Od rana siedzę w domu i czekam, aż Louis przyjdzie. Dzwonił do mnie, kiedy jadłem śniadanie, że mam mu zdać kolejny „raport", jak mają się sprawy z Zoe.
Naprawdę mam już tego dość, ale co mam zrobić. Muszę, to ciągnąć. Zależy mi na niej, jak cholera, ale zależy mi też na przyjaźni z Louisem. Jestem w sytuacji bez wyjścia, bo nie chce jej skrzywdzić, ale z drugiej strony, Louis ma jakiś powód, aby ją tak znienawidzić. Tylko jaki?
Po godzinie spóźnienia – nic dziwnego, odkąd nie jest sam - Louis w końcu do mnie dotarł. Poszliśmy do kuchni, bo skoro, już czekałem na niego w domu, to postanowiłem przygotować sobie coś na obiad. Z tego wszystkiego odechciało mi się wyjść, z domu i zjeść na mieście, jak to mam w zwyczaju.
- Więc...? – zaczął Lou.
- Chcesz coś do picia? – mówiłem krzątając się po kuchni.
- Wiesz, że nie o to pytałem, ale jak już proponujesz, to piwo, tylko zimne, jak masz. – usiadł przy stole w kuchni.
- Spóźniłeś się. – mówiłem podając mu piwo.
- Wiem, no i? – otworzył butelkę.
- No i się spóźniłeś. – oparłem się dłonią o blat.
- Kurwa, Louis nie zawracaj mi głowy spóźnieniami. Łazisz po tej kuchni, jak jakaś kura domowa z pretensjami. Weź ściągaj ten fartuch, siadaj przy stole i gadaj mi jak mają się sprawy z Zoe. – podniósł ton.
- Wrócił stary Louis? – mówiłem siadając koło niego.
- Nie, ale mnie wkurwiłeś. – położył dłoń na moim ramieniu, popatrzył mi w oczy i wypowiedział słowa. – A teraz, mów jak z moją kuzynką.
- A jak się mają mieć? Normalnie. – nie wiedziałem, jak zacząć.
Boże, człowieku, ty dzisiaj, naprawdę chcesz mnie do kurwicy doprowadzić. – co on taki nerwowy dzisiaj?
- Jest już moja. Starczy ci? – sam zaczynałem się powoli denerwować.
- Wiesz co, Zayn? – popatrzył dziwnym wzrokiem na mnie.
- Co? – spokojnie zapytałem.
- No uwierz mi, ale kurwa mi tyle, nie starczy. –mało brakowało i by podskoczyłby na tym krześle.
- Uspokój się człowieku. – próbowałem go uspokoić.
- To mów. – położył otwartą dłoń na stole.
- Jezu, nie wskoczyła mi jeszcze do łóżka, ale czuje, że na bank jest już moja. – powiedziałem mu, żeby opanował te nerwy.
- Czyli się zakochała? – dopytywał.
- Tak mi się wydaję. – odparłem.
- To kurwa ci się wydaję, czy jesteś pewien? – łapał mnie za słówka.
- Jestem pewien, czuję to. – miałem dość tej rozmowy.
- Ty to lepiej przypieczętuj, a nie czuj. Został ci tydzień, tak dla przypomnienia. – wstał.
- Wiem. Pamiętam. – jakbym sam, nie zdawał sobie z tego sprawy.
- I jeszcze jedno. – wskazał palcem na mnie, będąc już w drzwiach.
- Co tym razem? – ciekawe, co ma mi do powiedzenia.
- Ty do niej nic nie czujesz, prawda? – jego głos stał się spokojniejszy.
- Ja? Nie. – zaprzeczyłem, wbrew sobie.
- To dobrze, chciałem się tylko upewnić. – odwrócił się do wyjścia.
- Louis? – podszedłem do niego.
- Co? – spytał.
- Co dzisiaj taki znerwicowany? – musiałem zapytać.
- Mam dzisiaj poznać rodziców Claudii. Umówieni jesteśmy na kolację u mnie, żeby poznali, też moją rodzinę. – widać było, że się stresował.
- Będzie dobrze, zobaczysz. – moja dłoń znalazła się na jego ramieniu.
- Mam nadzieje. – uśmiechnął się niepewnie. – Dobra, ja już idę, bo muszę pomóc w przygotowaniach mamie i Zoe. – wyszedł z mojego mieszkania.
Ulżyło mi, kiedy nasza rozmowa dobiegła końca. Zostało mi kilka dni, aż to wszystko się skończy. Cieszyło mnie to, ale nie wiedziałem, jak to się skończy. Zabolało mnie, to, że nie byłem w stanie przyznać się najlepszemu przyjacielowi, do zakochania w jego kuzynce. Poczułem ukucie, gdy mówiłem, że nic do niej nie czuje. Sam już nie wiem, co mam robić.
————
to już 17 rozdział, czym zbliżamy się powoli do końca tego ff.
bajo
CZYTASZ
25 days // z.m.
Fanfiction"- Masz 25 dni. - Ale na co? - Na rozkochanie w sobie tej suki Zoe."