Rozmawialiśmy z Tymonem do późna. Zadawał wiele pytań takich jak: Dlaczego pierwszy test wyszedł negatywny, czy jakim cudem zorientowałam się tak późno. Na szczęście nie oceniał, nie było w nim grama złości. Takie same pytania zadawałam Czarneckiej, więc rozumiałam jego ciekawość. Ustaliliśmy też, że tak samo jak inni, pochwalimy się oficjalnie dopiero po upływie dwunastu tygodni. Większość osób w naszym otoczeniu tak robiła. I chociaż on nie chciał słyszeć, że cokolwiek mogłoby pójść nie tak, ustaliliśmy również, że tym razem opowiemy najbliższym o ewentualnym poronieniu. Od razu mąż wyliczył mi nowe zasady panujące w naszym domu. Głównie dotyczyły tego, że mam się niepotrzebnie nie wysilać. Obiad można zjeść na mieście, pranie wieszać po trochę, a prasować nie muszę. Najwyżej dokupi kilka swetrów.
Tymon niemal latał. Na dobranoc pocałował mnie w policzek, a później w brzuch, szepcząc coś z czułością. Nie dosłyszałam co, jednak obawiałam się jego nadmiernej radości. Z tyłu głowy wciąż tkwił lęk, że wydarzy się coś złego. Strach mieszał się z nadzieją, że tym razem wszystko się uda i w końcu zostaniemy rodzicami. Czułam, że to odpowiedni moment. Przeszliśmy drogę, którą mieliśmy do przejścia i nadszedł czas na kolejny etap w naszym małżeńskim życiu. Wierzyłam i modliłam się gorąco, żebym miała rację.
Rano Tymon okropnie ociągał się z wyjściem do pracy. Wracał się z przedpokoju dwukrotnie, żeby dać mi kolejnego buziaka. Ciężko było mu zamknąć za sobą drzwi, bo mieliśmy zobaczyć się dopiero za ponad trzydzieści godzin. Po pracy musiał pojechać, zaopiekować się dziadkiem. Widziałam jego wewnętrzną walkę, gdy się ze mną żegnał i było mi z tego powodu przykro. Starałam się go pocieszyć, więc zażartowałam, że nie będę tęskniła ani trochę, bo przynajmniej całe łóżko będzie tylko dla mnie i Noemi. Na szczęście się udało. Mąż wyszedł z domu uśmiechnięty. Wiedziałam, że miał na głowie zbyt wiele i zwyczajnie, po ludzku, martwiłam się o niego.
Spędziłam spokojną noc z Noemi przytuloną do moich łydek. Obudziłam się bardzo wcześnie, bardzo głodna. Poszłam do kuchni. Siedząc przy delikatnym świetle lampki, zajadałam lody, przegryzając je kawałkami świeżo pokrojonych owoców. Uniosłam brew, słysząc przekręcający się zamek w drzwiach. Nie spodziewałam się Tymona, a on od razu zajrzał do kuchni, widząc światło.
– Nie śpisz? – Uśmiechnął się uroczo i przysiadł po drugiej stronie stolika.– Myślałam, że pojedziesz prosto do pracy? – Włożyłam sobie do ust kolejny kawałek banana, zagryzając go lodami.
– Musiałem cię zobaczyć. – Oparł policzek na dłoni, przekrzywiając lekko głowę. Wpatrywał się we mnie jak w ósmy cud świata.
– A gdybym spała?
– To bym się przytulił i patrzył, jak śpisz.
Uśmiechnęłam się rosnącym sercem. To miłe, że chciał mnie zobaczyć choć przez moment. Przysunęłam bliżej niego talerz z owocami i pudełko lodów. Potrząsnął powoli głową, odmawiając.
– Jedz na zdrowie.– Wystarczy też dla ciebie. – Mrugnęłam do niego okiem i wstałam po drugą łyżeczkę. Przy okazji zrobiłam mu kawę. – Jakoś nie umiem jeść w ciągu dnia. Tylko rano i wieczorem.
– To jedz przynajmniej rano i wieczorem. – Zdecydował się skubnąć ze mną z jednego pudełka. – Dopóki Czarnecka nad tobą czuwa i uważa, że wszystko w porządku, to ja się wtrącał nie będę.
– Jak się masz, Tymon? – zapytałam całkiem poważnie, podobnie jak on mnie drugiego poranka w tym domu, tuż po naszym ślubie.
Uśmiechnął się pod nosem, odkładając kubek na blat. Może też pamiętał dokładnie tamten poranek? Chwyciłam jego kawę i upiłam łyk, na co uniósł brew.
– Wolno ci pić kawę?
CZYTASZ
Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)
RomanceJulia i Tymon starają się naprawić swoje małżeństwo. Poskładać to, co ich rozdzieliło i odnaleźć to, co ich kiedyś połączyło. Z każdym krokiem w przód, będą musieli na nowo nauczyć się przeskakiwać przeszkody. A przeszkód będzie wiele...