Alec przemknął korytarzem, kierując swoje kroki ku gabinetowi matki. Zgodnie z jego przewidywaniami jeszcze nie spała. Siedziała za biurkiem, przeglądając dokumenty. Uniosła wzrok na syna tylko na chwilę, ze starannie wystudiowaną miną, którą miała zapewne udawać zaskoczenie. Alec nie dał się zwieść. Maryse musiała się spodziewać wizyty, bo zamiast twardego krzesła, przed jej biurkiem stał wygodny fotel. Bez słowa przeszedł gabinet i usiadł naprzeciwko mamy.
Milczeli dłuższą chwilę. Alec właściwie był za to kobiecie wdzięczny. Nie miał pomysłu, jak powinien rozpocząć rozmowę. Zbierał myśli, próbując sformułować pytania. Czekał na ich zadanie pół życia, chociaż większość w nieświadomości, a i tak nie miał czasu wyuczyć się ich na pamięć. Wybawiła go, najpierw jednak zbierając dokumenty z biurka. Poukładała je w zgrabny stosik, po swojej lewej stronie. Poprawiła kubek z kawą, odłożyła na miejsce zszywacz i długopis. Potem splotła przed sobą pace, wbijając wzrok w oblicze syna.
– Dałeś niezłe przedstawienie – oznajmiła beznamiętnym tonem.
– Z Clary czy z Magnusem? – zapytał Alec, udając niewinny ton.
Maryse westchnęła ciężko.
– Czy ty masz pojęcie, czym jest dyplomacja?
– Nie – odparł bez zażenowania Alec i uśmiechnął się cwaniacko. – Pytanie, czy muszę. Dałem jasno i wyraźnie do zrozumienia, z kim zadzierają, podważając obecność Magnusa w Instytucie. O nic więcej mi nie chodziło.
– Ale nie musiałeś nieść śpiącego czarownika przez całe Sanktuarium.
– Przez cały Instytut – poprawił ją Alec. Rozczuliło go samo wspomnienie o tym. – Nie martw się. Jest raczej lekki. Taki duży kot.
– Nie martwię się o twoje plecy, tylko o to, jak długi nóż ci w nie wetkną, jeżeli się nie opanujesz.
Alec westchnął i osunął się głębiej w fotelu. Nigdy nie miał szczególnie zażyłych kontaktów z rodzicami, z matką również, chociaż tu sprawa miała się nieco lepiej, niż w przypadku Roberta. Zdążył ich jednak oboje poznać. Maryse była tą osobą, której paranoja (którą Alec po niej odziedziczył) posuwała ją do skrajnej zapobiegliwości. Alec nie wątpił, że za słowami matki idą dużo bardziej obrazowe wizje. Tylko z uwagi na własne miękkie serce postanowił zmienić temat.
– Trzeba się zastanowić co dalej – oznajmił, żałując, że nie przyniósł sobie kawy. Ziewnął rozdzierająco.
– Przemyślałam sprawę odnośnie ochrony Bane'a. – Maryse przyjęła rzeczowy ton. – Chwilowo w Instytucie jest bezpieczny, ale nie potrwa to zbyt długo. Pomyślałam jednak, że jeżeli ty z Instytutu znikniesz, może to wywołać jeszcze więcej plotek.
Alec otworzył usta, chcąc jej przerwać, ale Maryse uciszyła go podniesioną ręką.
– Daj mi skończyć – fuknęła. – Nie wątpię, że nie dasz się odsunąć od tej sprawy. Nawet na chwilę nie uwierzyłam, w twoje zapewnienia, że chodzi ci wyłącznie o bezpieczeństwo Magnusa.
– Aha – mruknął Alec, podejrzliwie mrużąc oczy.
– Jednak moim zdaniem... nawet biorąc pod uwagę plotki, obaj powinniście zniknąć z zasięgu wpływów Roberta.
– Nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym zgodzę się z własną matką. Zapominasz jednak o czymś. Na Magnusa poluje nie tylko Kółeczko Wzajemnej Adoracji cioci Jocelyn, ale też kółeczko wzajemnej adoracji papcia Asmodeusza.
– Dlatego powinniście wyjechać – westchnęła Maryse.
Alec zamilkł i spoważniał. Głos matki zmienił się. Brzmiała na bardziej zmęczoną niż zwykle.
CZYTASZ
Kot i jego Nocnik
FanfictionProste rozwiązania są zawsze najnudniejsze. Z takiego założenia wyszedł Magnus, kiedy po nieudanym eksperymencie szedł sobie spokojnym krokiem na Manhattan, poskarżyć się swojej najlepszej przyjaciółce. Dlatego kiedy zobaczył smutnego Łowce nie mógł...