Rozdział 11. Cameo

732 97 107
                                    

Musicie mi wybaczyć ten okropny zabieg. Nie mogłam się powstrzymać. Przepraszam. To było silniejsze ode mnie. No i.... i no... No. 

***

Nowy Jork jesienią był ponurym, mokrym i nieprzyjemnym miejscem. Idąc uliczkami prędzej można było wrócić do domu ubłoconym, niż gdyby przejść się podczas deszczu po zagrodzie dla świń, ale Alecowi najwidoczniej to nie przeszkadzało, bo odkąd tylko opuścili ramię w ramię z Nathanem budynek, mówił tylko o tym, co znalazł w lofcie czarownika. Wydawał się przy tym podekscytowany i Nathan z początku mu nie przerywał. Obserwowanie Aleca w takim stanie było dziwnie przyjemne, jakby patrzył na coś wyjątkowego.

Alec za to czuł się niczym w euforii. Pierwsze zaskoczenie propozycją Nathana minęło, zostawiając po sobie tylko rozbawienie sytuacją i mógł się odprężyć. Spokój przy wilkołaku przychodził mu z łatwością, jakby znał go pół życia, a nie raptem kilka dni.

Minęli kilka starych witryn, nie zatrzymując się nigdzie. Nathan chyba miał jakiś plan, ale Alec nie naciskał na zdradzenie go.

– Czy ty kiedykolwiek gadasz o czymś innym niż praca? – zapytał nagle wilkołak, przerywając Alecowi monolog o znalezionych zdjęciach.

Lightwood spojrzał na niego z wyrzutem, obrażony wciskając zziębnięte dłonie w kieszenie kurtki.

– Rzadko – burknął. Policzki zaczęły go nieprzyjemnie piec.

– Powinieneś zacząć – stwierdził Nate, szturchając go ramieniem. – Mógłbyś być czarującym rozmówcą, gdyby twoja paleta tematów obejmowała coś innego.

– Czarującym? – Alec uniósł z drwiną brew. – Ja będę czarujący, jak piekło zamarznie.

– Nie każdy piekielny wymiar jest gorący, a ty jesteś i gorący i czarujący – odparował Nate. I nagle się potknął.

Alec zareagował, zanim zdążył o tym pomyśleć i złapał wilkołaka w pasie, chroniąc go przed upadkiem. Naraz ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Alec mimowolnie pomyślał, że nieliczne piegi na policzkach Nathana, których wcześniej nie dostrzegł, zawsze stojąc zbyt daleko, wyglądają jak konstelacje gwiezdne. Zganił się za tę myśl.

– Wow – wymamrotał Nate, mrugając intensywnie oczami. – Z bliska jesteś jeszcze bardziej uroczy!

Alec prychnął. Czar prysł, a on bezceremonialnie puścił wilkołaka. Chłopak zachwiał się, z trudem łapiąc równowagę.

– No nie bądź taki! – zawołał. – Tylko udowodniłeś moje słowa! Niezły refleks.

Alec odwrócił głowę, rumieniąc się tym intensywniej, im bardziej próbował wyprzeć jego słowa. Komplementy od Natahana, te do których myślał, że przywykł, znowu zaczęły go drażnić. Nie były nieprzyjemne, po prostu dziwne. Czuł się z nimi nieswojo.

Starając się to zamaskować, rozejrzał się po chodniku w poszukiwaniu czegokolwiek, o co wilkołak mógł się potknąć. Bez skutku. Kostka brukowa była świeża i zupełnie prosta, a do tego, co było wyjątkowe dla tej części Manhattanu, nie pokrywała jej warstwa papierków po hot dogach. Nigdzie nie było też nawet patyczka. Spojrzał podejrzliwie na Nate'a.

– Zrobiłeś to specjalnie? – zapytał, nie wiedząc, czy ma się z tego śmiać, czy tylko żałować, że dał się nabrać. Postawił na coś pomiędzy, mrużąc oczy.

– Nie – odparł z rozbawieniem Nate i wskazał na coś, co było za Aleciem. – Za to on prawdopodobnie owszem.

Alec odwrócił się gwałtownie i wytrzeszczył oczy.

Kot i jego NocnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz