~ Rozdział 42 ~

1.1K 106 65
                                    

Czerń zamieszkała w naszych duszach, sercach i szafach. Spod czarnych rzęs spływały łzy, rozmazując czarny tusz. Pomalowanymi na czarno paznokciami, zapinałyśmy zamki sukienek na plecach. Czarne wsuwki utrzymywały w idealnym porządku włosy związane w skromny kok. Czarne buty wypielęgnowane, błyszczące, wypastowane, nadawały rytm krokom. Pod czarnymi kurtkami, płaszczami i swetrami, kryły się czarne koszule, perfekcyjnie wyprasowane i schowane do czarnych spodni na kant, które przytrzymywały czarne paski. Czarne obrusy leżały smutno na stołach, czekając na pierwszych gości. Na jednym z nich zdjęcie zmarłego, z czarną wstążką na ramce, palące się białe świecie, obok Biblia otworzona w nieprzypadkowym miejscu.

I dziś, jak rzadko kiedy, czarne tatuaże Alf oznaczały coś innego niż władzę. Oznaczały pożegnanie jednego z nich.

Ten moment, w którym wstrzymują oddech, poprawiając na nadgarstkach paski zegarków i wyczuwają puls. U jednego z nich bicie serca ustało i żadna władza nie była większa od tej Boskiej. Żadna.

Tymon mało się odzywał i jak zwykle, zamiast zatracić się w swoich uczuciach, dbał o mnie. Widziałam, jak czujnie obserwuje moje ruchy i to, czy się nie przemęczam. W domu Kwiatkowskich radosna atmosfera świąt, zamieniła się w żałobną. Mężczyźni modlili się za duszę zmarłego, kobiety gotowały i uciszały dzieci. Trudno wymagać od tych najmłodszych zrozumienia powagi sytuacji. Nie rozumiały jeszcze, czym jest śmierć.
Rafał, najstarszy ze wszystkich dzieci, chociaż chodził dopiero do drugiej klasy podstawówki, traktowany był już jak młody mężczyzna. Siedział między mężczyznami w starannie zawiązanym krawacie, a jego usta poruszały się, nie wydając dźwięków. Z przymkniętymi oczami i mocno zaciśniętymi dłońmi, gorliwie modlił się za duszę swojego pradziadka.

Co jakiś czas rozlegało się pukanie do drzwi, przerywając jednostajność dźwięków. Z kuchni słychać było tylko naczynia, z salonu szmer modlitw. Goście przyjeżdżali z różnych stron i niektórzy musieli zatrzymać się na noc u kogoś z nas. Mnie przypadło pięć dorosłych osób i dziecko na dwie noce. Zadzwoniłam do mamy i poprosiłam o pomoc, bo ja utknęłam u teściów. Obiecała podjechać do mnie po klucze i wszystko przygotować. Czasem chory perfekcjonizm mojej mamy bardzo się przydawał. Miałam stuprocentową pewność, że w tym aspekcie nie da plamy. Naszykuje świeżą pościel, na łóżkach poskłada czyste ręczniki i przygotuje koszyczki, w których goście znajdą zapakowane domowe ciasteczka, tabletki przeciwbólowe, chusteczki mokre i suche. Na stoliku lub jakiejś szafce postawi butelkę wody, szklanki i lusterko. Dzięki mojej mamie goście poczują się, jak w dobrym hotelu. Poprosiłam też tatę, żeby uprzątnął odrobinę środkowy pokój z prezentów i nadmuchał tam materac. Mogłam polegać na rodzicach, więc odczułam ulgę, że chociaż to miałam z głowy.

Wyniosłam na stół przekąski, a gdy odwróciłam się za siebie, Tymon objął mnie w talii, przyciągając bliżej siebie.
– Julcia – wyszeptał. – Pamiętaj, żeby się narażać. Zawsze możesz po prostu wyjść i pojechać do domu odpocząć albo połóż się tutaj, w moim starym pokoju.

– Pamiętam. – Skinęłam głową, patrząc w jego zatroskane oczy. – I obiecałam o siebie dbać.

– Muszę jechać. Jest jeszcze kilka spraw w związku z pogrzebem. Jak coś to dzwoń, odbiorę na pewno.

– Dobrze, Tymon. – Ponownie skinęłam głową, niczym potulna żona. I tym razem nie były to przekomarzanki. Szczerze nie chciałam dokładać mu zmartwień.

Cmoknął moje usta, nie patrząc na to, że dom wypełnia się ludźmi, niektórymi dla mnie całkiem obcymi.
– Nie zapominaj o sobie, bo ja o was nie zapominam nawet przez moment. – Położył ciepłą dłoń na moim brzuchu, a nasze spojrzenia ogrzewały się wzajemnie. Dawaliśmy sobie siłę tym niepozornym, lecz niezwykle ważnym dotykiem.

Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz