Przesłuchanie ciężko było nazwać porażką. Alec musiał się pogodzić z tym, że chociaż wspinając się leniwie po schodach, czuł się jak przegrany, to naprawdę nim nie był. Zdobył więcej informacji, niż się spodziewał. Miał punkt zaczepienia, wiedział więcej i mógł z tą wiedzą coś zrobić. Problem tkwił w tym, że nie miał pojęcia co.
Zatrzymał się na półpiętrze dzielącym piwnice od parteru. Tym korytarzem mało kto uczęszczał, chociaż był on jedyną drogą prowadzącą do cel więźniów. Stare, wilgotne mury od początku swojego istnienia nie przeszły porządnego remontu. Kiedy Alec oparł o nie plecy, czuł jak wilgoć wsiąka w materiał jego bluzy na plecach.
Skulił się na podłodze, obejmując ramionami kolana. Było mu zimno, ale nie był pewien, czy bardziej z powodu chłodu ściany, czy może przez informacje, jakie udzielił mu Maurice.
Nigdy nie ukrywano przed nim przeszłości rodziców. Dostawał szczątkowe informacje, ale zarówno Maryse jak i Robert wyszli z założenia, że ukrywając własne błędy mogą jedynie stracić w oczach własnych dzieci. Dlatego Alec wiedział, że kiedyś byli członkami Kręgu. Nie wszystko. Na przykład o dezercji matki nie wiedział, tak jak o tym, że to właśnie on sam był przyczyną, dla której kobieta zrezygnowała ze wzniosłych celów, które przyświecały jej przez tyle lat. Ta informacja nie tyle go zaskoczyła, co raczej wprawiła w rodzaj dumy z zachowania matki, a jednocześnie sprawiła, że poczuł jeszcze głębszą urazę w stosunku do ojca. Jego trzeba było namawiać. Alec chciał wierzyć, że było to spowodowane jedynie parabatai ojca, ale nie potrafił oszukać sam siebie. Robert był właśnie taki. Zawsze stał po tej stronie, która jego zdaniem miała większe szanse na wygraną. W tym szalenie przypominał wszystkie te istoty, którymi tak bardzo gardził.
I pozostawała jeszcze sprawa jego własnego pochodzenia. Krąg musiał dokładnie sprawdzać swoich członków. Przynajmniej te dwadzieścia lat wcześniej, byle kto nie mógł do nich dołączyć. Dbali o czystość rasy. Valentine dbał. Robert i Maryse zapewne zostali prześledzeni na pięć pokoleń do tyłu, o ile nie głębiej. Nie było możliwe, by on, Alec Lightwood, był bliżej bądź dalej spokrewniony z faerie, wilkołakiem bądź z tą tajemniczą Tessą Gray, która była bodaj jedynym czarownikiem, który nie był bezpłodny. Chyba że pokrewieństwo było równie dobrze tuszowane, jak to Jace'a i jego ojca.
Alec pamiętał, doskonale pamiętał, że dziwny był zawsze. Jako dziecko niezwykle chorowity i wątły. Długo odstawał od rówieśników. Był nawet moment, kiedy jego siostra była uważana za starszą z rodzeństwa, chociaż dzieliły ich dwa lata. W tym okresie była tego samego wzrostu co on (a przynajmniej chciał sobie wmawiać, że te dwa cale, to dodał jej Robert). Dopiero później nagle jego wzrost wystrzelił, urósł pięć cali w pół roku! Ale na ten moment musiał czekać prawie dwanaście lat. Zawsze też, wedle słów jego najbliższych, miał dziwną tendencję do ładowania się w kłopoty. Z początku było to zabawne, ale z czasem, jak słusznie zauważył Jace, zrobiło się niebezpieczne. Alec w ciągu osiemnastu lat swojego życia, stawał przed demonami, oszalałymi wampirami, zdziczałymi wilkołakami, porwaniami, zabójstwami i całą masą dziwnych wypadków, z których tylko cudem wychodził z życiem i to najczęściej wtedy, kiedy dawał ponieść się własnym przeczuciom, albo zmuszał się do nie robienia niczego.
Czy to mogła być cecha, którą dzielił z jakąś konkretną rasą, czy tylko zrządzenie przewrotnego Losu, który tak bardzo lubił sobie z niego drwić?
Z roztargnieniem potarł końcówkę uszu. A może...?
– Nie, to głupie – powiedział sam do siebie, głośno i wyraźnie. – Twoimi rodzicami są Maryse i Robert.
Słowa brzmiały trochę jak kłamstwo i nie potrafił zrozumieć dlaczego.
Przecież każdy dzieciak, który ma problemy ze sobą zastanawia się, czy przypadkiem nie został adoptowany. O sobie wiedział, że nie, ale może mama zaciążyła z listono...
CZYTASZ
Kot i jego Nocnik
FanfictionProste rozwiązania są zawsze najnudniejsze. Z takiego założenia wyszedł Magnus, kiedy po nieudanym eksperymencie szedł sobie spokojnym krokiem na Manhattan, poskarżyć się swojej najlepszej przyjaciółce. Dlatego kiedy zobaczył smutnego Łowce nie mógł...