🥀~Rozdział 48~🥀

2K 68 2
                                    

Wspomnienie Evana

Dwa lata wcześniej

- Malutka, nie bój się obiecuje, że przyjdę jak najszybciej. - mówił Evan do swojej młodszej siostrzyczki.

- A jeśli coś Ci się tam stanie? - szepnęła dziewczynka.

- Słonko, nic mi nie będzie. Kiedy uda mi się uzbierać pieniążki to wyprowadzimy się stąd, obiecuje. - mówiąc to brat Lou, mocno przytulił dziewczynkę, która zaczęła cicho płakać.

- Ziostań. Damy radę razem, zły Pan znowu może Cię obudzić. - łkała malutka.

- Będzie dobrze. - odparł jej brat. - Obiecuje, że będę za niedługo. - po tych słowach pocałował małą dziewczynkę w czółko. - Wrócę za niedługo do ciebie obiecuje. Lou pamiętaj jak coś będzie się działo a mnie nie będzie to się ukryj, a jak poczujesz dziwny zapach to od razu uciekaj, dobrze, malutka?

- Dobze, blaciszku. Uważaj na siebie. - po tych słowach ostatni raz się przytuliła do Evana.

- Ty na siebie również. - szepnął.

Po tych słowach się od siebie odsunęli. Chłopak wyszedł przez szparę w ścianie. Uformowała się przez pleśń. Nic dziwnego skoro ich pokój był zaniedbany i rodzice nie chcieli im zrobić odpowiednich warunków.

Malutka Lou patrzyła cały czas w dziurę,gdzie zniknął jej kochany braciszek i nasłuchiwała co się dzieje dookoła.

Co kilka minut było słychać krzyki i wyzwiska, przez nie dziewczynka co chwilę się wzdrygała.

Nie była przystosowana do takich rzeczy. Była malutka i nie rozumiała, dlaczego jej tata co chwilę wyżywa się na nich i czuć od niego dziwny zapach, a mama? Nie widziała jej jeszcze na oczy tak dokładnie. W ogóle do nich nie przychodziła.

Nie mogła mieć zabawek, a kiedy już jej brat kupił to musiała chować ją, jednak po pewnym czasie jej zabierano, ponieważ jak to mówili " nie zasługiwała na to". Było jej, wtedy naprawdę przykro, ponieważ od nich nigdy niczego nie dostała, a to były prezenty od jej brata.

Zawsze bała się, że pewnego dnia jej braciszek nie wróci do niej. Widziała, że praca,w której Evan pracuje nie była bezpieczna. Często przychodził z siniakami i ledwo żywy.

Nigdy nie wymarzę sobie z pamięci tego jak jej "ojciec", chociaż tak naprawdę nie ojciec. Jak można nazwać tak człowieka, który traktuje swoje własne dzieci jak zwierzęta. Poniża je i mówi, że nigdy do niczego nie dojdą....
Jednak wracając, kiedy on pobił na jej własnych oczach Evana...
Bała się, że już jej braciszek się nie podniesie. Siniaki tworzyły się wszędzie, a krew swobodnie płynęła z rozpiętej wargi i łuku brwiowego.

Zapytacie pewnie: dlaczego tak się ?, przecież to niemożliwe.

A jednak...pobił własnego syna...dlatego, że ten nie kupił mu alkoholi, żeby jego siostrzyczka nie widziała jak pije...

Jednak jedynym plus tego wszystkiego było to, że....
Lou i Evan mieli chociaż siebie...mogli na siebie liczyć w każdej sytuacji. Byli dla siebie wsparciem, opoką i nikt nie dałby rady ich rozdzielić.

******
Witajcie
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

"𝐀𝐝𝐨𝐩𝐭𝐨𝐰𝐚𝐧𝐢"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz