10.O rudzielcu i obrazie

283 31 4
                                    

-Dazai?-szepnęła zaglądając do pokoju chłopaka.

-Tak, aniele?-spojrzał na nią lekko przymkniętymi oczyma. Ta drzemka sprawiła, że wyglądał znacznie lepiej niż rano.

-Czy mógłbyś przenieść się na trochę do salonu? Przy okazji zjesz obiad-pewniej przekroczyła próg drzwi.

-Oh nie wiem czy będę w stanie się podnieść, Kusama-chan!-wyjęczał teatralnie i zakaszlną. Wzięła głęboki oddech i wyciągnęła w stronę chorego dłoń oczekując aż ten przyjmie jej pomoc.

-Szybko zanim się rozmyśle i będziesz tu głodował-oświadczyła groźnie. Chwycił ją za rękę oplatając ich palce, w przeciwieństwie do rozgrzanego Osamu Yayoi miała lodowatą skórę.

Gdy zdołała podnieść go do pionu, pozwoliła samobójcy na uwieszenie się na jej ramieniu, stare deski pod ich stopami skrzypiały nieprzyjemnie. Salon do którego artystka wprowadziła szatyna, wręcz błyszczał czystością. Przez odsłonięte okna wdzierały się południowe promienie słońca oświetlając pomieszczenie ciepłym światłem. Na kanapie leżał ciepły puchaty koc i kilka nowych poduszek zakupionych przez Kasume kilka godzin temu. Przed sofą stał stolik a na nim parująca ciepła zupa.

-Siadaj i jedz-nakazała zakrywając go puchatym nakryciem. Zaraz potem pomknęła do kuchni skąd zgarnęła kilka worków na śmieci, miotłę, ścierki i płyny i przemykając przez salon zamknęła się w pokoju bruneta. Nie mogła przecież pozwolić by spał w brudzie.

Uwinęła się dosyć szybko, odświeżyła zaniedbane pomieszczenie pozbierała butelki po alkoholu i schowała ubrania do szafy. Zaklaskała dłońmi odganiając z nich nazbierany kurz, przetarła spocone czoło przedramieniem i odetchnęła głośno. Była z siebie doprawdy dumna.

-Skończone!-oświadczyła wypinając z radości pierś-teraz możesz spać w czyściutkim pokoju a to wszystko dzięki mnie-wskazała ręką na siebie.

Brunet leżący na sofie spojrzał na nią zaskoczony, czuł dziwne uczucie w sercu którego nigdy wcześniej nie doznał. Ciepło rozlewające się po jego wnętrzu, to było takie dziwne. Osoba którą zna zaledwie kilka dni zrobiła dla niego więcej niż ludzie których zna od lat. To było tak miłe, że szatyn spoglądając na nią nawet nie wiedział jak ma zareagować, uchylił usta oczekując iż wypłynie z niech jakieś sensownie ułożone zdanie.

Yayoi widząc wyraz jego twarzy zaśmiała się dźwięcznie, sam jego wzrok wydawał się dziękować. To jej wystarczyło bo wiem, ona nigdy nie oczekiwała dobroci od innych zawsze była dla każdego ale nigdy nie liczyła, że ktoś będzie wyłącznie dla niej.

-Nie musisz dziękować-machnęła na to ręką-smakował obiad?-zmieniła szybko temat. Pochwyciła dłońmi oparcie kanapy i pochyliła się delikatnie w dół zwisając nad twarzą bruneta.

-Oczywiście Kusama, był pyszny-wychrypiał. Usiadła na fotelu obok i odchyliła głowę w tył pozwalając swoim zmęczonym mięśniom na chwilę relaksu.

-Cieszę się...zaraz będe musiała się zbierać a ty masz brać leki systematycznie i ich nie przedawkować-pogroziła mu palcem i ostrym ostrzegawczym spojrzeniem.

~~~~●~~~~

Będąc już w swoim mieszkaniu pełnym bałaganu i nieładu, spakowała namalowany obraz i ponownie wyszła na zewnątrz. Umówiła się ze swoim klientem nieopodal portu i właściwie miałabyć tam przed trzynastą, niestety plany pokrzyżował Dazai i przybyła z drobym opóźnieniem. Wyskakując z auta wraz obrazem z uwagą zaczęła rozglądać się po przechodniach.

Widząc czarny kapelusz jak i rude włosy rozpoznała w nim swojego klienta. Wyglądał na zniecierpliwionego o czym świadczył przytupujący but jak i sama postawa kapelusznika.

-Najmocniej przepraszam za spóźnienie-powiedziała pochylając się w geście przeprosin.

-Tak, tak następnym razem chociaż zadzwoń i nie każ mi czekać niewiadomo ile-warkną niezadowolony mężczyzna odbierając od kobiety dzieło-pieniądze zostały przelane na twoje konto tak?

-Tak zeszłego tygodnia-potwierdziła skinieniem głowy.

-W takim razie nic tu po mnie-mrukną i odwróciwszy się na pięcie poszedł w tylko sobie znanym kierunku.

-Yhym...dowidzenia-odparła pod nosem....

~~~~●~~~~

Tydzień później

Co się działo przez te kilka dni? Kompletnie nic, Kusama w wolnym czasie zajmowała się chorym Osamu, malowała swoje obrazy i w zasadzie tyle. W ten czas ani razu nie wpadła na Dostoyewskiego a mimo to czuła wokół siebie jego obecność, wiedziała, że jest obserwowana i nic sobie z tego nie robiła. Nie odczuwała wzywania policji, dlaczego? Ponieważ ona i tak by nie pomogła. Ten przeklęty szczur nie był głupi.

-Przestań udawać chorego Dazai!-wrzasnęła na bruneta który choć był już całkiem zdrowy kaszlał i kichał jak by złapała go alergia.

-Ale Kusama-chan! Nie słyszysz-wyjęczał próbując ukryć się przed samobójczynią-jak nie wrócę do łóżka to zaraz umre!

-Nie marudź tylko ruszaj się do roboty leniu! Obiecałam temu idealiście, że cię tam zaprowadzę! I słowa dotrzymam-zirytowana przeskoczyła kanapę i w ostatniej chwili chwyciła Dazaia za nadgarstek-mam cię ty przerośnięty dzieciaku-warknęła z uśmiechem zwycięstwa.

-Nieeee!

~~~~●~~~~

Siłą wciągnęła go do swojego samochodu i walcząc z opierającym się mężczyzną przypieła go pasami do siedzenia. Okrążyła auto i zajęła miejsce kierowcy, ignorując błagania ze strony brązowo włosego odjechała z piskiem spod parkingu kierując się w stronę zbrojnej agencji detektywistycznej, która znajdowała się zaledwie trzy przecznice stąd.

-Mam cię zaprowadzić pod same drzwi czy jesteś już dużym chłopcem i dasz rade sam?-uniosła brwi oczekując odpowiedzi od mężczyzny.

-Obawiam się, że zgubie się po drodze-mrukną posyłając kobiecie smutny wzrok. Wydeła policzki, zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech.

-Dob...-jej odpowiedź przerwał dzwoniący telefon detektywa. Skrzywił usta co musiało znaczyć iż dzwoniącym jest nie kto inny niż sam czterooki blondyn, który zapewne domagał się obecności bruneta w pracy...

Bloody Rose//Dazai Osamu x Oc(Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz