6. Troskliwość istnieje

987 67 25
                                    

~"Gdy odrzucisz to, co niemożliwe, wszystko pozostałe, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdą"~ - Sherlock Holmes, Yuukoku no Moriarty


21.12.2021r.

Pov. Misaki

- Dzwonię po Mikeya - oświadczył stanowczym tonem brunet.

- Że co? - prychnęłam zdezorientowana - Dlaczego akurat po niego? - zapytałam, nadal ogromnie zdziwiona. 

- Bezsensowne pytanie - powiedział pod nosem - On może coś na to poradzi.

Przez bite pół godziny byłam zmuszona do siedzenia w niezręcznej ciszy w salonie wraz z Bajim. Żadne z nas nie miało wystarczająco siły, żeby jakkolwiek podjąć choćby bezsensowny temat. Powoli traciłam swoją stalową cierpliwość, kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Posłałam brunetowi wymowne spojrzenie, nie ruszając się z miejsca. Westchnął przeciągle, kierując się szybkim krokiem w stronę drzwi. Po chwili dostrzegłam blond czuprynę, siadającą obok mnie na kanapie.

- Hej, Misaki - uśmiechnął się szeroko.

- Hej... - odpowiedziałam zmieszana.

- Pokażesz mi tego siniaka?  - zapytał spokojnym tonem.

- Co jest z wami, do cholery, nie tak? - zadałam pytanie zirytowana - Matka was nie nauczyła, że istnieje coś takiego jak przestrzeń osobista, a zwłaszcza u kobiety? - wstałam zbulwersowana całą sytuacją. Nie miałam pojęcia, kiedy to się stało, ale nagle dostrzegłam przed sobą Mikeya przypatrującego się mojej ranie. Nie wiedziałam co mam zrobić, więc stałam w bezruchu. Gdybym spróbowała jakoś interweniować, zrobiłoby się jeszcze bardziej niezręcznie. Przez moje ciało przebiegł dreszczyk zaskoczenia. 

- Jedziemy do mnie - oświadczył nagle blondyn, marszcząc wyraźnie swoje jasne brwi. 

- Nigdzie nie jadę - jasno się określiłam. Nie mam pojęcia, co blondyn mógł kombinować, ale przecież mieliśmy normalny dzień szkolny. Nie chciałam przez moje durne samopoczucie rezygnować z lekcji. Mikey podszedł do mnie szybkim krokiem i przysunął swoją twarz niewyobrażalnie blisko mojej, wywołując u mnie niemałe zaskoczenie. Nie byłam w stanie się ruszyć. 

Jeszcze nikt nigdy nie był tak blisko mnie...

- Chcesz skończyć w szpitalu? - zapytał mnie mrożącym krew w żyłach tonem. Mówił śmiertelnie poważnie, a ja bardzo dobrze o tym wiedziałam. Nie byłoby większego sensu w przeciwstawianiu mu się. Po chwili zastanowienia kiwnęłam głową, wyrażając ciche przyzwolenie na zabranie mnie, gdziekolwiek poniosłaby wola blondyna. 

W absolutnej ciszy dojechaliśmy na jedną z  podmiejskich dzielnic Tokio. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie okolicę, w której żyłby Mikey. W głowie miałam wiele pomysłów, jednak najwyraźniej zarysowało mi się skromne mieszkanie w centrum miasta, co stanowiłoby mobilne miejsce, umożliwiając przy tym szybki dojazd zarówno do szkoły, jak i na spotkania Toman. Zważając na ilość spraw, które miał obowiązek załatwiać czasami nawet w pojedynkę, byłoby to najbardziej logiczne rozwiązanie. Ku mojemu zaskoczeniu, uliczka, na której właśnie się zatrzymaliśmy, zadziwiająco cicha i spokojna.  Dawała niewyobrażalnie przyjemną dla duszy aurę. Gdyby nie te drapacze chmur na tle krajobrazu, powiedziałabym, że znajdowałam się w starej, tradycyjnej japońskiej wiosce. Dawno nie miałam okazji doświadczyć takiego klimatu. 

Kierowaliśmy się w stronę nieco odseparowanego od innych domów garażu. Obok moje oczy przelotnie dostrzegły porozrzucane części silników motocyklowych. Weszliśmy do środka przez rozległe, stalowe drzwi. To, co tam zobaczyłam, ponownie mnie zaskoczyło. W środku znajdował się urządzony chaotycznie pokój. Na niskiej, drewnianej szafce stał telewizor. Naprzeciwko umiejscowiona była dość dużych rozmiarów, skórzana czarna kanapa, gdzie najprawdopodobniej spał Mikey. Dookoła otaczały mnie półki, ze wspólnymi, towarzyskimi zdjęciami chłopaków z Toman, jednak o wiele młodszych, więc musiały zostać zrobione kilka lat temu.  Pomieszczenie było uporządkowane i nierozgarnięte jednocześnie. Po kątach porozrzucane zostały czarne motocyklowe kurtki, na krześle wisiał uniform gangu.

A world devoid of coloursOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz