– Wracaj mi tu, szczeniaku! – wrzasnął chłopak, biegnąc za blondwłosym chłopcem. Minął kolejną przecznice. Nerwy zaczynały mu już puszczać. Jego skóra falowała, w każdej chwili gotowa do wypuszczenia z siebie wilkołaczego futra. Potrzeba była tak głęboka, że musiał ugryźć się we własne ramię, żeby odwrócić uwagę. Krew popłynęła, zostawiając za nim czerwoną smugę.
– Zostaw mnie w spokoju! – krzyknął piskliwie chłopiec przed nim. W biegu zmienił się w wilka i skoczył za najbliższy kontener na śmieci. Ostatnie co widział jego brat to błyszczące złociście futro z jego ogona.
– Zabiję go kiedyś – syknął starszy wilk, zatrzymując się. Pościg nie miał już sensu. – Jak Bór kocham, zabiję, kości zmielę i nakarmie nimi Sally!
Wściekłość wyparowała niemal natychmiast. On nie potrafił się zbyt długo gniewać na kogokolwiek. Żywić urazę? Całe lata. Ale żeby zaraz się wściekać? I tak miał wysokie ciśnienie. Westchnął i usiadł na zapomnianej ławce w zaułku.
W tym samym momencie zawibrował jego telefon. Chłopak bezwiednie sięgnął do kieszeni i wyciągnął komórkę.
– Cudoooownie cię słyszeć, Luke – odezwał się, odbierając. – Tak, wiem, Archie znów narozrabiał. Wmieszał się w bagno i wszyscy wiemy, że stado chce go zabić. Pozwolę na to, jak sam z nim skończę – dodał, zanim alfa zdążył się odezwać.
– Nie chodzi o gówniarza – odpowiedział ponuro Luke. – Jesteś może w pobliżu domu Bane'a, Nate?
– Skąd wiedziałeś? – zdziwił się na pokaz wilkołak.
– Bo cię znam – odparł Luke. – Wyślę kogoś do ciebie. Współpracuj, on jest w porządku.
– Mówisz to tak, jakby istniało ryzyko, że jednak nie – zaśmiał się nerwowo Nate, przekładając telefon do drugiej ręki. Z niesmakiem spojrzał na ranę na przegubie. Krew nie przestawała płynąć, chociaż już widział pierwsze zalążki gojenia. Ugryzł się za mocno, zostanie blizna. – Jakieś uwagi? Jak go rozpoznam?
– Wysoki, ciemne włosy, niebieskie oczy... runa odbicia na szyi. – Ostatnie zdanie Luke dodał po wyraźnym zawahaniu.
– Super! – wykrzyknął z udawanym zachwytem Nate. – Bo na pewno brat mi wybaczy, jeżeli będę się bujał z Nocnym Łowcą.
– Twój brat nie dożyje przyszłego tygodnia, jeżeli nie znajdziecie Magnusa Bane'a – odpowiedział poważnie Luke. – Będzie pierwszy.
– Było mówić tak od razu! – zaśmiał się Nathan. – Tym bardziej nie pomogę. Wszystko, co zabije tego pchlarza jest moim przyjacielem.
– Nate... – westchnął Luke.
– No dobra, dobra. Za dwadzieścia minut ma być na Greenpoint. Nie będę czekał.
– Dwadzieścia minut – obiecał Luke. Nate nie rozłączył się od razu. – Tylko... weź go nie forsuj, dobra? Chyba dzieciak jest ranny.
– Dzieciak... Świetnie, będziemy do siebie pasować.
Nate rozłączył się, nie czekając na kolejne instrukcje. Poprawił bluzę, spuszczając rękaw tak, by nie było widać gojącej się rany. Dwadzieścia minut... Może zdąży wstąpić do piekarni po pączki...?
***
Alec nienawidził taksówek, ale o tej godzinie to była jedyna możliwość w miarę szybkiego dostania się na Greenpoint. I tak utknął w korku. Spóźniony przynajmniej kwadrans z czystej wściekłości nie zostawił taksówkarzowi napiwku. Wysiadł, zatrzaskując za sobą drzwi.
CZYTASZ
Kot i jego Nocnik
FanfictionProste rozwiązania są zawsze najnudniejsze. Z takiego założenia wyszedł Magnus, kiedy po nieudanym eksperymencie szedł sobie spokojnym krokiem na Manhattan, poskarżyć się swojej najlepszej przyjaciółce. Dlatego kiedy zobaczył smutnego Łowce nie mógł...