zeznania na policji, prawda? Wiesz, co by nas spotkało za kłopoty z jakąkolwiek instytucją. Przemoc w rodzinie? U Kwiatkowskich? Do dziś byśmy za to płacili.
– Dlaczego dla was przemoc jest wtedy, gdy leje się krew? – Próbowałam opanować drżenie głosu. – Przemoc psychiczna, to też przemoc. I to, co mi wykrzyczałeś, było jak ciosy.
– Wiem. – Odsunął się, jakby nie miał prawa mnie dotykać. Potarł ciężko twarz i spojrzał na mnie, rozkładając ręce. – Wiem, ale nie potrafię cofnąć czasu. Próbuję dać ci do zrozumienia, że najgorsze, co mogłoby się kiedykolwiek między nami wydarzyć, mamy już za sobą. Bo dla mnie nie ma nic gorszego, niż twoja zdrada, regularny romans, a do tego z Matrysem. Dlatego właśnie, to już cię nigdy nie spotka. Nigdy nie dojdzie do takiej awantury. Tym razem podszedłbym do tego inaczej. – Ponownie zrobił krok w przód, zbliżając się do mnie, gdy spuściłam głowę. – Julia, proszę... wybacz mi.
– To nie ma nic wspólnego z wybaczeniem, Tymon... Ja po prostu... – Objęłam się ramionami, patrząc za okno. – Muszę się sama z tym uporać.
– Nie jesteś sama. I nigdy już nie będziesz. – Powoli rozłączał moje ręce, a gdy to zrobił, przytulił mnie mocno do siebie. – Nie jesteś sama i nigdy już nie będziesz – powtórzył z mocą w moje włosy. – Co mogę zrobić, żeby ci pomóc?
– Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami, wciąż tkwiąc w jego uścisku. – Musimy na nowo odbudować zaufanie, swobodę, zrozumienie. Musimy czuć się dobrze i móc być sobą.
– Czyli potrzebujesz czasu i mojego oddania? Zapewniania jak bardzo cię kocham i jak ważna jesteś?
– Może pomoże...
– Dam ci wszystko, co zechcesz. – Odsunął się kawałek i uśmiechnął się smutno. – Damy radę, Jula. Zawsze damy radę. Ja z ciebie nie zrezygnuję.
Przytaknęłam. Puszczał mnie powoli, jakby upewniając się, że jeśli odsunie ramiona, ja wciąż tu będę. Zabrałam się za zmywanie naczyń i ogólne porządki wokół, a Tymon w tym czasie wziął prysznic. Naszykowałam dla nas ubrania na jutro, a w mojej głowie wciąż tkwił bolesny kołek, przypominający, że nadal nie powiedziałam mu wszystkiego. Powoli byłam zmęczona naszą sytuacją. Chciałam już zamknąć wszystkie nieprzyjemne tematy, mieć to za sobą i postarać się o to, żeby nasz związek choć w części przypominał ten z przeszłości. Niepewnie wyciągnęłam pudełko z dna szafy i zeszłam do salonu. Tymon siedział na kanapie przy włączonym telewizorze, chociaż i tak skupiał się na swojej komórce. Obok niego smacznie spała Noemi. Przysiadłam na krańcu kanapy, przełykając ciężko ślinę.
– Czy naprawdę możemy porozmawiać o wszystkim?
Odwrócił gwałtownie głowę, patrząc najpierw na mnie, później na pudełko, które ściskałam na swoich kolanach. Jednym ruchem wyłączył telewizor, położył pilot na stoliku razem z komórką i usiadł bokiem, żeby na mnie patrzeć.
– Oczywiście. Masz jakiś problem?
– Całkiem spory. – Skuliłam się w sobie.
– Więc powiedz, a zrobię wszystko, co mogę, żeby ci pomóc.
– Coś wydarzyło się na wsi...
– Co takiego? – Chociaż na niego nie patrzyłam, wyczuwałam bijący spokój, opanowanie i to dodało mi odwagi.
– Na tym spotkaniu kobiet, o którym ci mówiłam, kilka z nich mi się zwierzyło. One mają poważne problemy i poprosiłam, żeby je spisały. To są listy do Starszyzny. – Podałam mu przedmiot. Chwycił go i otworzył. Uniósł brwi, gwizdając przeciągle.
– Aż tyle tego? Czytałaś?
– Nie, to znaczy tylko kilka. – Potrząsnęłam głową. – One mi coś powiedziały, Tymon. Coś okropnego.
Znów skupił na mnie swoje spojrzenie, wyczytując ze mnie, jak z otwartej księgi.
– Coś, czego się boisz. – Bardziej stwierdził, niż zapytał, ale i tak przytaknęłam głową. Odłożył wszystko na stolik i przysunął się bliżej. – Powiedz, Jula, nie bój się... – Pogłaskał mnie po włosach, budząc kociaka. Noemi się przeciągnęła, wysoko unosząc grzbiet i zeskoczyła, więc mąż przysunął się jeszcze bliżej.
– Alfy wymuszają na nich... Oni... Oni je molestują, Tymon.
– Co?! – krzyknął w szoku. – Jesteś pewna, że mówiły prawdę?
– I co mam ci powiedzieć? – Podniosłam wzrok. – Oczywiście, że nie jestem pewna, bo mnie tam nie było, gdy do tego dochodziło, ale wydawały się przekonujące. Nawet jeden list – Odsunęłam się, sięgając po pudełko. Szybko odnalazłam list z pochyłym pismem, zawijasami, pisany czarnym cienkopisem, przez co tusz prześwitywał na drugą stronę. – Przeczytaj to...
Złapał kartkę, otworzył ją i skupił się na treści. Jedną ręką przytrzymywał brodę, łokieć opierając o kolano, ale widziałam, jak chodzi mu szczęka. Z każdym słowem buzował coraz mocniej.
– To jest kurwa niemożliwe. – Potarł czoło. – To niemożliwe...
– Nie wierzysz im?
Rzucił list na stolik, chwytając mocno twarz.
– W każdym kręgu społecznym znajdą się gnidy. W każdym. I u nas zdarzały się rzeczy, o których słyszysz tylko w wiadomościach lub oglądasz w serialach kryminalnych, ale kurwa... – Spojrzał na mnie. – Po co? Alfy mają pieniądze, dobry wygląd, drogie zegarki na nadgarstkach i porządne samochody. Naprawdę nietrudno wyrwać laskę, nawet jeśli nie ma się urody. Można pójść na prostytutki. Nawet mieć utrzymankę, która spełni każdą zachciankę seksualną. Zmuszanie cudzej żony Wspólnoty do zrobienia laski w zamian ustawienie męża, grozi utratą nazwiska. Taki ktoś traci na zawsze możliwość na wstąpienie do Rady Starszyzny. Cała rodzina ogarnięta wstydem. Czegoś takiego się nie wybacza, Jula. Nie wolno nam nadużywać władzy dla własnych korzyści. Starszyzna odarłaby go ze wszystkiego, co posiada. To bomba nabita szambem, jak wybuchnie, będziemy długo sprzątać. Polecą głowy, zrobi się przesiew... Och... – Przeczesał włosy palcami, nie umiejąc zebrać myśli. – I niezwykle trudno udowodnić coś takiego Alfie. Nie można oskarżyć nikogo, bez twardych dowodów, a ona nawet nie podała nazwiska, ani swojego, ani Alfy, który ją wykorzystuje.
– Czyli... To nie ma sensu? – zapytałam cicho. – Nikt, nigdy im nie pomoże?
– Tego nie powiedziałem. – Złapał moją rękę. – Aż mnie roznosi na myśl, że którykolwiek się posuwa do takich czynów. To nie chodzi tylko o obce kobiety, a o całą wartość Wspólnoty. O ciebie, Laurę, Anę, Paulinkę, Amandę i Sylwię. Każda z was może kiedyś być szantażowana. I urwałbym chujowi łeb, gdybyś musiała – urwał, ściskając moją dłoń zbyt mocno. – Nie potrafię nawet użyć odpowiednich słów. Dziewczynki też kiedyś dorosną, i co? Są tylko spokrewnione z Alfami. Co jeśli jakiś dziad, będzie kazał jej... będzie ją zmuszał... – Wstał, nie umiejąc opanować emocji. Chodził w kółko, uciekając gdzieś myślami. – Nie takie wartości nam wpajano. Robimy mnóstwo bardzo złych rzeczy... mnóstwo świństw, ale cudze żony i córki? Zastraszanie? Wymuszanie? Ja wiem, ile widziałaś i słyszałaś. Owszem, niejeden źle traktuje żonę, ale tylko żonę. Gwałty, pedofilia, molestowanie, to nie u nas. Kary są zbyt wysokie, od razu wyrywamy takie chwasty. U nas nie istnieje coś takiego jak przedawnienie. Nawet gdyby dorosła kobieta przyszła i powiedziała, że ojciec, wujek lub brat ją molestował w dzieciństwie, to zostanie ukarany. Macie być czyste w dniu ślubu, niczym pierwszy płatek śniegu, a po ślubie tylko dla męża. I tego pilnuje cała armia mężczyzn. Alfa wyciąga pijaną nastolatkę z imprezy, żeby nie dała się obłapiać. Nawet Matrys, Gracjan lub Gabriel obroniliby cię, gdyby obcy zaczepił cię na ulicy. To, co przeczytałem, to skaza dla wszystkich Alf. Łączy nas przysięga.
– Więc... jest się czego bać...
– To będzie rewolucja, Julka. Każdy, któremu udowodnią takie przewinienie, zostanie ukarany. Składy Starszyzny się zmienią. Ktoś o takiej reputacji nie może w niej zasiadać. Znaczące nazwiska okryje hańba na wiele lat, a my wciąż nie wiemy, co to są za nazwiska.
– Może powinniśmy zapytać o radę dziadka?
Usiadł znów obok mnie, chwytając obie dłonie. Powoli podnosił głowę, patrząc mi w oczy.
– Dziadek umiera, Julcia. Zostało mu kilka tygodni... Lekarz powiedział, że ma trzy miesiące, żeby się pożegnać i załatwić swoje sprawy. Może mniej...
– Co?
– Rak wątroby, za późno na operację albo przeszczep. – Zamrugał, zaciskając szczękę. – Tak czy siak, szykują się zmiany w naszym życiu.
– O, Boże... – Rzuciłam mu się na szyję, wiedząc, jak wiele znaczy dla niego dziadek. To taki trzeci rodzic, który brał udział, w każdym aspekcie wychowawczym. Jedna z najbliższych osób. Mentor, opoka, wsparcie i mądrość, z której czerpał. – Tak mi przykro, Tymon. Tak bardzo mi przykro.
– Mnie też... Nie wiem, jak będzie wyglądał świat bez niego.
– Będę przy tobie. – Ścisnęłam go mocniej. – Nie jesteś sam i nigdy nie będziesz.
– Nie chciałem ci mówić teraz. Nie chcę, żeby to miało na ciebie wpływ. Ja naprawdę pragnę uratować nasze małżeństwo. Tak prawdziwie. Na zawsze. Nie odkładajmy tego na potem. Nie udawaj nagle, że wszystko jest w porządku, bo żal ci mnie.
– Dobrze. – Odsunęłam się, chwytając jego policzek. – Będziemy pracować nad małżeństwem i jednocześnie zajmować się bieżącymi problemami, okej? Traktujmy to jako dwie odrębne sprawy. Gdy skupiamy się na naszej relacji, liczy się tylko to. A jeśli trzeba będzie się skupić na czymś innym, działamy jak przyjaciele. Może tak być?
Wpatrywał się we mnie bezdenną miłością i wdzięcznością. Ucałował z czułością mój nos.
– Jesteś najlepszą żoną, przyjacielem i człowiekiem, jakiego znam. Aniołem Stróżem.
– Damy radę, Tymon – wyszeptałam, wystawiając mały palec, który chwycił swoim. – Zawsze damy radę, razem. Ty mnie tego nauczyłeś.
^^^^^
CZYTASZ
Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)
RomanceJulia i Tymon starają się naprawić swoje małżeństwo. Poskładać to, co ich rozdzieliło i odnaleźć to, co ich kiedyś połączyło. Z każdym krokiem w przód, będą musieli na nowo nauczyć się przeskakiwać przeszkody. A przeszkód będzie wiele...