Rozdział 3. Szpital.

296 15 1
                                    

/Wiktoria/

Kiedy karetka odjechała spod bloku na sygnale ja wróciłam do mieszkania babci. Zapakowałam do torby potrzebne rzeczy dla mojej babci. Wzięłam jej klucze od mieszkania, a następnie chwyciłam za smycz i zawołałam Psotę. Kiedy sunia podeszła przypięłam ją do smyczy. Po opuszczeniu mieszkania. Zamknęłam je na klucz. Oczywiście wyszła nielubiana przeze mnie jak i większość osób z bloku starsza sąsiadka. Zawsze była taka, że plotkowała.

-O czyżby w końcu nadszedł na tego psa czas? To świetnie. Mam dość jego ujadania rankami, po południami i wieczorami.- Powiedziała kobieta. Psota zawarczała ostrzegawczo.

-Jak pani śmie. Uśpienie Psoty zostaje wtedy gdy jest ku temu konieczność. Na przykład nieuleczalna choroba. Ale pani radzę iść do lekarza bo chyba siada pani wzrok i węch od wtrącania się w czyjeś życie.- Powiedziałam patrząc na kobietę.- Chodź Psota.- Powiedziałam po czym zeszłam ze schodów razem z Psotą, a następnie opuściłam klatkę. Zwykle taka nie byłam w stosunku do starszych osób ale ta sąsiadka to przegięcie. Pamiętam jak byłam mała. Pod czas zabawy w chowanego Krzysiek który mieszka w bloku na przeciwko złamał nogę bo zahaczył o rozciągniętą żyłkę. Każdy oskarżał tą sąsiadkę ale policja jej broniła bo jej syn i wnuk to policjanci. Poszłam z Psotą do mojego domu. Zostawiłam ją tam ale nie mówiłam nic rodzicom o tym, że babcia jest w szpitalu. Nie chciałam ich martwić. Po opuszczeniu domu poszłam do szpitala. Kiedy byłam niedaleko szpitala zauważyłam tego samego ratownika co był u mojej babci z lekarzem i drugim ratownikiem. Podbiegłam do niego.- Przepraszam.- Powiedziałam, a mężczyzna na mnie spojrzał.

-Tak? O to ty. Byłem u ciebie z moimi kolegami z pracy.- Powiedział patrząc na mnie.

-Owszem. Chciałabym wiedzieć tylko gdzie leży moja babcia.- Powiedziałam patrząc na niego.

-Zaprowadzę ciebie do niej. Tak w ogóle gdzie twoi rodzice?- Zapytał się kiedy zaczęliśmy iść.

-Cóż jestem w rodzinie zastępczej ale mam kontakt ze swoją biologiczną mamą. Poza tym ten gostek w okularach chyba zachowuje się jak Ważniak ze smerfów.- Powiedziałam na co oboje się zaśmialiśmy.

-Można tak powiedzieć. Zachowywał się tak ale przestał. Na szczęście.- Odparł ratownik.

-Mam wrażenie czy pan był z tą głupią piosenkarką?- Zapytałam się, a mężczyzna tylko westchnął.- Wezmę to za tak. Moim zdaniem powinien pan dostać od niej odszkodowanie.- Powiedziałam patrząc na niego. Jednak pod czas rozmowy z tym ratownikiem poczułam jakbyśmy znali się doskonale. Cóż naszą cudowną rozmowę przerwaliśmy dopiero kiedy doszliśmy do sali mojej babci. Podziękowałam ratownikowi za zaprowadzenie mnie do sali mojej babci. Ratownik odszedł, a ja weszłam do sali.- Hej babciu. Jak się czujesz?- Zapytałam się siadając na krześle koło łóżka i kładąc torbę z jej rzeczami na podłogę.

-A dobrze. Wiesz wypisali by mnie jeszcze dziś ale postanowiłam zrobić od razu badania kontrolne.- Odparła babcia.

-Cóż też prawda.- Powiedziałam patrząc na nią.

-Zawiadomiłaś swoich rodziców?- Zapytała się babcia.

-Nie ale powiem im dopiero wtedy kiedy będzie odpowiednia chwila.- Powiedziałam patrząc na nią.

-No dobrze ale powiedz im jeszcze dziś.- W głosie babci prośbę. Skinęłam głową na znak, że zrozumiałam. Porozmawiałam z moją ukochaną babcią jeszcze chwilę po czym opuściłam sale, a następnie szpital. Szłam spokojnie do domu. Nuciłam swoją ulubioną melodię, a dokładnie Baby Steps autorstwa Varsity. Uwielbiałam ją. Kiedy zbliżałam się do domu dopiero zauważyłam, że robi się późno. Gdy tylko weszłam do domu zauważyłam rodziców oraz moją biologiczną mamę.

-Gdzie ty byłaś?- Zapytał się mój ojciec. Nie mając wyboru wszystko im opowiedziałam. Moja biologiczna matka zbladła trochę kiedy powiedziałam o tym, że lekarz nazwał jednego z ratowników Nowy. Pytałam ją czy wszystko ok ale ta wyszła bez słowa. Zmartwiło mnie to.


Walka z Asystolią.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz