Marcel
Chłód poranka osiadał na twarzy, gdy żwawym krokiem z rękami w kieszeniach, szedłem do pracy. Większość ludzi jeszcze spała, ja musiałem zarobić na byle jaki byt. Z samego rana pomagałem w wywożeniu śmieci, później jechałem na budowę, gdzie spędzałem czas do wieczora. Płacili słabo, a ja pracowałem bez umowy. Nie mogłem narzekać. Nie chciałem podawać swoich danych, a jako „nie wiadomo kto" i bez wystarczającej znajomości języka na więcej liczyć nie mogłem. Mieliśmy sąsiada Polaka i to on pomógł mi znaleźć jakiekolwiek zajęcie. Sam nie był przykładnym obywatelem, więc potrafił zakręcić się tu i tam. Weronika sprzątała na budowie, na której pracowałem. Mama zajmowała się Kubą, piekła ciasta, lepiła pierogi i co tam jeszcze mogła. Pomogłem jej założyć fałszywe konto na różnych stronach, gdzie się reklamowała i zbierała zamówienia.
Nasze niewielkie mieszkanie nie miało wysokich standardów. Żadne z nas nigdy wcześniej nie musiało mieszkać w tak kiepskich warunkach. Dwa pokoje z obdrapanymi ścianami, grzyb w łazience, wilgoć na oknach. Stukające kaloryfery ciągle się zapowietrzały, nie dając ciepła. Gdy się wprowadziliśmy było wiele gorzej... wiele. Jednak kobiety Wspólnoty dbanie o dom miały we krwi, więc swoimi magicznymi sztuczkami doczyściły piekarnik i wannę, której widok obrzydzał. Stare okna zyskały ładny wygląd, a łóżka przestały straszyć nieświeżością. Nawet brzydkie żółte kafelki w łazience zaczęły ładnie błyszczeć, a podłogi przestały się kleić.
Ile razy chciałem się poddać? Mnóstwo. Miałem ochotę wpakować wszystkich w pociąg (samochód sprzedaliśmy) i wrócić na stare śmieci, biorąc na siebie wszelkie konsekwencje. Ciągle jednak powtarzałem sobie, że potrzebujemy czasu, a wszystko się ułoży. Jeszcze nie wiedziałem, czy mam rację, czy sam siebie okłamuję.
Największym problemem był dla mnie brak dokumentów. Nie miałem na to czasu, wyjeżdżając z Polski. Tutaj nikogo nie znałem. Gdybym miał fałszywe nazwisko, mógłbym podjąć normalną pracę, zdobyć ubezpieczenie zdrowotne, wynająć legalnie mieszkanie i wszyscy odetchnęlibyśmy z ulgą. Na razie mieliśmy ciągle pod górkę i ciągły wiatr w oczy. Wiedziałem, że nas szukają, więc bałem się zrobić jakikolwiek krok. Musieliśmy czekać... I trzymać się nadziei na lepsze czasy.
Wieczorami, gdy kładłem się spać obok Kuby, słyszałem, jak Weronika płacze w wannie. W naszych rozmowach twierdziła, że poszłaby za mną wszędzie. Jednak widziałem jej nieszczęście. Tęskniła za bliskimi. Czuła się samotna i przegrana. Nigdy nie musiała pracować, a już na pewno nie fizycznie. Nie tak wyobrażała sobie małżeństwo i macierzyństwo. Miała lśnić w blasku mojego nazwiska i skupić się na synu. Na razie wychowywała go głównie z moją matką, bo ja rzadko bywałem w domu. Przynosiłem grosze, więc wszyscy musieliśmy pracować, żeby nie paść z głodu. Mojemu synowi też wiele brakowało.
Nie sądziłem, że mógłbym to przyznać, ale tęskniłem za Wspólnotą. Tam by do tego nie doszło. Ten jeden jedyny kontakt z Kwiatkowskimi zasiał w nas smutek na wiele kolejnych dni. Musiałem ich zobaczyć, żeby pozbyć się ciężaru sumienia. Potrzebowałem dowodu, że skazanie własnego ojca na śmierć w męczarniach miała jakikolwiek cel. Wiadomo, uratowaliśmy Julii życie, to już wiele. Jednak chciałem zobaczyć, że im się wiedzie, że naprawili swój świat, że nie stracili kolejny raz dziecka. I udało się. Ich uśmiechy, wielgachny brzuch Julki i to szczęście Tymona z powodu córki wynagrodziły mi wszystko. Dobrzy ludzie powinni żyć spokojnie.
Trzymałem się nadziei, że i my zaznamy w końcu spokoju, dostatku i dobrego życia.
Miałem schowaną pewną sumę pieniędzy, którą ukradłem ojcu, ale nie mogłem jej wydać. Potrzebowałem ich na kupno nowych dokumentów na czarnym rynku, czy ewentualną wizytę u lekarza, gdyby coś się komuś stało. Przecież nie byliśmy ubezpieczeni w tym państwie, więc zabiliby nas rachunkiem. A gdybyśmy nie zapłacili, nigdy nie wiadomo, czy nie zaczęliby nas szukać, wysyłając pismo... do Polski. Ktoś zajrzałby do naszej skrzynki i od razu wiedziałby, gdzie jesteśmy.
CZYTASZ
Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)
RomanceJulia i Tymon starają się naprawić swoje małżeństwo. Poskładać to, co ich rozdzieliło i odnaleźć to, co ich kiedyś połączyło. Z każdym krokiem w przód, będą musieli na nowo nauczyć się przeskakiwać przeszkody. A przeszkód będzie wiele...