Rozdział 7. Aberracja rzeczywistości

776 101 47
                                    


Kot śledził z zainteresowaniem poczynania swojego nowego pana. Chłopiec wrócił ze swojej tajemniczej misji chwilę wcześniej, cały przemoczony i zziębnięty. Pierwsze co zrobił, to skopał z siebie spodnie i padł na łóżko, wtulając zmęczona twarz w pojedynczą poduszkę, która na łóżku leżała. Nie sięgnął nawet po kołdrę, a z bluzą szamotał się w pozycji leżącej, chichocząc przy tym, jakby sam fakt tych utrudnień bawił go do łez. Uwolniony od zbędnych ubrań sięgnął po notatnik Bane'a.

Przejrzał go tyle razy, że żadna strona nie była dla niego tajemnicą. Niewiele brakowało, a znałby treść notatnika na pamięć. Wiedział na przykład, że Magnus spotykał się, owszem, z przedstawicielami elity. Naliczał sobie za to ogromne rachunki, ale elita wcale nie stanowiła większości jego służbowego czasu. Alec wśród umówionych spotkań znalazł też takie, które zamiast kategorii zapłaty miły napisane "P.B.B". Czyżby miało to oznaczać "pro publico bono"?

– Kocie – odezwał się nagle. – Czym zajmował się Magnus? – zapytał.

Kot spojrzał na niego jak na idiotę. Ludziom zbyt często wydawało się, że zwierzęta są zdolne do pomocy w ludzkich problemach. Zlitował się jednak nad biednym chłopakiem, zeskoczył z szafy i wdrapał się na łóżko. Na wszelkie rozterki nie było lepszego sposobu niż mizianie futra kota. Możliwie najmocniej i najdłużej. Trudno to było nazwać kompromisem. W tej sprawie sami wygrani.

Alec wyciągnął w jego stronę rękę, bardzo posłuszny chłopiec i zwierzak wtulił w nią łepek. Z nim trzeba było prosto. Zapomniałby o swoich niewolniczych powinnościach, gdyby mu o nich regularnie nie przypominać.

– Chciałbym wiedzieć. Taki czarownik – westchnął Łowca i przymknął oczy, drapiąc kota za uchem. – Czytałem o nim, ale czytanie i nie spotkanie, to tyle co nic.

Skrzywił się i spróbował wstać. Zaraz jednak syknął i opadł na powrót w poduszki.

– Szlag by to...!

Kot miauknął i oparł łapki na jego boku. Takie człowieki to strasznie niereformowalne były. Mówić takiemu, powtarzać, że leżeć ma... A ten dalej swoje.

– O tak, właśnie tu boli! – warknął Alec i strzepnął go z siebie. – Nie dotykaj. Zostaw. Albo mnie zabije, albo przejdzie.

Kot zasyczał nieprzyjemnie, właśnie to miał na myśli! Taka to ludzka wdzięczność, on tu się poświęca, miły i puchaty jest, a kociak co? Warczy na niego! Wskoczył na pierś Aleca. Chłopakowi momentalnie zabrakło tchu, kiedy przysiadł.

– Nie dasz mi spokoju? – zapytał Łowca, wbijając wzrok w oczy zwierzęcia. – Ciężki jesteś!

Kot nic sobie z tego nie robiąc, umościł się wygodniej i zaczął mruczeć tym donośniej im bardziej Alec protestował i próbował go zrzucić. Zdało się to tylko na tyle, że zwierzak zaczął wbijać w jego pierś pazury. W końcu nawet Lightwood się poddał, bojąc się, że prędzej wykrwawi się od zadrapań niż od rany na brzuchu. Między stopy złapał kołdrę i nakrył nią siebie i kota, a potem złorzeczył półgłosem tak długo, aż nie zasnął. A zasnął szybko, bo Kot tego dopilnował. Mruczeniu i przyjemnym wibracjom nic nie mogło się oprzeć, nawet ten paskudny śmierdziel.

***

Jace rozejrzał się z niedowierzaniem po archiwum. Było puste, tak jak być powinno i tak jak z zasady było, tylko ta pustka była pozbawiona najważniejszego swojego elementu, jakim był Alexander Lightwood, miejscowy dziwak. To nie była przyjemna obserwacja.

– Ale że nie mówił, że wychodzi? – zapytał Isabelle, która stojąc za jego plecami też wyglądała na zaniepokojoną. – Na pewno?

– Zawsze mówi – burknęła. – Jak nie mi, to widać, kiedy wychodzi. Znasz go przecież.

Kot i jego NocnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz