~ Rozdział 66 ~

1.2K 119 218
                                    

Marcel

Sala zawsze tak wielka, przestronna i zimna, wydawała się teraz ciasna, gorąca i przytłaczająca. Na wprost mnie siedzieli członkowie Starszyzny. Ława została powiększona, bo nie tylko nasz region debatował na mój temat. Po bokach niczym na trybunach siedzieli ciekawscy i ci, którzy chcieli wyrobić sobie własne zdanie. Na zielonej grubej linii postawiono wzniesienie jak w sądach, na które miał stanąć wezwany. O dwa kroki za nim rozstawiono kilka rzędów krzeseł. Wszystkie zapełnione. Siedzieli tam ci, którzy chcieli zeznawać.

Mijałem ich, trzymając żonę za rękę. Miałem wrażenie, że chce mi dodać otuchy, krocząc tuż obok z wysoko podniesioną głową. Tak samo, jak kiedyś Julia weszła do kościoła u boku Tymona. Dumna, pewna siebie i nie pokazująca, jak bardzo drży w środku. Usiedliśmy na bocznych krzesłach, tak żebyśmy mogli widzieć całe przedstawienie. Krystian huknął drzwiami, zamykając je od środka. Nikt nie mógł wyjść ani wejść.

Grabowski, jako członek Starszyzny, uderzył trzy razy sędziowskim młotkiem.
– Zebraliśmy się tutaj, aby uczciwie osądzić Marcela Matrysa. Wyrok, co do jego osoby zależy od tego, co tu dziś usłyszymy. Przejdźmy do rzeczy, bo i tak zajmie nam to wiele godzin. – Wziął w jedną rękę okulary, wsuwając je sobie na nos, a w drugą kartkę. – Julia Kwiatkowska.

– Jasne. Bezbronne owieczki na pierwszej linii rzezi. – Podniosła się, szepcząc pod nosem. Wyprostowała się dumnie, choć paznokieć palca wskazującego wbijała sobie w kciuk. Podeszła na środek z godnością królowej, choć chwyciła krańce podestu, aż zbielały jej dłonie. Uniosła głowę, patrząc wprost na Starszyznę, choć postukiwała cicho i nerwowo obcasem.

– Gotowa?

– Tak – odpowiedziała pewnie, ale jak znałem Julię właśnie ledwo utrzymywała się na nogach, walcząc z atakiem paniki.

– Zacznijmy od czegoś prostego. – Grabowski wyciągnął kartkę z przygotowanymi pytaniami dla Julki. – Jak to się stało, że zbliżyłaś się do Marcela Matrysa? Czy kiedykolwiek w twoim życiu, biorąc pod uwagę etap przed i po ślubie, cokolwiek łączyło cię z Marcelem Matrysem?

– Tak – wyznała z twardością głosu. Po sali przeszedł szum, a ja przełknąłem ciężko ślinę. Co ona wygadywała? Julka nawet nie odwróciła się w stronę szeptów. – Przyjaźń.

– Przyjaźń? – Spojrzał na nią znad okularów. – Pomiędzy mężczyzną a kobietą?

– Tak. Czysta i nieskażona podtekstami. Kocham męża i nigdy bym go nie zdradziła. Poznałam Marcela, gdy byłam małą dziewczynką. Spędziłam z nim wczesne dzieciństwo. I wrócił do mojego życia po moim ślubie. Okazało się, że nadal przyjaźni się z Tymonem. Jakoś tak wyszło, że stał się przyjacielem rodziny.

– Podaj swoją definicję przyjaźni między kobietą i mężczyzną?

Wściekła się. Zacisnęła dłonie na drewnie tak mocno, aż sprawiała wrażenie, jakby chciała wszystko roznieść w pył. Zastukała nerwowo obcasami. Jednak jej twarz pozostała spokojna.
– Stałam tu kiedyś przed wami. Poniżona, znieważona, upokorzona. Gabriel wycierał mną podłogę. To Marcel podał mi krzesło i wodę nim zemdlałam z przerażenia. Winna. Pamiętacie? Winna, bo mam na nazwisko Kwiatkowska. Marcel jako jedyny nie klaskał, patrzył na mnie ze współczuciem. To on z Wojtkiem powstrzymał Tymona przed ciosem na Gabriela, gdy ten wyznał, co ze mną zrobił. Marcel zawsze jest tam, gdzie go potrzebują. I nie ja jedna tak myślę. Można kogoś lubić i nie wskakiwać mu do łóżka bez względu na płeć. On jest jak spoiwo łączące dwa skłócone obozy. Jesteśmy tu dziś wszyscy dla niego. Zawdzięczam mu życie swoje i mojej córki. Jak mógłby być mi obojętny? Jak inaczej miałabym go nazwać, jeśli nie przyjacielem? Marcel jest dżentelmenem i ma swoje zasady, nie dotknąłby mężatki ze Wspólnoty. Nigdy mi tego nie sugerował żadnym gestem. Okazywał swoje serce, nie żądając ciała w zamian. Bogu dzięki, istnieją na świecie ludzie niewykorzystujący słabości i ciężkich sytuacji innych.

Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz