Rano obudziłem się z bólem głowy. Louis w nocy powiedział mi, że musimy zacząć jego plan jak najszybciej, więc dziś mam poznać Zoe. Z opowiadań Lou ona jest strasznie zimną suką. Nie widziałem jej nigdy na oczy, ale dzisiaj zobaczę.
Podniosłem się z łóżka i ruszyłem w stronę łazienki, żeby wziąć prysznic. Po drodze z szafki wyciągnęłem czyste ciuchy i wszedłem do pomieszczenia. Zrzuciłem z siebie jedynie bokserki, w których spałem i zanurzyłem się w ciepłym strumieniu wody. Ciepła ciecz wypływała ze słuchawki, otulając całe moje ciało i włosy. Nałożyłem żel na dłoń, po czym wysmarowałem nim całe swoje ciało, dzięki czemu powstała piana, a następnie zmyłem z siebie to wszystko. Kiedy już wytarłem się ręcznikiem, założyłem czyste bokserki, białą koszulkę z krótkim rękawem i czarne rurkowate spodnie. Włosy dałem na żel, dając je do tyłu, a następnie wyszedłem z łazienki, schodząc na dół do kuchni.
Przy stole siedział pół przytomny Louis, który głowę opartą miał na dłoni, a w drugiej dłoni trzymał kubek kawy. Czyli jednym okiem patrzył, drugim spał. Typowe.
- Obudź się, kutasie - szturchnąłem chłopaka w ramię, na co on otworzył szeroko oczy.
- Przecież ja nie spałem! - wziął łyk kawy.
Zaśmiałem się, nalewając sobie kawy z odrobiną mleka. Niedługo jedziemy do domu Louisa zobaczyć tą, jak ją nazwał Louis, „sukę” Zoe.
❌❌❌
Weszliśmy do domu przyjaciela. Louis krzyknął, że wrócił już do domu i nie jest sam i że ja jestem z nim. Krzyknąłem szybkie "dzień dobry" aby o dziwo być miłym, choć w jednym momencie stojąc cały czas w drzwiach, Lou powiedział do mnie tylko, żebym chwilę poczekał, a on skoczy na górę. Przyjaciel poszedł do siebie ogarnąć się jakoś po wczorajszej nocy, a ja, żeby nie stać jak ten idiota na korytarzu przy drzwiach, czekając na niego, wiedząc, jak dużo czasu mu to zajmie, poszedłem do kuchni.
Wchodząc do marmurowo białej kuchni rodziców Lou, zobaczyłem, że jego rodzice z promiennymi uśmiechami na twarzy jedzą śniadanie. Nie miałem zamiaru im przeszkadzać, ale powiedzieli, żebym koło nich usiadł, czekając na ich mało rozgarniętego rankami synka, zwłaszcza po wypiciu kilku butelek piwa poprzedniego wieczora.
- Usiądź z nami, skarbie – jego mama powiedziała do mnie słodkim tonem.
- Po prostu Zayn, proszę pani – poprawiłem ją, bo nienawidzę, jak ktoś zwraca się do mnie, jak do małego, grzecznego, chłopczyka, którym od dawna już nie jestem i chyba nigdy nie byłem.
- Dobrze, jak wolisz… Zayn, to usiądziesz z nami, bo Louis na pewno prędko nie zejdzie? – przekonywała mnie.
Wiedząc, że ma ona rację, usiadłem obok nich na białym, jak pierwszy śnieg, krześle przy dużym okrągłym szklanym stole, stojącym na samym środku kuchni, przyglądając się, jak Jay powoli kończy pić kawę zjadając przy tym croissanty, a Dan czyta wiadomości sportowe w lokalnej gazecie.
- Czy Louis wspominał ci, że przyjechała do nas jego ukochana kuzynka, prawdziwy skarb? – po chwili dosyć niezręcznej ciszy Jay wyrwała się z tym pytaniem, jakby już od pierwszej chwili kiedy wszedłem, chciała rozpocząć jej temat, ale nie wiedziała jak zacząć.
- Coś tam wspominał – odburknąłem jej, bo nie miałem ochoty na żadne rozmowy, a zwłaszcza na temat podobno największej suki, jaką Louis poznał w swoim życiu, a którą miałem uwieść.
- Zoe to prawdziwy anioł, najwspanialsza osoba w naszej rodzinie. Każdy ją uwielbia i kocha - powiedziała z uśmiechem na ustach, widać było, że ona na pewno ją uwielbiała.
- Przestań Jay go zanudzać opowieściami o Zoe, niedługo sam ją pozna, jak wstanie to sam wyrobi sobie o niej zdanie – Dan przerwał jej, widać było, że dla niego takim aniołkiem nie była, za jaką u wszystkich uchodzi.
- Co cię ugryzło, Dan? Nagle nie lubisz Zoe?
- Nic Jay mnie nie ugryzło, po prostu daj chłopakowi szansę samemu ją poznać. On może mieć inne zdanie na jej temat, nie musi podzielać twojej opinii i całej twojej rodziny.
- Oh, rozumiem. Chyba właśnie straciłam apetyt, idę do ogrodu.
- Kochanie! Jay! Czekaj! Uraziłem cię czymś? Kochanie czekaj na mnie!
Będąc świadkiem tej małej kłótni między Jay, a Danem na temat Zoe muszę stwierdzić, że jestem nią nieco zaintrygowany, bo mało która „zwykła” dziewczyna wywołuje takie emocje i dyskusje rodzinne.
Czekając sam na tego nierozgarniętego faceta, zgłodniałem. Pierwsza moja myśl, to zrobienie sobie czegoś do jedzenia. W końcu nie raz, ani nie dwa razy słyszałem, że mam się tu czuć jak u siebie w domu. Pomyślałem, że czemu nie miałbym wyjeść im czegoś z lodówki. W końcu Louis potrafi mi w jeden wieczór wyjeść zapasy jedzenia na cały tydzień, więc czemu nie, w końcu taki bad boy ze mnie.
Stojąc koło lodówki, zaglądając do środka, myśląc nad tym, na co mam ochotę, oprócz poznania tej intrygującej dziewczyny, o którą chodzi w tej całej sprawie, usłyszałem odgłos kroków wchodzących do kuchni. Byłem pewny, że słyszę Louisa, który się „szybko” ogarnął, więc mówię do niego:
- Louis, no w końcu raczyłeś ruszyć swoją wielką dupę i zejść na dół. Ile można na ciebie czekać stary, co? – powiedziałem nie wychylając głowy zza lodówki.
Nikt się nie odezwał.
- I co, teraz będziesz milczał? Obrażał się na mnie za prawdę, którą pełno razy słyszałeś, z moich dodajmy, że seksownych ust i nie tylko moich? – lekko podniosłem ton, uśmiechając się nieco wypowiadając słowa.
Nadal słyszałem głuchą ciszę.
- No weź stary, co się dzieje? Louis? – odezwałem się zdziwionym tonem.
- To nie Louis - odezwał się słodki, damski głos, przenikający moje ciało, jak żaden inny do tej pory.
W tej chwili szybkim ruchem oderwałem głowę zza lodówki, chcąc sprawdzić kto to. W tej chwili moje i dziewczyny spojrzenia zjednoczyły się w jednym punkcie. Nasze oczy przeszywały nawzajem nasze ciała prądem. Prądem tak potężnym i mocnym, jakim razi piorun w środku letniej burzy. W tamtej chwili zobaczyłem ją… zobaczyłem Zoe.
~~~
Cześć kochani!
Dzisiaj przychodzę do was z nowym rozdziałem. Dziękuję mojej przyjaciółce Patrycji, która pomogła mi przy tym rozdziale. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał :)
Buziaki! xx
CZYTASZ
25 days // z.m.
Fanfiction"- Masz 25 dni. - Ale na co? - Na rozkochanie w sobie tej suki Zoe."