🥀~Rozdział 58~🥀

1.9K 66 7
                                    

🥀~ Braciszku...~🥀

Perspektywa Evana

Spakowałem do naszej starej torby, nasze ubrania z domu dziecka, jeśli Shawn ma nam później je wypominać, że zabraliśmy ubrania, które nam kupił, to naprawdę wolałbym tego uniknąć.

Kątem oka spoglądałem na malutką, która siedziała i przytulała do siebie misiem oraz laleczkę.

Chciałem się chociaż pożegnać z Camillą,Ollim i Mery, jednak zaniechałem tej próby, kiedy widziałem twarz mężczyzny.

Włożyłem ostatnią rzecz, czyli kocyk malutkiej do torby, po czym zasunąłem torbę i się wyprostowałem.

- Choć malutka. - powiedziałem wyciągając w jej stronę rękę.

Lou odłożyła ze smutkiem laleczkę, którą kupił jej mężczyzna, po czym podeszła do mnie i złapała za moją rękę.

Razem zeszliśmy po schodach i czekaliśmy na rozwój sytuacji.

- Braciszku...- szepnęła do mnie moja siostrzyczka.

- Tak, malutka? - spojrzałem na nią.

Jednak nie dokończyła, ponieważ przerwał jej mężczyzna, który do nas dołączył.

Spojrzałem na niego i przełknąłem nerwowo ślinę.

- Możecie już iść, samochód jest przed domem. - powiedział posyłając w naszą stronę stronie spojrzenie.

- Choć malutka. - szepnąłem i wziąłem ją za rączkę.

Kiedy już mieliśmy wychodzić spojrzałem ostatni raz w jego stronę.

- Wiesz co? Jesteś najgorszą osobą jaką spotkałem i może ja przypominam swojego ojca, ale Ty w ogóle go nie przypominasz. - po tych słowach wyszedłem wraz z malutką z jego domu.

Jego, ponieważ to nie był już nasz dom.

Tak jak powiedział Shawn czekał na nas samochód, a przed nim...

Zatrzymałem się w połowie widząc znienawidzoną przed siebie sylwetkę....Mojego ojca.

Przełknąłem ślinę i mocniej objąłem siostrzyczkę.

- No co? Nie przywitacie się z własnym ojcem? - spytał szyderczo.

- Co ty tutaj robisz? - spytałem nie dowierzając.

- Hmmm niech pomyśle...a tak. Wiesz przyjechałem po jakieś dzieciaki bez manier. Zadzwonił do mnie Shawn.

- Kłamiesz. - odparłem od razu.

- Dlaczego miałbym kłamać, o zobacz właśnie idzie tutaj. - po tych słowach wskazał na mężczyznę, który faktycznie szedł w naszą stronę.

- Shawn, proszę...- zacząłem , kiedy był już obok nas.

- Jakiś problem? - spytał się naszego ojca.

- Nie wszytko w porządku. Tak tylko rozmawiamy.

- Dobrze. Mam nadzieję, że się zmienicie. - mówiąc to nawet na nas nie spojrzał.

- Chodźcie, czas już ruszać. - powiedział nasz ojciec wskazując na samochód.

Przełknąłem ślinę, po czym wraz z malutką weszliśmy do samochodu.

Zaraz po tym dołączył do nas ojciec.

- Oj ja was teraz zrobię szkolenie. - zadrżałem na jego słowa.
Od razu przytuliłem do siebie malutką.

To był już koniec, czułem to....

***

Droga nie zajęła nam dużo czasu, dlatego teraz wchodziliśmy do tego strasznego domu, w którym spędziłem dzieciństwo.

Przez swoje całe życie nie chciałem tutaj wrócić. Każdy dzień dla mnie był walką o przeżycie...

- Monica, popatrz kogo tutaj przywiozłem. - zawołał ojciec.

- Braciszku, wróć do prawdziwego tatusia. - szepnęła malutka, przytulając się do mojej nogi.

- Bardzo bym chciał,malutka, ale nie możemy. - odparłem ze łzami w oczach.

- O witajcie, moje dzieci. Jak was dawno nie widziałam. - podeszła do nas nasza...mama.

Stanęła obok mężczyzny i zaczęli się nam przyglądać.

- C-co chcecie zrobić? - spytałem chociaż już znałem odpowiedź na to pytanie.

- Z przyjemnością wam zaraz pokaże. - odparł mężczyzna. - Już się po tym nie pozbieracie. Każdy o was zapomni.

- Może dajmy im spokój...- zaczęła kobieta, a ja byłem naprawdę zdziwiony.

- Monico, co się z tobą ostatnio dzieje. Nie poznaję Cię ostatnio.

- Później się nimi zajmiesz teraz mam Ci coś ważnego do pokazania.

Widziałem jak coś jeszcze do niego mówi, a potem perfidnie się uśmiechają do siebie.

- Dobrze, więc idźcie teraz do pokoju swojego. - machnął na nas ręką.

Pokiwałem tylko głową, żeby go nie zdenerwować i razem z Lou ruszyliśmy do naszego pokoju.

Jednak kiedy już wchodziłem na pierwszy stopień, poczułem jak ktoś mnie zrzuca ze schodów.

Przekoziołkowałem tak kilka stopniu, po czym uderzyłem plecami o zimną podłogę piwnicy.

- Braciszku. - podbiegła do mnie od razu Lou.

- Nic...nic mi nie jest, malutka. - uśmiechnąłem się lekko do niej.

Z trudem się podniosłem, dzięki temu zacząłem oglądać pomieszczenie. Nic się tutaj nie zmieniło, no prawie wszystko.

W całym pomieszczeniu było czuć zapach benzyny, jakby ktoś ją tutaj rozlał.

Usiadłem obok spruchniałej szafy, przyciągając do siebie malutką siostrzyczkę.

Tak strasznie teraz bym chciał być z Camilą i Shawnem...

*******
Witajcie
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo, bardzo wam dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

"𝐀𝐝𝐨𝐩𝐭𝐨𝐰𝐚𝐧𝐢"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz