🥀~Rozdział 56~🥀

1.9K 66 13
                                    

🥀~ Jesteś taki sam jak Twój ojciec...~🥀

Perspektywa Evana

- Braciszku, czy na pewno im się spodoba? - spytała mnie Lou, pokazując laurki.

Dzisiaj jest dzień, kiedy postanowiliśmy spakować nasz mały prezencik dla Shawna i Camili na dzień Mamy i taty.
Wykorzystaliśmy moment, kiedy mężczyzna poszedł do biura, żeby z kimś się spotkać. Chcieliśmy zapakować go, żeby nie zauważył co dla nich mamy.

- Malutka posłuchaj mnie teraz uważnie, dobrze?- kucnąłem przed nią.

- Dobzie. - pokiwała swoją główką

- Uważam, że to co zrobiłaś, malutka jest piękna i będą naprawdę szczęśliwi. Nie musisz się tym martwić. Wiesz dlaczego im będzie się podobać?

- Dlaczego? - spytała.

- Dlatego, że zrobiłaś to sama i włożyłaś w to całe swoje serduszko.

- Dziękuje, bladziszku. Jesteś najlepszy. - po tych słowach przytuliła się do mnie mocno.

- A ty wspaniałą siostrzyczką. - szepnąłem.

Po kilku minutach od siebie się oderwaliśmy i dokończyliśmy pakowanie.

- I gotowe. - zawołała radośnie malutka.

- Ślicznie wyszło. - oznajmiłem i poczochrałem ją po włoskach.

- Może... Włożymy go pod poduszkę, tatusia? Co ty na to bradziszku?

- Hmmm...myślę, że to świetny pomysł.

-Jupi! - zachichotała.

Razem udaliśmy się do sypialny Shawna, żeby schować prezent.

Kiedy mieliśmy już wychodzić, nagle do pomieszczenia wszedł wściekły mężczyzna.

- No, proszę proszę. - zaczął.

- Shawn to nie tak... - próbowałem jakoś to wyjaśnić.

- Nie, a jak! - ryknął przez co się wzdrygnąłem. Odruchowo zakryłem, malutką.

- Tatusiu...- szepnęła, Lou.

- Nie jestem waszym ojcem! Wiedziałem, że tak to się skończy. Zawiodłem się co do was! Jesteście tacy sami jak Wasi Prawdziwi Rodzice! - warknął, a na jego słowa coś we mnie pękło.

Proszę powiedźcie mi, że on tego nie powiedział....

- Ale Shawn my tylko...

- Żadnego Shawn! Skończyła się zabawa, od dziś konfiskuje wam wszystko, co ode mnie dostaliście! Potrzeba wam lekcji wychowania.

- Proszę...- zacząłem chcąc go uspokoić.

- Zamknij się! Jesteś taki sam jak Twój ojciec, patrzysz tylko na pieniądze! A ty. - zwrócił się do malutkiej. - Nigdy Cię nie nazwę córką. Macie pięć minut na to, żeby się spakować i jutro wyjeżdżacie do specjalnej szkoły, która może was czegoś nauczy. - po tych słowach wyszedł trzaskając drzwiami.

Patrzyłam ze łzami na zamknięte drzwi, w których jeszcze tak nie dawno stał Shawn. Dlaczego on tak myśli...? Naprawdę jestem podobny do ojca...?

Spojrzałem na malutką, która wtulała się w moją nogę, jednak kiedy wyczuła na sobie mój wzrok podniosła główkę.

- Braciszku...przepraszam...- wyłkała.

- Już dobrze, malutka. - szepnąłem, kucając.

Na mój ruch od razu się do mnie przytuliła, cicho płacząc.

Ja tak samo ledwo powstrzymywałem płacz. Znowu ta sama sytuacja. Czy chociaż Lou nie może ominąć to wszystko co złe?
Dla mnie już nie było i nie będzie ratunku, każdy tak o mnie myśli, że tylko patrzę na pieniądze, ale malutka? Przecież ona niczemu nie jest winna.

Najgorsze było to, że ja naprawdę zacząłem traktować go jak ojca. Był w porządku i mogłem mu mówić, co mi leży na sercu...a teraz?

Czuję się okropnie, jak taki nikomu nie potrzebny śmieć.
Jego słowa cały czas powracają do mojej głowy.

Słowa czasami ranią bardziej, niż czyny...jaszcze bardziej ranią, kiedy wypowiada je osoba, którą uważałeś, za członka rodziny...

Jednak piekło dopiero się zaczęło...

**********
Witajcie
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo wam dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

"𝐀𝐝𝐨𝐩𝐭𝐨𝐰𝐚𝐧𝐢"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz