Epilog

2.1K 143 392
                                    

Tymon

Usiadłem w wygodnym fotelu ogrodowym w taki sposób, żeby widzieć salon i ogród. Obserwowałem bawiącą się w basenie Biankę. Niewiele miała tam wody, dodatkowo wrzucone zabawki. Noemi dorosła i się wyciszyła. Niedaleko mnie spała na słoneczku, przeciągając się co jakiś czas. Lana siedziała obok czteroletniej Bianki, obserwując ją niczym zatroskana matka, a ja popijałem wodę z cytryną.

Idealnie.

Życie zmieniało się w całkiem szybkim tempie. Staliśmy się chyba sławni w naszym świecie. Kobiety miały mnóstwo swobody w porównaniu do tego, co było wcześniej. Czego dowodem była choćby Julka.

Odzyskała magazynek, który prowadziła wspólnie z Weroniką, a to jeszcze mocniej je ze sobą związało. Tematy im się nie kończyły, potrafiły trajkotać godzinami...

Oczywiście Marcel im go dał, wraz z poparciem mojego ojca i pana Władka, z którym pożegnaliśmy się kilka miesięcy temu.

Matka Marcela po wielu latach życia z potworem, teraz stała się spokojna i radosna. Miło było poznać w końcu ją taką, jaka była naprawdę. A okazała się mądrą i wrażliwą kobietą. Czasem, gdy się jej przyglądałem sprawiała wrażenie, jakby wyszła na wolność po latach niewoli.

Pierwszego, nieślubnego, syna nadal trzymaliśmy w tajemnicy. Tamta dziewczyna też ułożyła sobie życie. Wzięła ślub z dobrym człowiekiem i wspólnie wychowywali dziecko Marcela. Tak samo postanowiliśmy nadal ukrywać Elwirę przed resztą świata, ale czasem nawiązywaliśmy połączenie późno w nocy i moi rodzice mogli z nią porozmawiać przez internet. Mieli pewność, że u niej też wszystko w porządku.

Marcel stał się częścią naszej rodziny. I wyszło to naturalnie. To dobrze, bo osiągnął coś, o czym kiedyś nawet nie marzył. Ludzie zaakceptowali go i pokochali takim, jakim jest. Z całą porysowaną przeszłością i dziwnym poczuciem humoru. Inni powinni wziąć z niego przykład. Można urodzić się w bagnie, przejść przez ognie piekielne, zaliczyć wszystkie pola gry i wyjść na prostą. Wygrać z przeciwnościami. Była na to tylko jedna recepta. Mimo tego, co przeżył, nigdy nie przestał być dobrym człowiekiem i trzymał się swoich twardych zasad.

Ojciec Weroniki zaczął bardzo szanować zięcia, chwalił się nim na lewo i prawo. Marcel nie zmienił o nim swojego zdania, ale nie wypowiadał go przy żonie, żeby jej nie ranić.

Nasza Rada Starszyzny bardzo odmłodniała i stała się niezwykle silna. Dąbrowski zawsze miał słabość do Matrysów, więc popierał Marcela, Brochowiacy od zawsze stali po naszej stronie, a Grabowski starał się pozostawać w miarę neutralny. Jakby na to nie spojrzeć, wszyscy zaczęliśmy grać do jednej bramki. Mieliśmy coraz większe poparcie w swoich pomysłach również pośród innych Alf. Co oczywiście coraz bardziej wykorzystywaliśmy.

Ja, Marcel, mój ojciec i Wojtek staliśmy się zgraną drużyną w dążeniu do zmian.

Udało nam się zmienić wiele praw. Część osób zdecydowało się zdobywać wykształcenie. Potrzebowaliśmy takich w swoim otoczeniu i w końcu udało nam się do tego przekonać innych. Poznałem nawet dziewczynę, która dawno temu napisała do Julii list. Na jednej z imprez po prostu podeszła do naszego stolika i zapytała, czy może ją uściskać. Dopiero po chwili wyjaśniła, że pozwolono jej studiować, o czym przecież tak bardzo marzyła. I to ona była autorką listu, do czego już nie bała się przyznać.

A to przekładało się na kolejne zmiany. Jak mawiał Marcel: „WSZYSTKO, co robisz, niesie konsekwencje. A jedno zdarzenie prowadzi do drugiego." Albo jak mawiała Julia: „Bóg ma plan. Zawsze jakiś ma."

W tym przypadku na szczęście oznaczało to coś dobrego. Nasze działania, uruchamiały następne. I tak powstawały trwałe zmiany.

Alfy musiały przechodzić raz na dwa lata testy psychologiczne. I to nie takie jak dotychczas, na których sprawdzano, jak silni psychicznie jesteśmy i czy potrafimy dostatecznie manipulować innymi. A takie z prawdziwego zdarzenia... Alfa, który nie radzi sobie z emocjami, będzie musiał pozostawać pod opieką Starszyzny do czasu poukładania spraw. To miało zapobiec sytuacjom, które mogłyby wymknąć się spod kontroli. Dziwne czy nie, Matrys stał się symbolem. Podawano jego przykład, mówiąc o zaniedbaniach psychicznych i braku przeciwdziałania przemocy. Takie rzeczy należy gasić w zarodku, a nie pozwalać im się radośnie rozwijać.

Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz