Rozdział 15. Chichot losu

730 84 92
                                    


Alec zbudził się i zdał sobie sprawę z tego, że wcale nie jest w swoim pokoju. Bolało go ramię i było mu przeraźliwie gorąco, jakby ktoś zainstalował dodatkowe ogrzewanie w Instytucie. I dalej był obolały.

Uchylił powieki i wtedy odkrył, co było przyczyną gorąca. Widok przysłaniała mu rozczochrana czupryna Jace'a. Chłopak pochrapywał cicho, wtulony w jego bok i z głową ułożoną na ramieniu Aleca. To wyjaśniało napięte mięśnie i demoniczną duchotę. Pytaniem pozostawało to, dlaczego Alec w ogóle obudził się tak wcześnie.

W głowie mu huczało i chociaż pamiętał każdy moment poprzedniego dnia, miał problem z przywołaniem wspomnień, które ułożyłyby się w logiczną i spójną całość. Jedyna rzecz, jaka go obchodziła, to bezpieczeństwo Jace'a, i pewnie to skłoniło go do położenia się w pokoju brata. Poprzedniego dnia Carla opatrzyła ich zaraz po dotarciu do Instytutu. W miarę, jak do Aleca docierała rzeczywistość, coraz trudniej było mu usprawiedliwić nagłą pobudkę. Nie miał najmniejszych powodów do niepokoju. Nawet Isabelle nie mogła być powodem, bo Carla poinformowała ich jeszcze w drzwiach, że z dziewczyną wszystko w porządku i do rana na pewno będzie niemal w pełni sił.

To czemu się obudził?

Zrozumiał to, kiedy wyodrębnił z otoczenia dźwięki. Z początku przypominało to jednostajny alarm budzika, dochodzący gdzieś zza drzwi. Potem Alec zdał sobie sprawę z tego, że to nie był wcale dźwięk budzika, a raczej miauczenie kota.

Kot.

Alec miał coś ważnego do zrobienia z kotem, oczywiście poza nakarmieniem go, ale tym zapewne zajęły się Carla albo Isabelle. Carla albo Isabelle. Isabelle była ranna i pewnie wciąż w Infirmerii, więc pozostawała Carla. Carla na pewno tego dopilnowała, bo to była Carla. Dbała o Kota tak, jak Alec dbał o Gabriela.

Mauczenie nie ustępowało.

Jace poruszył się niespokojnie, marszcząc przy tym prosty nos. Naraz usiadł gwałtownie i potrząsnął głową.

– Twoje przeklęte kocisko – burknął, drapiąc się z niesmakiem pod ortezą na barku. – Twoje przeklęte kocisko i twoje przeklęte, kościste cielsko – dodał.

Alec wzruszył ramionami.

– Szuka mnie – stwierdził mało odkrywczo.

Jace ziewnął i przerzucił nogi przez krawędź łóżka. Ziewnął kolejny raz i dopiero wtedy wstał, kierując swoje kroki w stronę drzwi. Alec śledził go wzrokiem, nie podnosząc się z poduszki. Łóżko Jace'a było o tyle wygodniejsze od jego własnego, że było całkowicie czyste, pomijając te plamy, które zdążyli zrobić wracając do Instytutu poprzedniego dnia uwaleni kurzem i krwią. Te również nie miały tu pozostać na długo – Jace miał prawdziwą obsesję na punkcie czystości – ale poprzedniego dnia nie mieli siły się umyć ani nawet przebrać.

– Nie chcę go tu wpuszczać – oznajmił Jace, tylko po to, by zaznaczyć swoje niezadowolenie i nacisnął klamkę.

Czyny przeczyły słowom, więc Alec je zignorował. Z resztą i tak było za późno. Jace ledwo uchylił drzwi, a wielkie kocisko przecisnęło się przez szparę. Błyskawicznie Kot znalazł się na brzuchu Aleca, w ciszy zwijając się w futrzastą, ogromna kulkę.

– Wy jesteście w pakiecie? – zapytał retorycznie Jace, krzywiąc się.

– Tak jak ty i ja – odparł mimo wszystko Alec i leniwie sięgnął w stronę kocura.

Ku jego zaskoczeniu błysnęły zielone oczy, a zaraz pazury i Alec cofnął podrapaną dłoń z cichym syknięciem.

– Bestia! – prychnął z rozbawieniem. Spojrzał na Jace'a i posłał mu szczery uśmiech. Obecność futrzastego przyjaciela i cisza ukoiły jego nerwy. – Jak się czujesz?

Kot i jego NocnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz