~ Rozdział 45 ~

1.1K 106 240
                                    

Marcel

To były pierwsze święta w moim życiu, które będę dobrze wspominał. Miałem na głowie teściów, co zaczynało ogromnie męczyć. Na szczęście dzisiaj wieczorem planowali wrócić do siebie. Trzeba przyznać, że byli też bardzo pomocni. Szczególnie mama Weroniki, która dawała jej odpocząć, spokojnie się wykąpać i o siebie zadbać. Ja nigdy w życiu nie zajmowałem się dziećmi. Wpadałem w panikę, gdy mały płakał i wszystkiego musiałem się dopiero nauczyć. W mojej rodzinie mężczyźni wychowywali większych chłopców. Maluchami i córkami zajmowały się kobiety.

Mama i młodsza siostra Weroniki pomogły w przygotowaniu świąt, a jej ojciec, również Alfa, uparł się, że moi rodzice mogą odwiedzić nas, nie my ich. Zgodziłem się z nim. Weronika była ledwo po porodzie, a Kuba był maleńki. Sam nie miałem ochoty targać ich gdziekolwiek. Mój ojciec nie miał więc wyjścia, chociaż nie lubił, gdy ktoś się z nim nie zgadzał.

Z tego wszystkiego najpiękniejsze były wieczory. Zamykałem drzwi sypialni i kładłem się do łóżka. Weronika tuliła Kubę, karmiąc go i nucąc kołysanki, a ja wpatrywałem się w nich, jak zaczarowany. Nauczyłem się odkładać go do łóżeczka i uwielbiałem ten moment. Niektórzy, bardziej wprawieni, mogliby się ze mnie śmiać, ale ja byłem z siebie dumny. Tym bardziej, że podczas pierwszych razów, wręcz drżały mi ręce. Bałem się, że go upuszczę, zbyt szybko odłożę, za mocno szarpnę... Zwyczajnie zrobię mu krzywdę. Wydawał się taki kruchutki, delikatny, a jednocześnie najcudowniejszy. Mój syn.

Często słyszałem, że dzieci zaczynają wystawiać małżeństwa na próbę. Kobieta ma mnóstwo obowiązków, spraw, jest zmęczona, kilka tygodni zajmuje dojście do sprawności po porodzie i wtedy... zaczynają się kochanki. U nas było inaczej. Po narodzinach małego coś się we mnie zmieniło. Weronika wskoczyła o kilka szczebli wyżej w moich oczach. Zawsze starałem się ją dobrze traktować, ale teraz czułem, że zawdzięczam jej posiadanie własnej rodziny. Była fajną dziewczyną, dobrą żoną i wspaniałą matką. Gdy po raz pierwszy dała mi na ręce Kubę, poczułem coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Miłość. To jednak możliwe, potrafię coś czuć. Ten mały człowiek był całkowicie zależny od nas. Nie poradziłby sobie bez dorosłych. Jego życie było w naszych rękach, a ja poprzysiągłem sobie, że tego nie spieprzę. Tym razem chciałem wszystko zrobić tak, jak być powinno.

Nikt nie nauczył mnie kochać, sam się nauczyłem. I byłem z tego dumny.

*****
Teściowie pojechali na zakupy, Kubuś spał, a Weronika odpoczywała, przeglądając telefon na łóżku. Cisza to coś, czego dawno nie zaznałem w tym domu. Robiłem sobie kawę, przecierając oczy, bo i ja się przy nich zdrzemnąłem. Sen z dzieckiem obok to jednocześnie cudowne i szalenie niewygodne doświadczenie. Miło było patrzeć na niego, zanim zamknąłem oczy i wpatrywać się w tę idealną buźkę, gdy je otworzyłem, ale czuwałem przez sen, żeby go nie przygnieść.

Dokopałem się do jednego z ostatnich krokietów i resztki sałatki jarzynowej. Nie chciałem gonić wiecznie zmęczonej Weroniki, dlatego jadłem zimne. Popijałem gorącą kawą, więc na jedno wyszło. Nie zdążyłem się nacieszyć posiłkiem, bo wystrzeliłem jak z procy do drzwi, żeby dzwonek nie obudził Kubusia. Uniosłem brwi, widząc w progu ojca. Moje serce przyspieszyło rytm, bo nie wyglądał na zadowolonego.
– Widziałem twoich teściów. – Wszedł bez żadnego przywitania.

Zamknąłem za nim drzwi i z rękami w kieszeniach dresów, patrzyłem jak ściąga buty.
Jasne, tatusiu, rozgość się. Śmiało.
– Są na zakupach. Coś nie tak?

– W końcu możemy porozmawiać na osobności. – Poszedł tak po prostu przed siebie.

Wróciłem do kuchni, prosząc go, żeby zachowywał się cicho, bo mały śpi. Przyszedł za mną, więc zapytałem, czy chce kawy albo cokolwiek.
– A gdzie Weronika? – Zmarszczył czoło, a ja zwilżyłem usta, nie mając ochoty się tłumaczyć, że odpoczywa. Bo jak to odpoczywa? Odpoczywa, a ja jem zimne krokiety? Zła żona, zła kobieta, trzeba ją ustawić.

Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz