🥀~Rozdział 35~🥀

2.1K 86 2
                                    

🥀~Mama....tata...~🥀

Perspektywa Shawna

Przeglądałem ostatnie dokumenty z firmy i przypomniałem sobie o jednej ważnej rzeczy.

Spotkanie z właścicielem firmy, którą chcę przejąć.

Z tą myślą od razu wybrałem odpowiedni numer i zadzwoniłem.

Po trzecim sygnale odebrał...

- Witam, przepraszam, że Panu przeszkadzam,jednak chciałem się umówić na ten obiad...- zacząłem.

- Ach Pan Shawn...oczywiście pamiętam. Kiedy ma Pan czas?

- Może w piątek?

- Dobrze, będę  o osiemnastej.

- Dobrze,  do zobaczenia.

- Do widzenia.

Po tych słowach się rozłączyliśmy, i zaledwie po minucie rozległo się walenie w drzwi wejściowe.

Westchnąłem poirytowany, wstając z fotela.

Kiedy byłem już  pod drzwiami, ledwo je otworzyłem i od razu dwoje osób  wtargnęło do mojego domu.

- Co... mama, tata? - spytałem będąc w szoku.

- No, a kogo się spodziewałeś! Może nam powiesz co wyprawiasz! - zaczęła wrzeszczeć.

- Ciszej. - warknąłem, w jej stronie, ponieważ mogła obudzić malutką i Evana, którzy  usnęli nie dawno.

- Bo co?! Obudzę te bachory!

- Violetta spokojnie.- zaczął ojciec, żeby uspokoić kobietę.

-A Ty Edwardzie jak możesz być  spokojny! Twój syn sprowadził tutaj jakieś głupie rodzeństwo,  które będzie żerować na pieniądzach.

- Mamo...posłuchaj to są moje pieniądze i decyzja, wiec z łaski swojej się w to nie wtrącaj! - zacząłem powoli podnosić głos.

- Wystarczy! - ryknął ojciec na cały dom.

Chciałem coś powiedzieć, jednak usłyszałem kroki na schodach,spojrzałem w tamtą stronę i dostrzegłem wystraszoną Lou.

Pewnie usłyszała krzyki....

- Dzień...Dzień dobry...- szepnęła przyciągając do siebie przytulankę.

- Część,malutka. - zaczął mój ojciec.

Na jego słowa  moja mama prychnęła, mierząc dziewczynkę swoim nienawistnym wzrokiem.

- Choć tu do mnie słońce.  - powiedziałem rozkładając przed siebie ręce.

Dziewczynka patrzyła ze strachem na kobietę, po czym pognała w moją stronę od razu się wtulając.

- Już spokojnie nie dam Cię skrzywdzić. - szepnąłem do malutkiej.

- Dziękuje.  - odpowiedziała również cichutko.

Wziąłem moje słoneczko na ręce i popatrzyłem na nich groźnie.

- Macie teraz nie wrzeszczeć,  bo równie dobrze możecie stąd wyjść. - warknąłem.

- Nie będziesz się tak do mnie odzywać,  ja wychodzę z tego wariatkowa, a ty Edwardzie możesz zostać. - po tych słowach wyszła z mojego domu, trzaskając za sobą drzwiami.

- Choć do salonu, napijesz się czegoś? - spytałem w stronę ojca.

- Nie dzięki. - powiedział i lekko się uśmiechnął.

Usiadłem na kanapie wraz z Lou, która wtulała się we mnie. Wiedziałem,  że  się boi i stresuję.
Wszystko dzięki mojej matce...

- Boi się? - spytał po chwili, patrząc na dziewczynkę.

- Jak może się nie bać,  kiedy słyszała takie wrzaski. Przypominają jej "dom." - ostatnie słowa,  powiedziałem ciszej.

- Dziecinko...- na dźwięk swojego imienia malutką, spojrzała na mężczyznę. - Nie bój się mnie, dobrze? Nie chciałem Cię wystraszyć.

- D-dobrze...proszę Pana...- powiedziała  cichutko, powoli się uspokajać.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że dzięki tej rozmowie odnowie kontakty z rodziną....

******
Witajcie
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo dziękuje za czytania i dawanie gwiazdek. ❤️

"𝐀𝐝𝐨𝐩𝐭𝐨𝐰𝐚𝐧𝐢"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz