Rozdział 3. Przypadki istnieją i mają wielką moc

1K 125 66
                                    


Alec nie przejął się krytycznym spojrzeniem ojca, kiedy mijał go na korytarzu. Głównie dlatego, że Robert krytycznie patrzył na wszystko, co było związane z synem i czego ten by nie robił, zawsze kończyło się połajanką. Tym razem umysł młodego Łowcy był tak zajęty tematem Magnusa Bane'a i jego rzekomych powiązań z wydarzeniami sprzed roku, że ledwo zarejestrował, że Robert w ogóle na niego patrzy.

Nie biegł. Nawet nie szedł jakoś wyjątkowo szybko. Po prostu szedł. Do spotkania z matką Alecowi się nie spieszyło. Wiedział, co usłyszy. Wyrzuty, które wywołają wyrzuty sumienia u niego. Będzie po tym spotkaniu wściekle walić pięściami przez godzinę, a potem wróci do pokoju, okryje się kocykiem i zwinie w kulkę poczucia winy. Padnie za dużo gorzkich słów, a kiedy już to do niego dotrze, będzie za późno. A po wszystkim przez całe tygodnie będzie omijał szerokim łukiem matkę.

Mając takie przekonanie o tym, co na pewno się stanie, był w dużo większym szoku, kiedy matkę znalazł dopiero w jednej z odosobnionych sal wychodzących na Sanktuarium. Maryse rzadko tu urzędowała, chyba że przyjmowała gości z Podziemia...

– Siadaj – oznajmiła od razu, ledwo uchylił drzwi. Stała tyłem do niego, wyglądając przez witrażowe okno. Alec nie był pewien, czy była w stanie cokolwiek zobaczyć.

Łowca przeszedł kilka kroków i usiadł przy długim stole. Wystarczająco daleko, żeby nie musieć patrzeć matce bezpośrednio w oczy i wystarczająco blisko, żeby nie mogła go posądzić o próbę ucieczki.

– Podobno mnie szukałaś – podjął, kiedy mama się nie odezwała. – Byłem...

– Nie kłam – przerwała mu.

– Byłem w archiwum – przyznał, udając zręcznie, że właśnie to chciał powiedzieć.

– Nie spodziewałabym się – sarknęła i odwróciła się w końcu w jego stronę. – Powinieneś być pod opieką Carli, ale skoro masz już osiemnaście lat i nie mam prawa mówić ci, co masz robić, nie będę się wtrącać.

– Mhym – mruknął niechętnie Alec, przywdziewając na usta uroczy uśmiech. A przynajmniej spróbował. Wyszło tak, jakby zjadł naprawdę obrzydliwą cytrynę. Matka miała talent do manipulacji i Aleca trafiał szlag, kiedy tylko otwierała usta. Powstrzymał się jednak od komentarza. Po ponad miesiącu od jego osiemnastych urodzin, to i tak był progres.

– Co to za kot? – zapytała nagle.

Alec podskoczył i rzucił okiem przez ramię. Tuż przy drzwiach stał kocur. W pełnym świetle i po kilku kawach, Alec w końcu był w stanie docenić piękno tego zwierzęcia. Był wielki, czarny... jego futro lśniło, opadając falistymi kaskadami z obu boków. Pyszczek wyglądał egzotycznie, a jedynym kolorem, były inteligentne, zielono-złote oczy, które teraz patrzyły na Aleca.

– N-nie wiem – wyjąkał Łowca i bezwiednie wyciągnął rękę.

Kot zdawał się na to czekać. Skoczył do przodu i przeszedł pod dłonią, ocierając się o nią grzbietem. A potem usiadł znowu, tym razem bliżej nogi Aleca.

– Chyba cię lubi – burknęła Maryse, mrużąc podejrzliwie oczy. Zaraz jednak otrząsnęła się z zamyślenia i wbiła ponownie wzrok w syna. – Po zmierzchu jestem umówiona z przedstawicielami Podziemia.

– To nowość. – Alec wywrócił oczami.

– Mamy kryzys, Alexandrze. To nie czas na strojenie min!

– To idealny czas na strojenie min. I jestem Alec, a nie Alexander.

Maryse zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i odliczyła do dziesięciu, zanim wypuściła powietrze ze świstem przez zęby.

Kot i jego NocnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz