23. osaczony wilk

26 2 0
                                    

(rozdział bardzo brutalny)

Teodor pov:
(Nikt się tego nie spodziewał)

-szykuj się na piekło Wolf- słowa Sergiusza rozbrzmiały w cichej piwnicy niepokojącym echem

-brzmi interesująco... Może pomogę?- spytał przymilnie Nicolas

Sergiusz zlustrował go wzrokiem -witaj, trzy- przywitał się spokojnie

-witaj, Sergiuszu, rozważysz moją propozycję? Całkiem możliwe że jeśli wyżyłbym się na tym nędzniku byłbym spokojniejszy na co dzień... A poza tym może przyda ci się pomoc w tym "piekle"- spytał z szerokim psychopatycznym uśmiechem Nicolas

Wolf nerwowo patrzył to na jednego to na drugiego. Nie wiedział co się będzie działo ale chyba jako jedyny nie chciał brać w tym udziału. Przecież chciał tylko sobie żyć dalej, znaleźć żonę (bo choć był już po 40 jak dotychczas nie miał szczęścia w miłości) dalej prowadzić firmę. Cieszyć się każdym dniem a nie gnić w tej piwnicy słuchając jak dwóch psycholi się kłóci o to kto będzie go torturował. Czy to na prawdę tak dużo?

Gdy wyrwał się z zamyślenia było już ustalone Nicolas a właściwie jego sadystyczna część będzie "asystować". Bał się, cholera tak bardzo się bał

-zacznijmy więc od tego czy wie pan dla czego pan tu jest i dla czego obiecałem panu piekło?- mówił opanowanym, chłodnym głosem. Patrzył prosto w oczy, przenikliwie i jakby zimno, ten wzrok zmuszał do odpowiedzi sam w sobie

-nie? Nie mam pojęcia- próbował zebrać myśli

-niech się pan wysili to na pewno się pan domyśli...

-bo potrzebujecie ofiary żeby się wyżyć?- powiedział po chwili intensywnego namysłu

-błąd, wie pan co się dzieje kiedy ktoś popełnia błąd? Pewnie tego też pan nie wie więc ja panu powiem. Trzeba go ukarać- mówiąc to z całej, dość sporej siły uderzył mężczyznę w lewy policzek -niech pan zgaduje dalej

Oddech Wolfa stał się urywany

Co robić, co robić?

-wiem za dużo?- spytał po chwili, przygotował się na uderzenie. Które rzeczywiście nastąpiło po chwili

-to mógłby być powód ale nie. Chyba nigdy pan nie zgadnie więc ja panu powiem. Skrzywdził pan Nicolasa. Za to pan będzie pokutował- uśmiechnął się i odsunął patrząc na mężczyznę z góry

-nie skrzywdziłem Nicolasa- wyszeptał czując że w tym leży kluch do jego wolności. To to może go uratować

-nie?- spytał zdziwiony Sergiusz, w Teodorze zapaliła się iskierka nadziei że zrozumie, że go uwolni -a to że wywalił go pan z pracy? Że pan go wydał sprawiając że był przerażony a teraz nie może wyjść i na koniec czy to nie jego właśnie pan zwyzywał?

-nie, to był trzy. Trzy, nie Nicolas, nigdy bym mu nic nie zrobił...- zaczął się rozpaczliwe tłumaczyć

-niech pan się już lepiej nie pogrąża bo od kary i tak pan nie ucieknie. Dobra trzy, idź po narzędzia, wszystko co znajdziesz, nóż, młotek czy co tam będziesz chciał, wierzę w twoją kreatywność w tej sprawie, ja w tym czasie przygotuję naszego... Pacjenta- uśmiechnął się i zaczął poprawiać liny Wolfa, zielonooki w tym czasie zniknął na górze -możliwe że będzie bolało i będzie się pan wyrywał a ostrożności nigdy za wiele- mruknął

Teodor milczał, bał się cokolwiek powiedzieć. Bał się że to "cokolwiek" jeszcze bardziej go pogrąży

Cisza była jeszcze gorsza niż ich straszne słowa, cisza, oczekiwanie, lęk, czy tylko to już teraz będzie czuł? Nie, będzie jeszcze gorzej, na pewno, wrócił Nicolas, z nożem, młotkiem i jeszcze kilkoma innymi rzeczami. Będzie gorzej

Trzy rozłożył wszystkie narzędzia w równym rządku pod ścianą. Starał się tam nie patrzeć, to go tylko bardziej denerwowało, no bo poco im do cholery szpicel?

-możemy zaczynać?- te mrożące krew w żyłach słowa padły z ust Sergiusza

-oczywiście, zawsze i wszędzie, wiesz że ja nie odpuszczam takich rzeczy- uśmiechnął się

-przejdźmy więc do gwiazdy tego show- spojrzał prosto na mężczyznę -chwila, chwila, tak ważna osobistość powinna się uśmiechać a ten tu wydaje się taki... Smutny, nie uważasz trzy?

A z czego miał się cieszyć? Że został porwany? Że jakiś dwóch niezrównoważonych mężczyzn będzie go teraz torturować a potem pewnie zabije

No normalnie powinnien być im wdzięczny za tak radosne przeżycia

-czyżbyś myślał o jakimś uśmiechu, Sergiuszu?- spytał z szerokim uśmiechem Nicolas, to nie był normalny uśmiech, to był uśmiech pełen chęci krzywdzenia

-czytasz mi w myślach, chcesz dostąpić zaszczytu czy mogę zacząć?- spytał biorąc nóż który wyglądał na bardzo ostry

Chyba nie chcieli zrobić... Cholera co on sobie wmawia? Na pewno, widział to już u innych ofiar. Krwawe, wieczne uśmiechy, czy i on taki będzie miał?

-możesz zrobić, ja się zabawię potem. Aż mi głowa pęka od tych wszystkich pomysłów. Poza tym to twoja specjalność

Brunet przystawił nóż do jego policzka. Chwilę jeździł po skórze zostawiając czerwone choć nie krwawe ślady. Po chwili takiej zabawy wbił ostrze w miękka skórę

Po piwnicy (i najprawdopodobniej po całym domu) rozległ się głośny, rozpaczliwy krzyk który po chwili został uciszony szmatą

Teodor czuł się jakby zaraz miał umrzeć z bólu. Świat mu się rozmazywał przed oczami a w uszach szumiało

Sergiusz nie dał my jednak czasu na odpoczynek. Wykonał długi, pewny ruch rozcinając policzek aż do warg. Po chwili z drugiej strony zrobił to samo

Wolf już nie miał nawet siły myśleć. Ten ból był nieporównywalny ze wszystkim co dotychczas przeżył. Obezwładniający ból i szkarłatna krew skapująca na małą szybko rozrastającą się kałuże krwi. Gdyby to było wszystko ale nie oni planowali coś jeszcze wychwycił słowa

"Nie zemdleje"

"Prądem"

"Dłonie"

"Ucieczka"

Sergiusz poszedł na górę, po co? Nie wiedział i chyba nie chciał. Zamiast niego podszedł Nicolas -boimy się że pan ucieknie, że pan rozwiąże sznury. Nie zrobi pan tego jeśli jedna dłoń będzie nie sprawna, prawda?

Zero reakcji, nie miał siły, nie miał siły na nic poza martwieniem się co to miało oznaczać i jak bardzo ucierpi

-prawda, dla tego jestem zmuszony...- tu na chwilę urwał -nie... Dla tego MAM OCHOTĘ- poprawił się po sekundzie -sprawić że już pan nie ruszy tą ręką... Domyśla się pan co chcę zrobić?- spytał, nie słysząc odpowiedzi kontynuował -zmiażdżę panu dłoń- powiedział dobitnie

Szatyn kopnął jego krzesło tak że się przewrócił na bok boleśnie uderzając o twardą betonową podłogę

-proszę położyć dłoń- powiedział niemal uspokajającym tonem

Z ogromnym wachaniem spełnił jego proźbę jednak gdy zielonooki się zamachnął się młotkiem szybko ją zabrał

-panie Wolf, nie tak się umawialiśmy... Chciałem po dobroci ale tak będę musiał pana przypilnować bo nawet ręki pan nie umie na jednym miejscu przytrzymać

Przycisnął butem jego rękę i wycelował

Głośne łupnięcie

Trzask miażdżonych kości

Rozdzierający wrzask bólu

A potem nic, cisza i ciemność. Zemdlał i to było jego wybawieniem

Szkoda że chwilowym

Kolor szczęścia | Yaoi | ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz