Rozdział 23

2.2K 76 1
                                    

Pola

Myśl, o wspólnych wakacjach, jest całkiem kusząca. Uwielbiam spędzać czas, z moim mężem. Dzisiaj Julio, zaplanował dla nas kolację, w jakiejś restauracji. W końcu, będę miała okazję zobaczyć, trochę miasta, no i najważniejsze, że mąż mnie gdzieś zabiera.

Na, dzisiejszy wieczór wybrałam czarną suknię, przed kolana, z lekkim dekoltem, w pasie zapięłam złoty pasek, który podkreśla moją talię, buty na wysokim obcasie, również były koloru złotego, dopełniając całość. Włosy, dla odmiany spięłam w wysokiego koka, nakładając trochę mocniejszy makijaż, niż za zwyczaj. Patrząc w lustro, uśmiechając się sama do siebie, czułam się naprawdę wyjątkowo pięknie.

Przy wyjściu czekał, już na mnie Julio, na jego widok zalała mnie fala gorąca. Zawsze, działa na mnie w ten sposób. Pocałował, mnie delikatnie w usta, obejmując ręką w tali. Wtuliłam się w niego, pozwalając zaprowadzić, do samochodu. Droga minęła, nam bardzo szybko, opierając się o boczne okno, chłonęłam widoki, które mijaliśmy. Madryt, był bardzo pięknym miastem, pełnym tradycji i zachowanej historii. Restauracja, do której zabrał mnie mój mąż, była bardzo urocza. W środku, panowała prostota przeplatana luksusem. Jedzenie, można było wyczuć, tuż przed samym wejściem. Starszy mężczyzna, nas przywitał, zamieniając kilka słów z Juliem. Zajęliśmy miejsca, przy stole, który znajdował się w rogu sali. Kelner podał nam menu, czekając na nasze zamówienie. Po, przyjęciu zamówienia, młody chłopak oddalił się, zostawiając nas samych.

- Dziękuję, ci kochanie za ten wieczór. - powiedziałam do męża, zalotnie się uśmiechając.

- To dopiero początek, Mi Vida. - odwzajemnił mój uśmiech, chwytając za dłoń. - Wiesz, od jutra będę miał dużo pracy, a później jak, oczywiście wszystko pójdzie po mojej myśli, wyjedziemy gdzieś daleko, od tego całego gówna. - jego słowa, były dla mnie, jak obietnica.

- Czy, coś ci grozi? - zapytałam, bojąc się jego odpowiedzi.

- Nie masz, się o co bać. Z różnych sytuacji, wychodziłem cało. Cokolwiek by, się nie działo, zawsze do ciebie wrócę. - starałam się, uwierzyć w zapewnienia męża, lecz moja intuicja podpowiadała mi zupełnie, co innego. Resztę wieczoru, spędziliśmy zwiedzając miasto. Julio mnie oprowadzał, po najważniejszych ulicach, opowiadając o nich. W jego oczach, mogłam zauważyć dumę, z tego skąd pochodzi. Do domu, wróciliśmy bardzo późno, spędzając namiętne chwile, w łóżku próbując, się sobą nasycić.

Julio

Z samego rana, ubrałem się w jeden, ze swoich garniturów i udałem się do swojego gabinetu. Pola, jeszcze spała, tak było lepiej. Nie chciałem, aby się martwiła. Na miejscu czekał, już na mnie Pedro. Dzisiaj miało, się odbyć zebranie, na którym okaże, się kto jest ze mną, a kto przeciwko.

- Wszystko gotowe. - powiedział mój brat, gdy mnie zobaczył. Usiadłem do biurka, włączając komputer. Większość zaproszonych potwierdziła, swoją obecność. Bardzo mnie to cieszy.

- Jak, idzie Mendozie z klubem? Minął tydzień, odkąd tam siedzi. - Pedro usiadł, na sofie wyciągając papierosa.

- Tak jak myślałem, wszystko idzie, jak powinno. Zero problemów. - odpalił papierosa, zaciągając się dymem. Wstałem, aby otworzyć okno, nie lubię smrodu fajek.

- To, teraz czas na krok drugi. Dzisiejszy wieczorem będzie odpowiedni, aby rozpocząć przedstawienie. - usiadłem z powrotem, na fotel popijając brązowy płyn.


***

Wieczorem, zanim do domu przyjechali wszyscy goście, poprosiłem Mariannę, aby zabrała moją żonę do teatru, a później na kolację. Wolałem, aby jej tu nie było i wróciła dopiero po wszystkim.

Razem z bratem, oraz resztą mężczyzn, czekaliśmy tylko, na przybycie Mendozy. Staruszek, się spóźnił, ale w końcu dotarł z nie pewną miną.

- Witam Panowie. W końcu mamy okazję, się spotkać i przedyskutować pewne sprawy. Wspominałem o dużych zmianach, przed moim ślubem. I jak, się domyślacie, od dzisiaj wejdą, one w życie. - w pomieszczeniu panowała cisza, nikt się nie odezwał. Jedynie ich miny, mówiły bardzo dużo. Czas podpalić ląd i czekać, na pierwszy wybuch.

- Zacznę od tego, że towar sprzedaje, się bardzo dobrze. Do tego, akurat nie mam zastrzeżeń. Za jakiś czas, będą nowe dostawy broni, głównie do Meksyku. I tego, będziecie doglądać. Jak, wiecie bron jedzie z Niemiec, mając sporą drogę do przebycia. Nie może, wpaść w łapy policji.

- Tak, oczywiście. - Odezwał się Boss, właśnie z Niemiec. To na jego barkach, jest ta dostawa.

- Cieszy mnie bardzo, twoja postawa Hansie. Nie lubię komplikacji, szczególnie jak Włosi patrzą mi na ręce. - Wstałem z miejsca, aby móc lepiej ich wszystkich widzieć. Chcąc mówić dalej.

- No, ale po co te zebranie, skoro każdy wie, co ma robić? - odezwał się Mendoza, szukając poparcia wśród innych.

- Właśnie miałem zamiar, wam o tym powiedzieć, mój drogi. Zresztą, akurat ty powinieneś widzieć, po co tu jesteśmy? - staruszek, lekko zbladł na twarzy.

- Ja, mam to wiedzieć? Chyba, raczej Pedro, jest w to wtajemniczony. Po mimo, twoich zapewnień masz w dupie, to kim byłem dla twojego ojca. Wszystko robisz sam, albo z bratem - oj, tego się nie spodziewałem.

- Bo, jakoś ty masz, to gdzieś. Powiedz mi, kiedy ostatnio sam, do mnie przyszedłeś, próbując mi pomóc?

- Yyy... byłem zajęty.

- Zajęty? Czym? Jak bym ci, nie dał zajęcia, nadal miał byś wszystko gdzieś. No, chyba że... że robisz coś, o czym ja nie wiem?

- Masz racje, wielki Capo. - kurwa, próbuje podważyć mój autorytet, ale ja się dopiero rozkręcam.

- Dziękuje, moja prawa ręko. A, teraz pozwól, że wrócę do interesów. - Mendoza kiwnął tylko głową, nie odzywając się więcej.

- Jak wiecie, muszę wprowadzić nowe zasady. Zresztą, od jakiegoś czasu próbuję, to zrobić, ale ktoś cały czas robi inaczej.

- Co masz na myśli? -zapytał Boss z Hiszpanii, kierujący małymi miastami.

- Zero przemytu nowych kobiet. Każda, dziwka będzie pracować z własnej woli. Jakiś czas temu, jednym z klubów znaleźliśmy, bardzo młodą dziewczynę, która została porwana i zmuszona do prostytucji.

- Ale, twojemu ojcu to nie przeszkadzało. Wiesz jakie, pieniądze za tym idą? - zapytał jakiś idiota.

- Pieniędzy mamy dość, z innych interesów. A, ja nie jestem moim ojcem. Jeżeli, ktoś ma z tym problem, to teraz ma czas, aby odejść. - i tak, jak myślałem nikt, się nie ruszył z miejsca, jedynie szeptali między sobą.

- To, nie jest takie proste. - odezwał się, znowu Mendoza.

- Niby dlaczego nie? Ja mówię, że koniec, czyli to oznacza, że koniec. Jak, ktoś zrobi inaczej, skończy jak Perez i inni.

- Sam zobaczysz, w jakim jesteś będzie. Z tego nie można, się wycofać. - stary ciągnął dalej. Teraz, już wiedziałem, że to on za, tym wszystkim stoi,

-A, kto mi zabroni? To moje słowo, jest tym, które powinno być ostatnie. - naprawdę, cały czas staram się być spokojny, jednak ci durnie skutecznie, mi to utrudniają. Czas to, zakończyć i czekać, na ich pierwsze błędy.

- Julio, jest problem. - Pedro zbliżył się do mnie podając mi swój telefon. To, co na nim zobaczyłem, było ostatnią z rzeczy, jakie chciałem dzisiaj widzieć.

- KURWA! Koniec zebrania. - Stałem w miejscu, jak słup soli, wpatrując się w telefon.

- Czy, coś się stało, wielki Capo?- Mendoza spojrzał na mnie, z jebanym uśmiechem na twarzy. Teraz, kurwa już coś, na niego mam. Będzie jebanym trupem. Przysięgam!

- Czas, abyś się, kurwa wykazał!!!

Złączeni w czasie. Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz