Rozdział 21. Dlatego to wiedział

967 90 118
                                    

Mile widziane negatywne komentarze. Nie zabijcie mnie za to. Albo... w sumie, wszystko mi jedno. O.o



Alec zgubił pościg Jace'a gdzieś w połowie drogi i wpadł do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Osunął się po nich na podłogę i schował głowę między nogi. Czuł ból, tępy i paraliżujący. Wraz z bólem pojawiły się mdłości i zawroty głowy. Nie był pewien, jak udało mu się dotrzeć do pokoju, ale kiedy już w nim był, czuł się tylko gorzej.

Przed oczami pojawiały mu się urywki niezrozumiałych, zamazanych obrazów. Nie potrafił się na nich skupić na tyle długo, by dać radę rozpoznać chociaż postacie, które się przez nie przewijały. Były kolory, kształty, jakieś głosy, dobiegające do jego świadomości, jak spod wody, ale nic konkretnego.

Zacisnął palce na własnych włosach, szarpiąc za nie z całej siły. Wspomnienia, bo Alec był pewien, że to właśnie one go dręczą, były przyjemne. A przynajmniej chciał wierzyć, że tak było. Albo chociaż neutralne. Nie powodowały dreszczy, nie przywodziły na myśl urywków scen z koszmarów, które doświadczał. Ich nieprzyjemna natura wynikała jedynie ze sposobu, w jaki pojawiały się w jego głowie. Kiedy starał się je uchwycić, natrafiał na czerń odebranego fragmentu życia.

Z dreszczem przypomniał sobie, nie pierwszy raz tego dnia, że winą za te dziury i luki powinien obarczyć własnych rodziców i wykonawcę skomplikowanego zaklęcia. Magnus był temu winny, nikt inny i to jego Alec powinien za to nienawidzić.

Ale ze wspomnień wynikało coś wprost przeciwnego. Kiedy pozwalał im płynąć, kiedy tylko patrzył między swoje nogi, siedząc smętnie na podłodze i nie walczył o najmniejszą informację, to właśnie Magnus dominował jego myśli. A przecież to było niemożliwe... Niemożliwe, że Alec pamiętał, jak wygląda ten mały pieprzyk pod brwią czarownika. Niemożliwe, że kojarzył zapach cynamonowych gum do żucia i dotyk... Jak, jak mógł wiedzieć, że dłonie czarownika były zawsze zimne...?

Wzdrygnął się ponownie, kiedy mignął mu przed oczami obraz oczu Magnusa. Złoto-zielonych, głębokich, wypełnionych pasją i ciepłem oczu. Zbyt blisko, by mogło to być jedynie wspomnienie mijania go na korytarzu Instytutu.

Podkulił mocniej nogi i oparł głowę o zimne drewno drzwi. Nie dochodził do niego żaden dźwięk, a mimo to jego mięśnie zaczęły się spinać, jakby szykowały się same do walki.

Ale skoro się znali... Skoro Magnus twierdził, że się znali na długo zanim Alec podjął się szukania go i przygarnął jako Kota... Dlaczego Robert nalegał na to, by Alec o tym zapomniał?

To pytanie nie dawało mu spokoju, odkąd tylko usłyszał z ust Magnusa potwierdzenie swoich przypuszczeń. Dlaczego Robert tak bardzo nie chciał, żeby Alec przebywał w pobliżu Magnusa? I dlaczego matka, która zapewniała o tym, że Alec powinien móc decydować sam, przystała na tak inwazyjne środki...? I czemu, na miłość Anioła, Magnus to zrobił, skoro wyglądał, jakby mu zależało?!

Odpowiedzi na te pytania nie znalazł. Wstał z podłogi po kilku kwadransach, mając w głowie jeszcze większy mętlik niż wcześniej, lecz tym razem postanowił zachować się dorośle. Choć ten jeden raz.

Poprawił pomiętą koszulkę, otarł z policzków łzy, które nie wiadomo kiedy popłynęły i stanął naprzeciw drzwi, patrząc na klamkę, jakby siłą woli starał się ją otworzyć. Na szczęście nie miał takich zdolności.

Wziął głęboki, uspokajający wdech i otworzył drzwi.

Widok Magnusa, siedzącego naprzeciw drzwi na podłodze, powinien go zdziwić, ale tak się nie stało.

Kot i jego NocnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz